Można powiedzieć, że jesteś gwiazdą tej reprezentacji? Oj nie, zdecydowanie nie! Na pewno nie jestem gwiazdą. Jestem po prostu egzekutorem tego, co moja drużyna wykreuje na boisku i raczej tak bym siebie nazwała. Na moje przyłożenia pracuje cała drużyna i myślę, że nie można tutaj kreować jednej gwiazdy. Mimo wszystko to Twoje nazwisko było wymieniane najczęściej po turnieju w Maladze. No tak jest, nie oszukujmy się, zawsze skrzydłowe zbierają laury, bo zdobywają najwięcej przyłożeń dzięki temu, że ich zespoły kreują świetną grę, a one mogą to wykończyć. Ja bardzo szybko biegam i to jest moje główne zadanie. Potrafię wykorzystać miejsce stworzone przez koleżanki z zespołu. Wiadomo, że często melduję się w polu punktowym i moje nazwisko jest najczęściej powtarzane, ale eksperci zwracają uwagę na wszystko. Na świetne szarże, podanie, czy offloady wykonywane przez drużynę. Cofnijmy się do czasu sprzed turnieju, kiedy z kadry wypadały Wam kolejne zawodniczki i ostatecznie została Was tylko dziesiątka. Były obawy o to, jak to się ułoży czy raczej sportowa złość, że koronawirus psuje Wam szyki? Na początku były obawy. Zaskoczyła nas ta sytuacja. Brak Karoliny, która jest naszą "10" i wiele w grze jest o nią oparte, stworzył nam pewien problem. To nie jest tak, że brakuje nam rezerw w zespole, albo że inne zawodniczki są słabe, ale jednak jej doświadczenie daje spokój w drużynie i to trochę krzyżowało nam plany. Trener musiał wykreować nowe rozwiązania i wyegzekwować to, co chcemy osiągnąć. Czy była sportowa złość? Myślę, że nie do końca. Dalej miałyśmy w głowie, że to jest World Series, a my chcemy zagrać jak najlepiej, pokazać się z dobrej strony. Przez chwilę była niemoc, ale kiedy wychodzi się na boisko, nie myśli się o tym, kogo nie ma, tylko co zrobić, żeby wyszło jak najlepiej. Czytaj także: Zasłużony klub obchodzi 115. rocznice powstaniaA czy już po turnieju było poczucie, że można było ugrać coś więcej? Można było, na pewno. Wygrana z Kanadą była dla wszystkich zaskoczeniem, ale nawet nie patrząc na to spotkanie, wyszłyśmy na wszystkie mecze i grałyśmy z innymi drużynami jak równy z równym. Trafiły nam się akurat ekipy, z którymi już zdarzyło się nam grać, tak że nie zaskoczyło nas to, jakie rugby grają. Dużo rzeczy można było zrobić lepiej, ale to, co głównie różni nas od innych drużyn, to spokój i doświadczenie, które one zdobyły na poziomie World Series. My musimy je dopiero zdobyć, ograć się, zyskać pewność siebie, bo w dużej mierze, moim zdaniem, brakuje nam tej pewności w tym, co potrafimy. Indywidualnie i jako drużyna potrafimy dużo, ale nie do końca wierzymy w to. W Polsce po Waszym występie podkreślano, że to historyczny sukces. W środowisku zapanowała wręcz euforia. Dla nas już samo zagranie tutaj było historycznym wydarzeniem. Pewnie nawet 12. miejsce, gdyby dotarły wszystkie drużyny, przyjęłybyśmy z pokorą. Wejście do ćwierćfinału jest ogromnym sukcesem nas wszystkich, ale to, że ogramy się, zyskamy pewność, spowoduje, że dopiero zagramy to, co w pełni potrafimy. Nie byłyśmy w stanie pokazać wszystkiego. Z powodu braku tej pewności, absencji w składzie. Wiele rzeczy złożyło się na to, że można było zrobić w Maladze coś więcej. Jak wspomniałaś na początku, bardzo szybko biegasz. Wcześniej byłaś znakomitą sprinterką (11,64 na 100 m - przyp. red), jak to się stało, że trafiłaś do rugby? Przez mojego chłopaka, Pawła Stempla, byłego sprintera, a obecnie trenera przygotowania motorycznego w kadrze. On zaczął grać w rugby i tak jakoś wyszło, że mnie też do tego zachęcił. Gdyby kiedyś mi ktoś powiedział, że będę grała w jakimkolwiek sporcie zespołowym, a w rugby to już w ogóle, to bym go wyśmiała. A teraz mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jest tysiąc razy lepsze, niż lekkoatletyka! W lekkoatletyce reprezentowałaś Polskę m.in. na Uniwersjadzie, gdzie zresztą zdobyłaś dwa medale w sztafecie. Da się tę imprezę porównać z World Series? To coś zupełnie innego. W lekkoatletyce Uniwersjada to nie jest coś, co można zestawić jeden do jednego z World Series. Może bardziej mistrzostwa świata czy Europy. Organizacyjnie obie imprezy to bardzo wysoki poziom, można na nich spotkać zawodników, będących uosobieniem sportowego ideału. I chce się dążyć do tego, by osiągnąć taki poziom. Jeśli chodzi o sukcesy, to w tej chwili rugby jest dla mnie dużo lepsze niż bieganie sprintów, są inne emocje i dlatego powiedziałabym, że gra w World Series to inne spełnienie marzeń niż występy na Uniwersjadzie. A czym zajmujesz się poza sportem? Poza sportem zostaje mi czas tylko na pracę. Wykładam na uczelni dietetykę, zajmuję się tym też prywatnie. Oprócz tego robię doktorat i nie mam absolutnie czasu na cokolwiek innego. Mam sporo zaległości w rugby, które muszę nadrabiać. Przeszłam tutaj ze sportu indywidualnego, gdzie biegało się głównie po prostej i nie było innych wymagań, które stawia mi rugby dlatego staram się ciągle uczyć by być lepsza. Więc nie pozostaje mi wiele czasu na szukanie innych pasji po za rugby, dietetyką i rozwojem naukowym, a pamiętajmy że jeszcze chcę znaleźć czas dla bliskich.