Sobotni mecz i wygrana z Litwą 43-10 w Gdyni był postawieniem stempla na awansie polskiej kadry do dywizji Championship. Tak wysoko polska kadra w XXI wieku jeszcze nie grała, to historyczny sukces. - Plan na mecz z Litwą był taki, żeby jak najwięcej grać młynem i tym zyskać przewagę. W pierwszej połowie to się udawało, w drugiej sędzia zaczął podejmować dziwne decyzje, nie wszystkie z nich rozumiałem. Najważniejsze, że się udało. Była na nas olbrzymia presja, ciężko się gra, gdy oczekiwania są tak ogromne i do zrobienia został ostatni krok, on często bywa najtrudniejszy. Cieszę się, że temu podołaliśmy. Z mojego punktu widzenia, to mecz z Niemcami w listopadzie (21-16) był przełomowy, wtedy uwierzyliśmy że możemy osiągnąć upragniony cel i awans - mówił po meczu Grzegorz Buczek z Lechii Gdańsk, który w tym spotkaniu ubrał kapitańską opaskę. Przed startem rozgrywek Rugby Europe Trophy niewiele osób wierzyło w awans polskiej drużyny klasę wyżej. - Gdy rok temu selekcjoner Chris Hitt przejmował kadrę, pytano co to za trener i skąd się wziął. Nasze wyniki zamknęły buzie kliku osobom. Tylko się cieszyć, bo awans to w 80 proc. zasługa sztabu trenerskiego - przyznaje Buczek. - Jest bardzo duży progres jeśli o organizację pracy kadry narodowej. Bez stworzenia odpowiednich warunków do pracy, taki sukces nie byłby możliwy. Wystarczy zapytać Dawida Banaszka, który wrócił do kadry po trzyletniej przerwie. On sam zwraca uwagę, że nigdy tak nie było na kadrze jak jest teraz. Są analizy wideo, każdy trening jest nagrywany, potem wspólnie analizujemy błędy. Czujemy się w reprezentacji jak profesjonaliści - dodał popularny "Buczo". W środowisku rugby zapanowała ogromna radość z awansu, jednocześnie jest świadomość, że teraz dopiero zaczynają się schody. Na szczeblu Championship rywalami nie będą już Litwa czy Ukraina, a Gruzja i Hiszpania - drużyny, które uzyskały kwalifikację do Pucharu Świata. - Mamy świadomość tego co nas czeka na szczeblu Championship. Tam wszyscy są zawodowcami, nie ma co oczekiwać cudów jeśli chodzi o wyniki. Na pewno kadra będzie musiała się posiłkować zawodnikami z polskimi korzeniami, wychowanymi na zachodzie. My, rdzenni Polacy, nie jesteśmy w stanie rywalizować na dłuższą metę z rywalami, którzy tam czekają. Najsłabsze drużyny z dywizji Championship, to Belgia i Holandia. Z nimi jesteśmy w stanie nawiązać walkę. Ostatnio w Brukseli przegraliśmy wysoko (11-41), ale to nie był nasz dzień, nie graliśmy swojego rugby. W ostatnim meczu przed pandemią przegraliśmy z Holandią 6-7 w ostatniej akcji. Belgia i Holandia - to nie są drużyny poza naszym zasięgiem. Z tego co wiem, w grupie Championship zostajemy na dwa lata, nie jest tak, że od razu przegramy ze wszystkimi i spadniemy. Holandia jest w tych rozgrywkach od roku i nie wygrała meczu. System rozgrywek nam sprzyja - przyznał Buczek. - Jestem dumny z tego awansu, bo zrobiliśmy to nie tyle dla siebie, co dla młodych adeptów rugby. Ja mam już 35 lat, ile czasu mi zostało? Mniej niż więcej. Ja chociaż "liznę" grupę Championship i z tego się cieszę - zakończył Grzegorz Buczek, kapitan reprezentacji Polski w rugby. Maciej Słomiński