- Zacząłbym od samego przygotowania do rozgrywek. Warto zaznaczyć, że pracowaliśmy naprawdę bardzo ciężko. Mogę powiedzieć, że wielu z nas nigdy w życiu nie trenowało tak ciężko, jak teraz. Na pół roku zamieniliśmy się w zawodowców. A niektórzy z nas mają po 2-3 prace, żeby to wszystko pogodzić. Poświęciliśmy się bardzo dużo, żeby zbudować jak najlepszą formę. Z każdym kolejnym obozem przygotowawczym nasze parametry fizyczne, wysiłkowe, szły w górę. Wydawało się, że dyspozycja będzie bardzo dobra. Chciałem to zaznaczyć, bo te spotkania nie poszły po naszej myśli, ale włożyliśmy 100 procent, a może i więcej w to, żeby utrzymać się na tym poziomie. Wszystko jeszcze przed nami, wierzę, że zwyżka formy przyjdzie - powiedział Mateusz Plichta. Rugbista, na co dzień występujący w Ogniwie Sopot, przyznał, że po dobrym początku w rozgrywkach Rugby Europe Championship, gdzie Polacy postawili się uczestnikom Pucharu Świata Rumunom, przyszedł zimny prysznic w postaci starcia z Portugalią, które nadwątliło nasze morale. - Rozpoczęliśmy całkiem nieźle w Gdyni z Rumunią, przegraliśmy co prawda 8:20, ale zostawiliśmy po sobie dobre wrażenie. Czuć było, że nasza gra układa się dużo lepiej. Nawet żałowaliśmy, że podeszliśmy do nich z tak dużym respektem. To drużyna grająca w Pucharze Świata, natomiast czuliśmy, że mogliśmy zrobić więcej. To było dobre otwarcie, tym bardziej, że jako reprezentacja nie mieliśmy wcześniej ani jednego sparingu. Potem przyszedł wyjazd do Portugalii i zderzyliśmy się ze ścianą. Po starciu z Rumunami nastroje były dobre, zwłaszcza, że Portugalczycy przegrali na inaugurację z Belgią. Jednak doszło do nich kilku zawodników z francuskiej TOP 14 i od początku spotkanie źle wyglądało. Szybkość gry i przemieszczania się Portugalczyków po boisku była na zdecydowanie innym poziomie, niż nasza. I po tym meczu nasze morale opadło. Na dodatek straciliśmy naszego kapitana Piotra Zeszutka, Wojciech Piotrowicz, który miał być naszą "10", naderwał mięsień dwugłowy i też wypadł ze składu. Zawieszony na trzy mecze po czerwonej kartce został Dawid Banaszek, Łukasz Niedźwiecki też doznał kontuzji i przed meczem z Belgią zostaliśmy bez etatowego łącznika ataku. Mimo to atmosfera była dość dobra. Chcieliśmy wyjść na murawę i wygrać ten mecz. Przed starcie z Belgami, kluczowym dla losów tabeli naszej grupy, nie było mowy o spuszczaniu głów. - Wiedzieliśmy, że Belgia u siebie jest groźniejsza niż na wyjazdach, natomiast znamy tych zawodników, możemy z nimi rywalizować, a nawet wygrywać, co udowodniliśmy w poprzednim sezonie. Zaczęło się dla nas bardzo źle, bo szybko straciliśmy przyłożenie. Drugą część pierwszej połowy dominowaliśmy i żałuję kilku sytuacji blisko ich pola punktowego, gdzie mogliśmy przyłożyć, ale nie wykorzystywaliśmy okazji. To był klucz do tego, że przegraliśmy to spotkanie. Podczas meczu czuliśmy, że możemy zrobić więcej. W drugiej połowie, podobnie jak w pierwszej, od razu dostaliśmy cios. Potem wróciliśmy do gry, mocno napieraliśmy przy stanie 24:10 dla Belgów, ale w jednej z sytuacji nie wykopaliśmy w aut po rzucie karnym i uważam, że to był kluczowy moment tej części