Choć przed objęciem posady selekcjonera reprezentacji Polski przez Christa Hitta wielu wieszczyło, że nasza drużyna narodowa popadnie w jeszcze większy marazm, to walijski trener bardzo szybko udowodnił, że zdecydowanie zbyt wcześnie go skreślano. "Biało-Czerwoni" po raz pierwszy pokonali na wyjeździe Ukrainę, a następnie wygrali w Gdyni z Niemcami i po dwóch kolejkach rozgrywek Rugby Europe Trophy, czyli trzeciego poziomu na Starym Kontynencie, prowadzili w tabeli. Co więcej, przed spotkaniem ze Szwajcarią, rozgrywanym na stadionie Polonii w Warszawie, zaczęły padać deklaracje, że celem Polaków jest awans do wyższej dywizji. Warunkiem koniecznym do tego było jednak pokonanie Helwetów. Nastroje w naszej kadrze były bojowe, co jeszcze wzmocnił głośny doping fanów, którzy już od początku pokazali, że są pełni wiary w zawodników. Druga zwrotka hymnu, odśpiewana a capella, robiła duże wrażenie. I nasi zaczęli z dużym animuszem, bowiem już po siedmiu minutach prowadziliśmy 8:0. Najpierw bohater meczu z Niemcami Wojciech Piotrowicz wykorzystał rzut karny, a następnie, po znakomitej akcji kapitana Polaków Piotra Zeszutka przyłożenie zaliczył Roos Cooke. Niesienie dopingiem gospodarze po kolejnym rzucie karnym Piotrowicza podwyższyli swoje prowadzenie, ale potem do głosu coraz częściej zaczęli dochodzić goście.Zakończyło się to przyłożeniem, a następnie podwyższeniem Szwajcarów w 25. minucie i na tablicy wyników pojawił się wynik 11:7. To był kolejny bodziec dla Polaków, którzy od razu ruszyli do przodu. I już po chwili powinni cieszyć się z kolejnego przyłożenia, ale po niesamowitej akcji Michał Haznar przykładając punkty wypuścił piłkę do przodu i sędziowie nie zaliczyli punktów.Jednak jak mówi przysłowie, co się odwlecze to nie uciecze i nasz świeżo upieczony reprezentant o namibijskich korzeniach w 33. minucie po raz kolejny ruszył po skrzydle i tym razem się nie pomylił. Po podwyższeniu Piotrowicza prowadziliśmy 18:7 i znów mecz był pod naszą kontrolą. Nasz kopacz po kilku minutach wykorzystał kolejny rzut karny i zdawało się, że Helweci już się nie podniosą. Niestety tuż przed końcem zaliczyli kolejne siedem punktów po przyłożeniu z podwyższeniem i schodząc do szatni mieli już tylko siedmiopunktową stratę.Druga połowa zaczęła się od bardzo wyrównanej walki, widać było, że żadna z drużyn nie zamierza odpuszczać. Siedzący na trybunach trener Hitt bardzo nerwowo reagował na błędy swoich podopiecznych. W 54. minucie jeden z nich zakończył się rzutem karnym dla gości i celnym kopem "na słupy", co dało Szwajcarom trzy punkty. Na szczęście po chwili tym samym odpowiedział niezawodny Piotrowicz i sytuacja wróciła do normy.Grający z numerem "10" zawodnik Ogniwa Sopot bardzo wierzył w swoje umiejętności i w 62. minucie zdecydował się na kop dokładnie z połowy boiska, co wcale nie jest częstym widokiem na rugbowych boiskach. Piotrowicz jednak ponownie trafił i podwyższył prowadzenie Polaków na 27:17.Helweci w 68. minucie znów zdecydowali się na kopanie z rzutu karnego, co przyniosło im trzy punkty, ale po chwili po raz kolejny odpowiedział Piotrowicz, nie pozwalając gościom zbliżyć się do naszego zespołu. Niecałe dziesięć minut później Polacy bardzo mocno nacisnęli rywali i wywalczyli młyn dyktowany tuż przed ich polem punktowym. "Biało-Czerwoni" mocno pchnęli po czym nasz kapitan Piotr Zeszutek zaliczył kolejne przyłożenie! Podwyższenie w wykonaniu Piotrowicza była właściwie formalnością i nasz zespół prowadził już 37:20. W samej końcówce Szwajcarom udało się zdobyć jeszcze ostatnie przyłożenie, ale na nic więcej nie było ich stać. "Bialo-Czerwoni" pokazali, że pokładane w nich nadzieje wcale nie były płonne. Po rozegraniu przez naszą drużynę trzech spotkań, zakończonych kompletem wygranych, "Biało-Czerwoni" znajdują się na prowadzeniu w tabeli Rugby Europe Trophy. Przed nimi jeszcze mecze z Litwą i Belgią, ale wymarzony awans wydaje się już na wyciągnięcie ręki.Polska - Szwajcaria 37:25 (21:14)