Do tego, że nasza żeńska reprezentacja pisze historię polskiego rugby zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Złoto mistrzostw Europy, srebro Igrzysk Europejskich, występy w prestiżowym cyklu World Series. Teraz Polki mają szansę na spięcie tego wszystkiego wspaniałą klamrą, bo właśnie dzięki drugiej pozycji podczas IE2023, teraz zagrają w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Monako. Nasza drużyna, która niedawno w znakomitym stylu wygrała pierwszy z dwóch turniejów mistrzostw Europy w Makarskiej, na Stadionie Louisa II powalczy w gronie dwunastu drużyn o jedną przepustkę na igrzyska. Drużyny zostały podzielone na trzy czterozespołowe grupy. "Biało-Czerwone" w pierwszej fazie zmierzą się z Meksykiem, Czeszkami i Chinkami, które w tym sezonie stały się naszym Nemezis, kilkukrotnie ogrywając nas w cyklu World Rugby HSBC Sevens Challenger. To zresztą drużyna z Azji wydaje się głównym faworytem do awansu, jednak ambitnie nastawione Polki chcą im pomieszać szyki. Pierwszymi rywalkami naszej drużyny będą Czeszki, z którymi Polki zmierzą się w piątek 21 czerwca o godzinie 13:00. Dwa kolejne mecze grupowe zostaną rozegrane w sobotę. Najpierw o 10:00 zagramy z Meksykiem, a potem, jeśli wszystko ułoży się po naszej myśli, w starciu o pierwszą lokatę w grupie zagramy z Chinkami. Do ćwierćfinałów awansują po dwie najlepsze ekipy z każdej z grup, a także dwie drużyny z trzecich miejsc z najlepszym bilansem punktowym. - Zwycięstwo w Chorwacji dużo nam dało. Mentalnie przełamałyśmy pewne bariery, nie poddałyśmy się, byłyśmy jednością. I bardzo dobrze się tam czułyśmy. To był dobry początek tych ważnych startów - powiedziała przed turniejem w Monako Hanna Maliszewska. - Bardzo chciałabym, żebyśmy doszły do finału i w końcu pokonały Chinki, które były dla nas do tego momentu nieosiągalne. Wygrały z nami w tym sezonie trzy razy. To jednak rugby 7 - bardzo nieobliczalny sport. Musimy liczyć na odrobinę szczęścia, ale zagramy na pewno najlepsze rugby, jakie potrafimy. Oddamy na boisku całe serce, bo wiemy, o co toczy się walka. No i mam nadzieję, że w końcu to my wygramy - dodała jedna z najbardziej doświadczonych zawodniczek w polskiej kadrze. I chociaż po wspomnianym turnieju w Makarskiej była zadowolona z tego, jak zagrała nasza drużyna, to zaznacza, że Polki stać na jeszcze więcej. - To nie był nasz szczyt formy. On dopiero przyjdzie, na turniej w Monako i na drugi z turniejów mistrzostw Europy. Maliszewska przyznała także, że chociaż stawka zawodów w Monako jest wielka, to w zespole nie ma presji, która mogłaby nieco spętać poczynania naszej drużyny. - Na razie nie czujemy żadnej presji, przynajmniej ja. I mam nadzieję, że w dni meczowe nic się nie zmieni. Popularna "Malina" dodała również, że na szczęście spośród zawodniczek, które trener Urbanowicz zdecydował się zabrać do Monako, udało się zaleczyć wszystkie drobne dolegliwości, z którymi nasze reprezentantki zmagały się niemal od początku sezonu. - Na razie wszystkie dziewczyny czują się dobrze, jakieś niewielkie mikrourazy są, ale walczymy z tym i mam nadzieję, że będzie dobrze. Nie ma żadnych poważnych kontuzji.