Legenda kończy karierę, Budowlani wciąż w grze o medale Mecz w Gdańsku był szczególny nie tylko ze względu na to, że miejscowa Lechia tym spotkaniem kończyła sezon. Był to też ostatni w karierze występ jednej z legend "Biało-Zielonych", ale i całego polskiego rugby Grzegorza Buczka. Wieloletni reprezentant Polski chciał się pożegnać w efektowny sposób, stąd być może bardzo mocny początek, bowiem po pierwszym kwadransie było już 10:0 dla Lechii. Zaczął sprytnym przyłożeniem Willmor Beukes, a potem Sean Cole najpierw skutecznie podwyższył, a następnie wykorzystał rzut karny. Minął kolejny kwadrans i sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Pierwsze przyłożenie dla Budowlanych zaliczył Oleksiej Nowikow, potem w polu punktowym zameldował się Panashe Dube, a celny kop Iana Trollipa dał gościom prowadzenie. To jednak nie był koniec, bo przed przerwą Nowikow i Robizon Kelberaszwili dorzucili kolejne przyłożenia, a skuteczny Trollipa z podwyższenia sprawił, że podopieczni Andrzeja Kozaka prowadzili po pierwszych 40 minutach 24:10. Po zmianie stron zaatakowała Lechia i szybko skończyło się przyłożeniem. W polu punktowym z piłką zameldował się Michał Krużycki, a z podwyższenia dwa "oczka" dołożył Paweł Boczulak i przewaga Budowlanych stopniała do siedmiu punktów. Kolejne minuty to dużo twardej gry, ale bez akcji punktowych. Ostatnie słowo należało jednak do gości, a konkretnie do Michała Węzki. Środkowy ataku swoim przyłożeniem zapewnił Budowlanym wygraną 29:17, a co za tym idzie pięć punktów pozwalających ekipie z Lublina zachować szansę na walkę o brązowy medal. Derby dla Ogniwa, duży krok do finału Kilka dni przed derbowym spotkaniem Arka Gdynia ogłosiła nowego sponsora tytularnego i zawodnicy gospodarzy byli bardzo zmotywowani, by w pojedynku z faworyzowanym Ogniwem Sopot zaprezentowaćdobre rugby. I zdecydowanie im się to udało. Mecz pechowo zaczął się dla gości, bo kontuzji doznał Adam Piotrowski i został zastąpiony przez Jakuba Burka. Jednak to sopocianie jako pierwsi wyszli na prowadzenie. Po sformowaniu maula autowego "odwiązał" się z niego Władysław Grabowski i w 17. minucie zdobył pierwsze przyłożenie. Jednak już pięć minut później to gospodarze prowadzili 7:5. Najpierw po szerokim rozegraniu piłki przez Arkę w polu punktowym zameldował się Szymon Sirocki, a udane podwyższenie zaliczył Eujaan Botha. Końcówka pierwszej części gry należała jednak znów do Ogniwa. Na minutę przed końcem niezawodny Piotr Zeszutek zaliczył kolejne przyłożenie dla sopocian, a Jewgienij Owerczuk ustalił wynik pierwszej połowy na 12:7 dla gości. Po zmianie stron oglądaliśmy znakomite widowisko i mnóstwo przyłożeń z obu stron. Bardzo mocno zaczęli gracze Ogniwa, którzy po dwóch przyłożeniach w pierwszych minutach prowadzili 24:7. Potem jednak do odrabiania strat ruszyła Arka i na nieco ponad 20 minut przed końcem spotkania, po tym, jak w polu punktowym zameldowali się Botha i wprowadzony z ławki rezerwowych Giga Mamagulaszwili, zrobiło się już tylko 24:19. W kolejnych minutach oba zespoły solidarnie dorzuciły po "piątce", ale kiedy żółtą kartką ukarany został Sirocki, Ogniwo wykorzystało grę w przewadze i Dwayne Burrows podwyższył prowadzenie gości. Jednak chwilę później z boiska na 10 minut musiał zejść Zeszutek i siły się wyrównały. W ostatnich minutach to Arka przeważała. Znów Sirocki zameldował się na polu punktowym, a Ogniwo prowadziło już tylko 34:29. Jednak w ostatnich sekundach meczu Owerczuk wykorzystał rzut karny, pozbawiając gdynian defensywnego bonusu i zapewniając Ogniwu wygraną 37:29. Dzięki temu podopieczni Toma Fidlera zrobili bardzo duży krok w stronę finału. Hit w Krakowie nie rozczarował, Orkan pewny gry o złoto Zdecydowanie największe oczekiwania wiązano ze starciem dwóch kandydatów do gry w wielkim finale. Chociaż Juvenia na wiosnę nie przypomina drużyny, która w pierwszej rundzie zdominowała rozgrywki Ekstraligi, to Konrad Jarosz i jego podopieczni nie zamierzali zaprzepaścić swoich wysiłków i byli bardzo zmotywowani, żeby zagrać w pierwszym w historii