Ogniwo wróciło na dobre tory Przed czwartą kolejką Ekstraligi wszyscy kibice rugby w naszym kraju ostrzyli sobie zęby na pojedynek Ogniwa Sopot z liderującą w tabeli Skrą Warszawa. Gospodarze, którzy mieli na koncie już porażkę z Orkanem Sochaczew, w ostatnich tygodniach bardzo mocno się mobilizowali i podkreślali, że zamierzają wrócić na właściwe tory. Zaczęło się dobrze dla gospodarzy, bowiem już w 4. minucie rzut karny, celnym kopem na słupy, na trzy punkty zamienił niezawodny Wojciech Piotrowicz. Chwilę później Ogniwo prowadziło już 10:0, gdy po kapitalnym związaniu maula autowego "przejechało" kilkadziesiąt metrów i wpadło na pole punktowe, pokazując ogromną moc swojej formacji młyna. Również po wrzucie z autu pierwsze przyłożenie zaliczyli goście. Oni jednak postawili na szybsze rozegranie, po którym pięć punktów zdobył Bercho Botha, a Paul Walters celnie podwyższył. Skra szybko otrząsnęła się po początkowej dominacji gospodarzy i w 27. minucie wyszła na prowadzenie 12:10 po przyłożeniu Miłosza Kasińskiego. Ostatnie słowo w pierwszej części gry należało jednak do Ogniwa. Najpierw po młynie dyktowanym na pole punktowe gości wpadł Władysław Grabowski, a następnie po świetnym kopie z gry ze swojej połowy boiska Mateusza Plichty i przechwyceniu piłki przez Dwayne’a Burrowsa przyłożenie zdobył Kacper Drewczyński. Na przerwę zawodnicy z Trójmiasta schodzili prowadząc 22:12. Drugą cześć gry od trzech punktów po celnym kopie Waltersa zaczęli goście. I to do nich należała inicjatywa. Po kilku przegrupowaniach doprowadzili do tego, że po kolejnym przewinieniu Drewczyński został ukarany żółtą kartką. Wówczas zdołali wyrównać wynik. Najpierw przyłożeniem popisał się Michał Mirosz, a potem celnie podwyższył Walters i emocje zaczęły się od nowa. Bardzo długo utrzymywał się rezultat 22:22, ale w 74. minucie Ogniwo wywalczyło rzut karny. Piotrowicz trafił między słupy i to sopocianie mogli po ostatnim gwizdku unieść ręce w geście triumfu, wygrywając 25:22. Można powiedzieć, odnosząc się do słów wypowiadanych chociażby przez Wojciecha Piotrowicza, że Ogniwo wróciło na dobre tory. Hit w Sopocie nie zawiódł, kibice obejrzeli naprawdę dobry mecz, a co najważniejsze, w ligowej tabeli wciąż w czołówce panuje spory ścisk, co zwiastuje emocje do samego końca rozgrywek. Pierwsza porażka Lechii Spotkanie Orkana z Lechią w Sochaczewie było kolejnym hitem kolejki i również miało wpływ na czołówkę tabeli. Gospodarze zaczęli bardzo mocno i po pierwszych dziesięciu minutach oraz dwóch przyłożeniach prowadził 14:0. Lechia zapracowała na rzut karny, zamieniony na trzy punkty przez Pawła Boczulaka, ale bardzo długo nie mogła przedostać się na pole punktowe rywala. Udało im się to właściwie dopiero w ostatniej akcji pierwszej połowy, kiedy to po młynie dyktowanym i szerokim rozrzuceniu Robert Wójtowicz zaliczył pierwsze przyłożenie, a Boczulak udanie podwyższył. Do przerwy Orkan prowadził już tylko 14:10. W drugiej połowie bardzo długo oglądaliśmy niezwykle zaciętą grę, a żadna z drużyn nie potrafiła przebić się na pole punktowe rywali. Lechia zdołała jednak odrobić część strat po tym, jak z rzutu karnego między słupy trafił Boczulak. Tym samym odpowiedział jednak Pieter Steenkamp i na nieco ponad kwadrans przed końcem spotkania Orkan prowadził 17:13. Gospodarze próbowali od czasu do czasu bardzo szybko rozgrywać akcje i właśnie jedna z nich, po świetnym zagraniu Jonathana O’Neilla, zakończyła się kolejnym przyłożeniem. Gdy Steenkamp dołożył kolejne dwa "oczka" po podwyższeniu mogło się wydawać, że starcie jest rozstrzygnięte. Goście jednak nie zamierzali się poddawać. Po wyrzucie piłki z autu i sformowaniu maula Krzysztof Smoliński zaliczył kolejne przyłożenie dla Lechii, a Boczulak znów dorzucił "swoje". To wciąż nie było wszystko, bo niespełna dwie minuty przed końcem, po kolejnej bardzo cierpliwej akcji formacji młyna, Dillon Afrika po raz kolejny położył piłkę w polu punktowym i Lechia wyszła na prowadzenie 25:24! Boczulak tym razem nie trafił między słupy i to okazało się decydujące dla losów spotkania. Dosłownie chwilę później, po rzucie karnym, trzy punkty zdobył Steenkamp i przechylił szalę zwycięstwa na stronę Orkana. Lechia poniosła pierwszą porażkę w sezonie, ale ekipa z