Z powodu wykluczenia Rosji z rozgrywek i rozszerzenia dywizji Championship awansowały do niej aż trzy zespoły z dywizji Trophy - Niemcy, Belgia i Polska. W tej sytuacji w Championship dojdzie do starć beniaminków z Rumunią i Gruzją - etatowymi uczestnikami Pucharu Świata i drużynami nawet aspirującymi do Six Nations, czyli ścisłego topu europejskiego rugby. "Stejari" (czyli "Dęby" - taki przydomek nosi reprezentacja naszych najbliższych rywali) zakwalifikowali się do wszystkich turniejów finałowych o Puchar Świata w historii, z tym że z udziału z jednego z nich (2019) zostali zdyskwalifikowani za wystawienie nieuprawnionych zawodników. Bilans musi wyjść na zero, bo Rumuni zagrają w najbliższym turnieju o tytuł najlepszej drużyny świata, który odbędzie się we wrześniu we Francji, po złożeniu protestu, który wyeliminował Hiszpanię. "Dęby" zmierzą się w Pucharze Świata w meczach grupowych ze światowymi potęgami: RPA, Irlandią, Szkocją i Tonga. W spotkaniach w Bordeaux i Lille Rumuni będą raczej tłem dla mocniejszych rywali, ale akurat w meczu z Polską, który już w sobotę będę bitymi faworytami. Biało-Czerwonym zadanie dodatkowo utrudni fakt, że "Dęby" mają nowego selekcjonera, którym jest Eugen Apjok. Nowe otwarcie to zawsze szansa dla zawodników rezerwowych, którzy chcą się pokazać, a Apjok w listopadzie 2022 r. zastąpił jako selekcjoner Anglika Andy’ego Robinsona. Jak wielkie jest rozwarstwienie w światowej grze "w jajo", niech świadczą wyniki ostatnich sparingów. Najbliższy rywal Polaków, Rumunia przegrała z Włochami 3:66. Z kolei Polacy w podobnym stosunku (12:78) ulegli Walijczykom, tyle że nie pierwszej reprezentacji, a drużynie U-20 "Smoków", którzy przygotowują się do młodzieżowego turnieju Six Nations. - Wiadomo, że na boisko wychodzi się po to, żeby wygrać, choć myślę, że nikt z kibiców nie oczekuje, że nagle pojedziemy do Rumunii i ich ogramy. Musimy zbierać doświadczenie. Nigdy nie zrobimy kroku do przodu, jeśli nie będziemy mierzyć się z najlepszymi. Pojawiają głosy z pytaniem, po co my tam w ogóle jedziemy? To bardzo głupie myślenie - żeby nie powiedzieć dosadniej... Musimy się mierzyć z lepszymi i zobaczyć, ile nam brakuje. Musimy wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, pójść poziom wyżej - mówił jeden z najbardziej doświadczonych reprezentantów Grzegorz Buczek. Popularny "Buczo", który został w plebiscycie lokalnego portalu trójmiasto.pl wybrany ligowcem roku na wybrzeżu gdańskim, był kapitanem reprezentacji w meczu z Litwą, który decydował o awansie do dywizji Championship. Historia jest dla Polaków bezlitosna - w dotychczasowych 19 meczach ponieśliśmy komplet 19 porażek z Rumunami, stosunek punktów to 141:587. Ostatni mecz miał miejsce w 1998 r. w Bukareszcie, padł wynik 13:74. Najbliżej wygranej Biało-Czerwoni byli na początku lat 60. XX wieku, na początku rywalizacji, gdy przegrywali 0:6 i 0:9. Jak inny był to czas, niech świadczy fakt że przyłożenie liczono wówczas za trzy punkty. Potem od 1971 r. do 1992 r. liczono za cztery, dziś liczy się za pięć. Kontynuując aspekt historyczny - mówi się, że meczem z Rumunią, Polacy wracają na najwyższy szczebel europejskiego rugby po ponad 30 latach przerwy. Nie jest to do końca prawda, dodatkowo odpowiedź na to pytanie nie jest prosta - struktura rozgrywek europejskich zmieniała się stosunkowo często. - Pierwszy raz w "elicie" zagraliśmy w FIRA Nations Cup pod koniec lat 60. XX wieku. W 1973 r. zmieniono formułę i nazwę na FIRA Trophy i wtedy graliśmy