klubu meczu o złoto. Jednak warunkiem niezbędnym w tym przypadku było pokonanie rozpędzonego Orkana. Podopieczni Macieja Brażuka zaczęli bardzo mocno i szybko wywalczyli sobie dwa rzuty karne, pewnie wykorzystane przez Petera Steenkampa. Jednak gospodarze odpowiedzieli "trójką" Riaana Van Zyla i na tablicy wyników pojawił się rezultat 6:3 dla Orkana. Goście jako pierwsi w tym meczu zdobyli przyłożenie, bo dobrym rozegraniu maula autowego, jednak tym razem ich kopacz nie trafił między słupy. Licznie zgromadzona w Krakowie publiczność mogła się cieszyć, kiedy Michał Jurczyński w efektownym stylu wpadł na pole punktowe gości, a po chwili Van Zyl udanie podwyższył i przewaga Orkana zmalała do jednego "oczka". Jednak ostatnie słowo w pierwszych 40 minutach należało do przyjezdnych, Najpierw Steenkamp kolejny raz wykorzystał karnego, a już po zakończeniu regulaminowego czasu gry Orkan po raz kolejny zdołał wedrzeć się na pole punktowe "Smoków" . Tym razem po akcji młyna, spuentowanej przez Andre Meyera, dla którego było to już drugie przyłożenie w tym meczu. Wynik pierwszej części gry na 21:10 ustalił udanym podwyższeniem Steenkamp i Orkan miał w miarę bezpieczną przewagę, choć patrząc na determinację "Smoków", absolutnie nie można było mówić, że ten mecz jest rozstrzygnięty. Juvenia zaczęła drugą część gry z dużym animuszem, ale w decydujących momentach brakowało im dokładności. Orkan z kolei szybko opanował sytuację i chociaż Steenkamp spudłował rzut karny, to w 55. minucie sochaczewianie zaliczyli kolejne przyłożenie. Po sformowaniu maula autowego Michał Gadomski wpadł z piłka na pole punktowe. Kopacz gości tym razem się nie pomylił i Orkan prowadził już 28:10. Zespół z Sochaczewa pokazywał, jak ważna w rugby jest obrona. Gracze Juvenii kilka razy byli już właściwie na polu punktowym, ale nie byli w stanie odłożyć piłki, bo tak dobrze spisywała się defensywa Orkana. Goście, mając korzystny wynik, mogli pozwolić sobie na wyrachowaną grę i dokładanie kolejnych "oczek" po rzutach karnych. W 69. minucie właśnie tak prowadzenie Orkana powiększył Steenkamp, właściwie przesądzając o tym, że to liderzy Ekstraligi wygrają to spotkanie. W 80. minucie kolejny maul autowy dla Orkana zakończył się przyłożeniem i znów to Meyer położył piłkę w polu punktowym. Steenkampowi nie udało się podwyższyć, ale tak czy inaczej zespół z Sochaczewa prowadził już 36:10. A i to nie było ostatnie słowo Orkana! Chwilę później, po szeroko rozegranej akcji, dość nieoczekiwanie na skrzydle znalazł się Gadomski, który dorzucił pięć "oczek" do dorobku swojej drużyny. I dzięki temu goście wygrali 41:10, w drugiej połowie rozbijając Juvenię. Dzięki tej wygranej Orkan jest już pewny gry w finale. Dla ekipy Macieja Brażuka, po mistrzostwie i brązowym medalu, to szansa na kolejny w ostatnich latach sukces. Juvenia, by zagrać o złoto musi wygrać za tydzień z punktem bonusowym na wyjeździe z Edach Budowlanymi Lublin i liczyć, że Pogoń Siedlce wysoko pokona Ogniwo Sopot. Krakowskie "Smoki" po fantastycznej pierwszej rundzie miały apetyty na więcej i mogą czuć lekki niedosyt. Medal Ekstraligi, nadal jest jednak w ich zasięgu, ale rzecz jasna trzeba jeszcze o niego powalczyć. Wyniki 17. kolejki Drew Pal 2 Lechia Gdańsk - Edach Budowlani Lublin 17:29 (10:24) Lechia: Michał Krużycki 5, Willmorr Beukes 5, Sean Cole 5, Paweł Boczulak 2 Budowlani: Oleksii Nowikow 10, Robizon Kelberaszwili 5, Michał Węzka 5, Panashe Dube 5, Ian Trollip 4 Żółta kartka: Piotr Psuj (Budowlani) Life Style Catering Arka Gdynia - Ogniwo Sopot 29:37 (7:12)Arka: Szymon Sirocki 10, Eujaan Botha 9, Giga Mamagulashvili 5, Gabriel Junior Sipapate 5 Ogniwo: Dwayne Burrows 10, Jewgienij Owerczuk 7, Władysław Grabowski 5, Piotr Zeszutek 5, Sylwester Gąska 5, Roman Żuk 5 Żółte kartki: Eujaan Botha (Arka), Piotr Zeszutek (Ogniwo) Juvenia Kraków - Orlen Orkan Sochaczew 10:41 (10:21) Juvenia: Michał Jurczyński 5, Riaan van Zyl 5 Orkan: Peter Steenkamp 16, Andre Meyer 15, Michał Gadomski 10 Żółte kartki: Patrick Różycki (Juvenia), Artem Zaovny (Orkan)