Gdańska pokazała bardzo dobre rugby i na pewno cały czas będzie liczyć się w walce o medale. Łodzianie wciąż niepokonani W Krakowie przed meczem z drużyną Master Pharm Rugby Łódź panował spory niepokój, bo ze składu Juvenii wypadło kilku ważnych graczy, w tym reprezentant Polski Artur Fursenko. I niestety od początku widać było, że Smoki nie są tak groźne, jak w starciach ze Skrą czy Lechią. Przyjezdni od pierwszego gwizdka mieli bardzo prosty plan. Zdając sobie sprawę ze swojej znacznej przewagi w formacji młyna i bardzo dobrej gry po aucie, po rzutach karnych nie szukali kopów na słupy, tylko wybijali piłkę w aut i starali się związać maula, albo rozegrać akcję nieco szybciej. Tak też zdobyli pierwsze przyłożenie, którego autorem był Witalij Kramarenko. Drugie było za to popisem Patryka Chaina, który sprytnym przekopem minął graczy Juvenii. Miał też trochę szczęścia, bo piłka odbiła się wprost w jego ręce i bez kłopotu przyłożył ją w polu punktowym. Przed przerwą, po kolejnym przegrupowaniu, goście zdobyli trzecie przyłożenie, a że po stronie Juvenii punktował tylko Riaan Van Zyl, celnie kopiąc między słupy po rzucie karnym, zespół Master Pharm Rugby Łódź prowadził 21:3. Tuż po zmianie stron i kolejnym przyłożeniu Kramarenki ta przewaga jeszcze wzrosła i właściwie można było sądzić, że jest już po meczu. Szczególnie, że po ledwie ośmiu minutach gry w drugiej części spotkania goście po kolejnym wyrzucie z autu, znów świetnie rozegrali ten stały fragment gry. Gospodarze mogli tylko przyglądać się, jak trzecie przyłożenie w tym meczu zdobywa Kramarenko. Potem jednak w końcu dobrą akcję przeprowadziła Juvenia, a na pole punktowe gości, po efektownym rajdzie wpadł Nikita Hostiuk. Na dodatek dziesięć minut przed końcem spotkania, po bardzo ciekawym rozegraniu szybkiego rzutu karnego, kolejne przyłożenie dla Juvenii zdobył Bartłomiej Skoczeń i na tablicy wyników pojawił się rezultat 35:17, bo znów celnie kopnął Van Zyl. Ostatnie słowo, a właściwie nawet dwa, należały jednak do gości. Najpierw po raz czwarty na polu punktowym zameldował się niesamowicie dysponowany Kramarenko, a następnie dzieła zniszczenia dopełnił Polomea Finau i ekipa Master Pharm Rugby Łódźy wygrała 49:17, zachowując miano niepokonanych, zgłaszając akces do walki o ligowe podium i zostając nowy liderem Ekstraligi. Czwartą porażkę ponieśli zawodnicy Posnanii, którzy na swoim stadionie ulegli Arce Gdynia 29:68. Tym razem jednak gracze ze stolicy Wielkopolski pokazali, że nie w każdym meczu będą chłopcami do bicia i ambitnie walczyli o każdy punkt. Dla Arki to pierwsze zwycięstwo w tegorocznych rozgrywkach i być może punkt zwrotny. Ważne zwycięstwo odnieśli także Edach Budowlani Lublin. Pokonując na wyjeździe 31:10 Pogoń Siedlce doszlusowali do ligowej czołówki. Gospodarze pozostają bez żadnej zdobyczy punktowej i wygląda na to, że czeka ich ciężka walka o utrzymanie. Wynik 4. kolejki Ekstraligi: Juvenia Kraków - Master Pharm Rugby Łódź 17:49 (3:21) Juvenia: Riaan van Zyl 7, Nykyta Hostyuk 5, Bartłomiej Skoczeń 5 Master Pharm: Vitalii Kramarenko 20, Kamil Brzozowski 10, Polomea Kata Finau 10, Patryk Chain 9. Żółte kartki: Maciej Dorywalski, Andrii Matsiuk (Juvenia), Davit Nibladze (Master Pharm) Posnania Poznań - Arka Gdynia 29:68 (15:19) Posnania: Bartosz Kubalewski 10, Dawid Kinast 5, Michał Hebda 5, Mateusz Nitschke 5, Wojciech Kapustka 2, Michał Wrona 2 Arka: Dawid Banaszek 24, Szymon Sirocki 20, Kacper Krużycki 10, Oskar Zypper 5, Paweł Grzenkowicz 5, Mykola Karasevych 5 Ogniwo Sopot - Skra Warszawa 25:22 (22:12) Ogniwo: Wojciech Piotrowicz 10, Wiktor Wilczuk 5, Kacper Drewczyński 5, Władysław Grabowski 5 Skra: Paul Walters 7, Bercho Botha 5, Michał Mirosz 5, Miłosz Kasiński 5 Żółte kartki: Kacper Drewczyński (Ogniwo), Martin Mangongo (Skra) Orkan Sochaczew - Lechia Gdańsk 27:25 (14:10) Orkan: Pieter Steenkamp 12, Artem Zarovnyi 5, Jonathan O’Neill 5, Jakub Budnik 5 Lechia: Paweł Boczulak 10, Marek Płonka 5, Dillon Afrika 5, Bartosz Kruszczyński 5 Awenta Pogoń Siedlce - Edach Budowlani Lublin 10:31 (10:17) Pogoń: Mamuka Chanchibadze 5, Przemysław Rajewski 5 Budowlani: Ndlovu Nkululeko 6, Robizon Kelberashvili 5, Piotr Wiśniewski 5, Grzegorz Szczepański 5, Pretorius Gerhardus 5, Marzuq Maarman 5