Artur Gac, Interia: Gdzie aktualnie przebywasz? Artur Fursenko: - Gram w Orkanie Sochaczew, ale na co dzień mieszkam w Krakowie, tak jak to było wcześniej. Od dawna, to już dziesięć lat. No właśnie, sprawdziłem sobie naszą pierwszą rozmowę, która odbyła się w 2012 roku. - Też ją pamiętam. Dokładnie wtedy przeprowadziłem się do Polski. Nigdy by człowiek nie pomyślał, że minie dekada i nagle znajdziemy się w rzeczywistości, jeszcze niedawno nie do wyobrażenia. - Jeszcze miesiąc temu nie myślałem, że coś takiego może się wydarzyć. (głębszy oddech) Nasz świat chyba zwariował. Powiedz przede wszystkim, czy twoi bliscy są zdrowi i nic im się nie stało? - Z moimi bliskimi, dzięki Bogu, wszystko jest w porządku. Sprowadziłem do siebie do domu, do Krakowa, moją mamę oraz chrzestną mamę. Niestety mój tata i dziadkowie zostali w Kijowie. Z nimi jest ciężej, bo tata podlega obowiązkowej rezerwie dla mężczyzn do 60. roku życia. Nie jest już najmłodszy, ale jednak nie może opuścić kraju. Tak więc zabrać go nie mogę, a dodatkowo pilnuje moich dziadków. Byłbym maksymalnie zadowolony, gdyby mógł dojechać do mnie, ale to nierealne. Dlatego można powiedzieć, że nie jest idealnie, ale okay. Miejmy nadzieję, że Ruscy nie dojdą do Kijowa. To znaczy są już blisko, ale że nie będą chcieli bombardować stolicy tak, jak robią to teraz z Charkowem czy Mariupolem. Natomiast bardzo się o niego martwię. Dzwonię codziennie, rozmawiamy na kamerce i normalnie słyszę, jak padają strzały. To jest masakra. Tato z dziadkami już korzystają ze schronów lub piwnicy? - Na szczęście, do tej pory, nie musieli się chować, ale dosłownie 50 metrów od naszego bloku jest stacja metra. Więc jeśli cokolwiek by się zaczęło, jakieś bombardowanie, to tata będzie w stanie szybko przebiec i znaleźć schronienie. Póki co siedzą w domu, po cichu, z wyłączonym światłem, a babcia z dziadkiem dodatkowo mają zaklejone okna. Tak długo, jak to możliwe, są u siebie, ponieważ z racji wieku byłoby im ciężko siedzieć w stacji metra lub w piwnicy. Zresztą już ledwo co chodzą, więc potrzebują troszkę komfortu. Sytuacja jest ciężka. A mieszkają na piętrze? - Tata na partnerze, babcia z dziadkiem na piątym piętrze, a oba budynki ze sobą sąsiadują. Gdyby rzeczywiście doszło do wybuchów, to tata na pewno ruszy im na ratunek i przemieści w bezpieczne miejsce, może najpierw wystarczy do jego mieszkania. Na razie wciąż jest względnie spokojnie, choć, jak powiedziałem, zewsząd słychać strzały, więc o normalnej sytuacji nie ma mowy. Chyba tak jest, że w tej całej tragedii, tych warunkach wojennych, człowiek siłą rzeczy - jakkolwiek przerażająco to brzmi - stara się dostosować, by jakoś w tej rzeczywistości funkcjonować. - No tak, ale to nie pozostaje bez wpływu na ludzi. Rozmawiam z wieloma osobami, nie tylko z mojej rodziny i widzę te ogromne skoki nastrojów. W jednej chwili ktoś mówi mi, że względnie wszystko jest w porządku, a chwilę potem wszystko się zmienia. Sinusoida emocji jest potężna, nawet kilka razy dziennie. Raz ktoś mi mówi, że już przyzwyczaił się do strzałów, wybuchów oraz syren alarmowych, a później słyszę, że już ma tego dość i bardzo się stresuje. Psychicznie znosić taką sytuację to, na dłuższą metę, katorga... - Mój tata to były żołnierz i jest, mogę tak powiedzieć, twardzielem, zresztą sporo przeżył. Więc jeśli już on mówi mi, że jest mu ciężko, to nawet sobie nie wyobrażam, jakie to jest obciążenie. Brakuje słów. - Masakra, masakra... Tyle ludzi pytało mnie, czy dojdzie do wojny. A