tam niemal stale do 1981 r. (wypadliśmy tylko na jeden sezon). W latach 80. wróciliśmy tam tylko na dwa sezony, ostatni raz 1989/90, gdy zajęliśmy ostatnie, piąte miejsce. W ostatnim FIRA Trophy (1995/96) też byliśmy w czołowej grupie, ale wtedy miała ona 10 zespołów i podział na dwie grupy (my w swojej byliśmy na czwartym miejscu, więc 7/8 ogólnie) - tłumaczy Grzegorz Bednarczyk z portalu "W szponach rugby". Z tego co mówi wynika, że wracamy do europejskiej elity po ćwierćwieczu. Tak jak Węgrzy uczyli nas futbolu, tak z Rumunią mieliśmy pierwszy kontakt w rugby. W 1924 r. Rumuni zaprosili naszą kadrę pod szyldem "Orła Białego" i dotkliwie pokonali w Bukareszcie. - Jeśli ktoś ma świadomość miejsca, w którym jesteśmy, powinien zrozumieć, że dwa pierwsze mecze będą bardzo ciężkie. Najważniejsze będą dla nas mecze z Belgią i potem półfinał i finał o miejsca. W nich możemy więcej ugrać. Mamy inne cele postawione na dwa pierwsze mecze i trzy końcowe - mówi kapitan reprezentacji Piotr Zeszutek, któremu ostatnio doskwierał uraz kolana. Właściwie, dlaczego Rumunia jest tak mocna w rugby? W jednym z wywiadów powiedział o tym Karol Czyż, wówczas asystent selekcjonera reprezentacji Polski, wtedy i teraz trener Ogniwa Sopot: - W skrócie: zadecydował o tym język. Z racji przynależności do grupy języków romańskich, rumuńscy studenci poznawali rugby we Francji, gdzie gra w jajo jest religią. Rugby rumuńskie kwitło nawet w czarnych czasach komunizmu. Z kolei u nas Główny Komitet Kultury Fizycznej wpisał w roku 1961 rugby na listę dyscyplin nierozwojowych. A w tymże czasie o mistrzostwo Polski grało osiem drużyn, a w 1962 sześć, a po roku już tylko cztery. Polska zmierzy się z Rumunią w Bukareszcie w sobotę 4 lutego br. na stadionie Arcul de Triumph w Bukareszcie o godzinie 13:00 polskiego czasu. Mecz będzie można oglądać na stronach Rugby Europe. Kolejne mecze będą dla Biało-Czerwonych spotkaniami domowymi - oba zostaną rozegrane w Gdyni - z Portugalią 11 lutego o godz. 11:45 i z Belgią 18 lutego o godz. 21:15. Tak nietypowe pory rozpoczęcia meczów spowodowane są wymogami telewizyjnymi. Każdy zagra z każdym w grupie, a potem nastąpią mecze o miejsca 1-4 i 5-8. W równoległej grupie rywalizują: Gruzja, Hiszpania, Niemcy i Holandia. Jaki mecz zobaczymy w sobotę? Wspomniany trener Czyż dziś już nie pracuje z reprezentacją, co nie znaczy, że nie ściska za nią kciuków. Był m.in. widziany na meczu we Lwowie we wrześniu 2021 r., gdy Polska (pod wodzą walijskiego selekcjonera Chrisa Hitta) po raz pierwszy pokonała Ukrainę w meczu wyjazdowym, to był początek rozgrywek Trophy, który ostatecznie dał Polsce awans do Championship. - Bardzo się cieszę, że zagramy z tak mocnym rywalem, to dobre dla całego polskiego rugby. Bez wątpienia naszą drużynę w sobotę czeka niezmiernie trudny mecz, zobaczymy jak wypadniemy siłowo w starciu z rywalem, który sposobi się do udziału w Pucharze Świata. Pewne jest, że po 80 minutach będziemy bogatsi w doświadczenie, zobaczymy na jakim etapie jesteśmy. W meczach domowych, zwłaszcza z Portugalią upatruję naszej szansy w tym, że rywale nie są przyzwyczajeni do zimowej aury. Gdy byłem asystentem irlandzkiego trenera Duane’a Lindsaya do 78. minuty prowadziliśmy z Portugalią w Łodzi, by ostatecznie przegrać 25:27. Jak widać można im stawić czoła. Dziś oni grają w Pucharze Świata, a my będziemy się uczyć gry z silniejszymi. O to chodzi w sporcie, nie ma lepszej lekcji - kończy trener Karol Czyż. Maciej Słomiński, INTERIA