meczu. Po tej sytuacji rywale wyszli z kontrą, zdobyli punkty i spotkanie tak naprawdę się zakończyło - analizował Plichta. - Podsumowując te trzy spotkania, martwi na pewno, że nie zdobywamy przyłożeń. Trzy przyłożenia w trzech meczach to bardzo mało. Na tym poziomie bez tego elementu nie da się wygrywać. Naszą bolączką jest też to, że wypadło nam aż tylu zawodników, bo do wymienionych wcześniej graczy trzeba dodać jeszcze lidera naszego autu Michała Krużyckiego, który z powodu kontuzji również nie mógł zagrać z Belgią. Mamy tydzień na to, żeby się przeorganizować i wrócić na kolejny obóz. Mamy przed sobą mecz z Holandią. Czeka nas na pewno ciężkie starcie, ale nie zwieszamy głów. Chcemy walczyć, chcemy w REC zrobić więcej, bo uważam, że na to zasługujemy. Stać nas na to, by grać lepsze mecze i powalczyć z zespołami z dołu tabeli - dodał zawodnik Ogniwa. Przed Polakami wyjazdowe starcie z Holandią w Amsterdamie - zespołem, który w tym sezonie był o włos od pokonania Hiszpanii i z roku na rok robi większe postępy, opierając swoją siłę na centralnym szkoleniu młodzieży. Nasza drużyna ma kilka dni przerwy, po których wraca na kolejne zgrupowanie przed tym arcyważnym dla nas meczem. - Jesteśmy świeżo po meczu z Belgią, oglądałem go już kilka razy, dostaliśmy także statystyki po tym spotkaniu i jest duży niedosyt. Mogliśmy zrobić dużo więcej i aż się we mnie gotuje z takiej sportowej złości, bo to spotkanie mogło się inaczej potoczyć. To już jednak przeszłość, z której musimy wyciągnąć wnioski i poprawić rzeczy, które nie funkcjonują. Nie mieliśmy kopacza, obowiązki przejął Stasio Maltby, który na co dzień tego nie robi, więc nie mogliśmy przez to zgłaszać prób na słupy. Czuliśmy się mocni w maulu, a kopy nie były zbyt pewne. Jeśli chodzi o nasze morale, to mam nadzieję, że po powrocie na zgrupowanie nasze nastroje będą lepsze i ponownie uwierzymy w zwycięstwo z Holandią - mówi Plichta. Choć starcie z Holandią będzie dla nas prawdopodobnie meczem o być albo nie być w REC, to Mateusz Plichta nie zamierza narzekać na towarzyszącą temu spotkaniu presję. - Presja jest z nami od meczu z Belgią. Zdajemy sobie sprawę z tego, że każdy mecz może teraz decydować o utrzymaniu na tym poziomie. Natomiast nie zasłaniałbym się tą presją. Zmaga się z nią każdy sportowiec, ale to tylko mała cząstka naszej gry. Jeśli nie będziemy na boisku wykonywać założeń przedmeczowych, to ta presja i tak nie ma znaczenia. Zgadzam się z tym, co powiedział kiedyś Mateusz Borek, że presję odczuwają rodzice dzieci, które są na onkologii, a my gramy po prostu w rugby i nie chciałbym o tej presji rozmawiać. - Na pewno musimy otworzyć naszą grę w ataku, bo na ten moment wygląda to źle. Nie wychodziło nam szerokie granie i na pewno tutaj trzeba będzie szukać swoich szans. Musimy też poprawić stałe fragmenty gry, np. maul autowy, w poprzednim REC funkcjonujący bardzo dobrze, a ostatnio coś się w tym elemencie popsuło. Nie sądzę jednak, żebyśmy ich zaskoczyli. Holendrzy będą wiedzieć, co chcemy zrobić. Natomiast jeśli wykonamy to w sposób bardzo dobry, to damy sobie szansę, aby wygrać to spotkanie - podsumował Mateusz Plichta.