25 lutego, dzień po rosyjskiej agresji na Ukrainie, reprezentacja Polski w rugby na wózkach, miała grać z Rosją o miejsca 5-8 w mistrzostwach Europy. Wygrany miał zagwarantowany występ w kolejnym czempionacie Starego Kontynentu, a drużyna, która przegra, miała szukać szans w kwalifikacjach. Polacy odmówili gry z Rosją. W efekcie musieli się pożegnać się z turniejem, a żeby wystąpić w kolejnym, muszą szukać szansy w kwalifikacjach. Turniej kwalifikacyjny ma odbyć się we wrześniu w Norwegii. Polski związek musi zgłosić chęć uczestnictwa do końca lipca. Problem w tym, że brakuje funduszy. Koszt występu w Norwegii to 138 tysięcy złotych. Dlatego zorganizowano zbiórkę. W dodatku nie wiadomo ile będzie miejsc dających kwalifikacje. Reprezentacja Rosji została zawieszona, ale nie wiadomo, jak długo ten stan potrwa i czy Rosjanie będą mogli wystąpić w przyszłorocznych mistrzostwach Europy. Choć sprawa jest bardzo skomplikowana, to nikt w polskim zespole nie żałuje, że mecz z Rosją się nie odbył. Prezes Polskiego Związku Rugby na wózkach Peter Kaluba przyznaje, że nie zmieniłby decyzji. - Owszem, brakuje nam teraz funduszy, ale nie mamy o to do nikogo żalu i pretensji. Takie decyzje podejmuje się ze wszystkimi konsekwencjami. Nie chcemy narzekać, podchodzimy do wszystkiego bardzo pozytywnie - mówi Kaluba, w rozmowie z "Onetem".