- Jesień to okres, w którym musimy bardzo ciężko trenować. Mamy masę grania, ale ten czas do końca roku będzie dla nas najważniejszy, dlatego że już od stycznia rozpoczynają się Challengery do World Series. W przyszłym roku jest ich aż cztery i musimy być na nie gotowi. Potem jest turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich, który odbędzie się w Monako i dwa turnieje mistrzostw Europy. Czyli w sumie mamy siedem turniejów w ciągu sześciu miesięcy. W okresie po Nowym Roku w zasadzie nie ma czasu na trenowanie, to jest czas startowy, dlatego całą pracę musimy wykonać jesienią. Zaczęliśmy już miesiąc temu, trenujemy ciężko, czasem dwa razy dziennie. Dojeżdżają do nas dziewczyny z Warszawy, co bardzo mi się podoba, bo zawodniczki oprócz treningów u siebie w klubie z własnej inicjatywy co jakiś czas dołączają także do nas w Gdańsku - mówi trener reprezentacji kobiet Janusz Urbanowicz. Reprezentantki, poza grą w mistrzostwach kraju, czekają jesienią również starcia z renomowanymi rywalkami z zagranicy. Już 4 września do Cetniewa przyjeżdża Tunezja i będzie tam przebywać przez dwa tygodnie. - W weekendy zagramy z nimi jako reprezentacja, natomiast w każdą środę zmierzymy się z nimi jako Biało-Zielone Ladies Gdańsk, czyli tego grania będzie sporo. Potem jest turniej mistrzostw Polski, a w październiku wyjeżdżamy na zawody do Elche, gdzie zagra m.in. Francja, Irlandia, Wielka Brytania czy Hiszpania. Potem wracamy na kolejny turniej mistrzostw Polski, a w listopadzie wyjeżdżamy na camp do Francji, gdzie oprócz gospodyń pojawią się także Irlandia i Czechy. Będzie to wspólny obóz, gdzie też czeka nas sporo grania. Na przełomie listopada i grudnia wyjeżdżamy na prestiżowy turniej do Dubaju. Wracamy i znów ciężkie treningi, z krótką, 2-3 dniową przerwą w okresie świątecznym, a potem pierwszy Challenger do World Series w Chinach - przedstawia plan na jesień trener Polek. Cały czas Urbanowicz nie może liczyć na kapitan drużyny Karolinę Jaszczyszyn, która niedawno przeszła kolejny zabieg i do gry wróci prawdopodobnie dopiero w listopadzie. Nie wiadomo, jaka będzie przyszłość Anny Klichowskiej, która zdecydowała się pójść do szkoły oficerskiej w Gdyni. Na razie trenuje z drużyną, ale problematyczna może być kwestia wyjazdów na zagraniczne zgrupowania. - Na razie jest z nami cały czas i ciężko trenuje. Liczymy na to, że będzie mogła trenować z nami także w roku akademickim. Nie wiemy, jak będzie z wyjazdami, to wszystko nam pokaże przyszłość, ale w planach jest, by w przynajmniej do kwalifikacji olimpijskich była cały czas w normalnych przygotowaniach - mówi o Klichowskiej Urbanowicz. Do wyjaśnienia pozostaje również sytuacja z Iloną Zaiszliuk, która wciąż nie dostała jeszcze polskiego paszportu. - Cały czas czekamy. Dla Ilony jest to priorytet, ona dba o to w porozumieniu z PZR i twierdzi, że nie będzie z tym problemów. Miała ten paszport dostać już dawno, ale niestety do tej pory go nie ma - przypomina trener reprezentacji Polski. Mimo to trudno spodziewać się niespodzianek w kadrze, bo jak mówi Janusz Urbanowicz, grono, z którego może wybierać, jest dość wąskie. - To już zamknięta grupa, a różnica umiejętności jest duża. Mamy mniej więcej 18 zawodniczek, liczących z tymi kontuzjowanymi. Wraca do nas Sandra Kłak, która była już kadrze. Zerwała więzadła i dopiero się rehabilituje, ale od stycznia powinna być z nami. Selekcjoner "Biało-Czerwonych" dodaje jednak, że jest możliwość pozyskania wzmocnień z zagranicy - rugbistek o polskich korzeniach. - Jest kilka ciekawych zawodniczek z Anglii czy Francji, z całkiem dobrym CV. Trzeba jednak pamiętać, że jest różnica między naszą kadrą, a tą męską. Zawodniczki, które nam by się przydały, powinny być na poziomie reprezentacji wspomnianych krajów. Przyjechała do nas dziewczyna z Austrii, która grała w klubach angielskich. Potrafi grać w rugby, ale to nie było to. Ona sama zresztą myślała, że nasz poziom jest inny. Uważam, że musimy szukać na Antypodach. Australia czy Nowa Zelandia, gdzie ten poziom jest najwyższy i łatwiej znaleźć kogoś o umiejętnościach, które by nam odpowiadały. Natomiast ja mówiąc szczerze na to nie liczę. Gdyby się udało, byłaby to niespodzianka - zakończył Janusz Urbanowicz.