ja myślałem, że cały czas będzie trwała gierka polityków i nigdy coś takiego nie nastąpi, bo jest to po prostu nienormalne i nieludzkie. A to wszystko, jak można zauważyć, nie odbija się tylko na Ukrainie i Rosji. Już teraz czuje to Polska, ceny jeszcze pójdą w górę. A jaki będzie kryzys ekonomiczny i ile Polska oraz inne kraje, które przyjmują uchodźców, będą musiały wydać pieniędzy? A co powiedzieć o tych tragicznych stratach, ile dzieci i całych rodzin straciła Ukraina... Jak to możliwe w normalnym, progresywnym świecie, który toleruje ludzi w różnych względach, by nagle rakietami wybijać cały naród? Putin nie może sobie odpuścić i przyjąć do wiadomości, że każdy kraj jest wolny, ma prawa do własnej wizji i przyszłości. A ty nie masz żadnego prawa, żeby przychodzić do mojego domu i mówić, jak ja mam żyć. Nawet jeśli nie lubisz jakiegoś sąsiada i nie podobają ci się jego relacje z Europą, to trzeba to załatwiać w sposób dyplomatyczny i szukać pokojowych rozwiązań. Przecież nie żyjemy w świecie plemion, żeby się wzajemnie eliminować. A dodatkowo boli to, że Putin i jego przyboczni mają taką łatwość, by z bezwstydną bezczelnością opowiadać, iż to misja pokojowa, walka z nazizmem... - Tak, w ich przekazie oni wyzwalają nasz kraj i nie oni rozpoczęli tę wojnę. Jeśli już najważniejsi ludzie w kraju mówią taką nieprawdę, wtłaczają taką propagandę, to aż nie sposób tego skomentować. To tylko potęguje przerażenie, bo pokazuje, że to dzisiaj nie są żadni partnerzy do rozmów i negocjacji. Tym bardziej niepokoi w kontekście tego, ile jeszcze ta wojna może potrwać. - Ja właśnie obawiam się, że to będzie trwało długo. I z mojej, biednej Ukrainy, nic nie zostanie. Ludzie pomagają, kraje europejskie i Ameryka, ale niestety to nie obroni naszych domów i zwykłych ludzi, którzy czekają, aż to się skończy. Nie widzę też, by w tym temacie były jakieś konkretne postępy. Te spotkania na szczycie są ważne, bo pojawiają się tematy korytarzy humanitarnych, czy jednodniowym zawieszeniu broni, ale co z tego, jak Ruscy nawet tego nie honorują. Ostatnio widziałem zdjęcie z ostrzelanym samochodem, w którym były dzieci. Ty też jesteś twardym facetem, zresztą uprawiasz sport, który jest przeznaczony dla pewnej grupy zawodników. Ale czy zdarza ci się, i nie będzie to żadną oznaką słabości, że uronisz łzę, a nawet sobie popłaczesz? - Ogólnie staram się trzymać i nie pokazywać emocji. Generalnie jestem człowiekiem, który wszystko dusi w sobie, ale ostatnio, przed pierwszym meczem ligowym, jak wyszliśmy na murawę i była minuta ciszy w hołdzie dla ludzi, którzy stracili życie w tej wojnie, to trzymając flagę z napisem "no war" nie dałem rady się powstrzymać. I niestety trochę popłynęły mi łzy. Sam mecz też zrobił swoje, człowiek dodatkowo był naładowany emocjami, a tu jeszcze ta osobista rzecz, która tak bardzo mnie boli. Od razu zacząłem myśleć o swoim ojcu, który niestety tam siedzi. Bardzo się o niego martwię. A to, że nie mogę nic zrobić, też mnie w jakimś stopniu zabija. Mogę tylko zadzwonić i zapytać... Jakbyś zobaczył zapis naszych rozmów na Messengerze, to wyglądają one tak: - Tato, u ciebie cisza? Żyjesz? - Tak. I tak co cztery godziny do siebie piszemy... - Wszystko u ciebie w porządku? - Tak. Przecież to jest nienormalne... Psychika ludzka na dłuższą metę chyba nie jest w stanie tego wytrzymać. - Oczywiście. Emocje aż ściskają za serce... Powiedz, czy przechodzą ci przez głowę myśli, że gdyby wojna jeszcze nie daj Boże długo się utrzymywała, to rozważysz wyjazd do swojego kraju? - Żebym wrócił i bronił Ukrainy? Tak, to miałem na myśli. - Nie, takich pomysłów nie mam. Bo wiem, ile moi rodzice oddali i poświęcili, żebym mógł dziesięć lat temu przenieść się do Polski, do Krakowa i żyć w spokoju. A teraz mamę i chrzestną matkę mam u siebie, więc muszę je pilnować. Mam także dziewczynę i pieska, więc teraz to wszystko miałbym zostawić, żeby pojechać tam i walczyć nie mając żadnego doświadczenia? No nie. Ja staram się wojować z Ruskimi, ale w tych kwestiach, które potrafię, czyli pomagam ludziom znaleźć tutaj mieszkanie i organizuję środki na pomoc humanitarną. Robię wszystko to, co pokojowo może każdy cywil. A żeby wojować? Ja nie jestem takim człowiekiem. Dla mnie wziąć broń, żeby kogoś zabić, byłoby nie do zniesienia. Myślę, że nie dałbym rady, dlatego pomagam w inny sposób. Niemniej jeżeli w jakiś sposób zdarzy się tak, że będę musiał tam pojechać i będę wiedział, że dam radę wyciągnąć mojego tatę, babcię i dziadka lub kogoś innego, to wtedy tam ruszę. W tej chwili bym pojechał, gdyby była możliwość przewiezienia do Polski bliskie mi osoby, ratując je przed wielkim niebezpieczeństwem. Jednak w tej chwili wiem, że jest to niemożliwe, bo gdybym wjechał na Ukrainę, to automatycznie już nie mógłbym z niej wyjechać. Więc musiałbym walczyć lub siedzieć w domu. A strzelać nie pojadę, nie umiem i nie chcę tego robić. Czy masz znajomych, przyjaciół lub członków rodziny po stronie rosyjskiej? - Część rodziny mam w Rosji, bo moja babcia i dziadek urodzili się w tym kraju. W tej chwili, w południowej części Rosji, mam siostrę babci oraz wujka. Jednak osobiście nie utrzymuję z nimi kontaktu. A moi rodzice, jeszcze gdy były spokojne czasy, tylko co jakiś czas zdzwaniali się zapytać, jak się mają i tak dalej. A orientujesz się, czy oni dali się porwać rosyjskiej propagandzie i też uważają, że Putin ruszył na Ukrainę z "misją pokojową"? - Wiem, że wujek niedawno dzwonił do taty i pytał go, jak to wszystko wygląda. Wujek jest stosunkowo młody i ogarnia, że nie wszystko, co mówią w Rosji w telewizji, jest prawdą. Wysłuchał tatę i, z tego co wiem, mu przytakiwał. Generalnie jednak nasza rodzina jest apolityczna, tak że nie wiem do końca, czy w ogóle i ewentualnie jakie wnioski z tej rozmowy wyciągnął. Natomiast chyba się nie pokłócili, bo nic takiego tata mi nie przekazał. Być może wujek zrozumiał, ale on też jest zwykłym człowiekiem. A w Rosji ktoś taki nie może nic zrobić. Polska okazuje wielkie serce i wsparcie Ukrainie. Twoim zdaniem zdajemy ten trudny egzamin? - Bardzo się cieszę, że ludzie z Polski tak podchodzą do naszego problemu. Powiem nawet, niestety, że wspólnego, bo nasz sąsiad jest blisko też was... Ludzie z Polski pomagają tak jak nikt, naprawdę. To jest niewiarygodne. Na każdym rogu widzę oznaki wsparcia. Jestem tym super zbudowany. W tych momentach widać, komu najbardziej zależy. Nawet jeśli, historyczne, relacje Polski z Ukrainą były trudne, to dziś chyba tym bardziej warto zbudować więź, która przetrwa każdą próbę. - Pewnie zawsze będą ludzie, którzy będą pamiętać o tamtych czasach, ale co to dziecko z Ukrainy, które urodziło się pięć lat temu, ma wspólnego z tym, co działo się 80 lat temu? Historia będzie to pamiętać i ludzie z Ukrainy też nie zapomną, jak dziś nasze narody się zbratały. Patrząc na to, co teraz się dzieje, wierzę że będziemy do siebie bardziej lojalni, jeszcze silniej się zaprzyjaźnimy i może utworzymy coś trwałego na przyszłość. Rozmawiał Artur Gac