Maciej Słomiński, INTERIA: Jesteśmy świeżo po zakończeniu pracy z polską kadrą walijskiego selekcjonera, Chrisa Hitta. Z tego słyszę, zarząd PZR mocno się w tej sprawie podzielił. A jak jest z drużyną? Została tą decyzją zaskoczona? Piotr Zeszutek, kapitan reprezentacji Polski w rugby: - Dochodziły mnie różne głosy. Ktoś próbował zaczerpnąć mojej opinii, jak się zapatruję na dalszą pracę trenera Hitta. Nie wiem co to miało na celu, przecież jestem tylko zawodnikiem. Trudno powiedzieć, żeby ta decyzja była dla mnie szokiem. To szósty selekcjoner (wcześniej Putra, Płonka, Groenewald, Więciorek, Lindsay), z którym współpracowałem, dlatego sytuacja, gdy trener kończy pracę nie robi na mnie wielkiego wrażenia. Obawiam się tylko, że nie ma planu na kolejne miesiące, nie ma planu B. Zwolniliśmy selekcjonera, który poznał zawodników i nasze środowisko - ok, ale co dalej? Jesteśmy w tym samym punkcie co trzy lata temu. To chyba nie jest komplement? Selekcjoner z wielkiego świata miał w założeniu posunąć polskie rugby do przodu. Chris Hitt objął kadrę w dywizji Trophy i w niej nas zostawia. - Jako kapitan biorę krytykę naszej drużyny na klatę, to oczywiste, że jesteśmy oceniani również przez tych, którzy mają mgliste pojęcie i patrzą jedynie na suchy wynik. Brakuje mi w tym wszystkim obiektywizmu, żeby spojrzeć na temat ze wszystkich stron. Jeśli jedynym wymaganiem był awans do REC to tego Chris Hitt dokonał. Udało się to w pierwszym roku jego pracy. Niektórzy mówią, że to dzięki wykluczeniu Rosji i rozszerzeniu Championship. - No ale to już chyba poza jurysdykcją trenera Hitta, czy to może on wykluczył Rosję, bo zaraz hejterzy przypiszą mu i to. Z tego co wiem, Chris Hitt miał od czasu awansu do REC dosłownie klika rozmów z zarządem PZR, z czego jedna podobno dotyczyła tego, dlaczego Michał Haznar nie gra w kadrze. Selekcjoner miał jeździć po Polsce i nauczać. Nie robił tego, ale czy nie było tak, że nikt od niego tego nie wymagał? Przecież miał jakichś zwierzchników. Rozgoryczenie w środowisku rugby jest spore. Krąży taka opinia, żeby zaorać wszystko i niech grają młodzi. - Coś podobnego stało się w siódemkach, "pogonieni" zostali starsi zawodnicy i dziś jesteśmy za drużynami typu Luksemburg, Chorwacja czy Węgry. Też kiedyś miałem przyjemność grać w "7" i nie chcę, żeby to zabrzmiało jak opowieści o meczu z Włochami w 1979 r., to z takimi drużynami nawet nie graliśmy, dziś z nimi przegrywamy. Bardzo chcieliśmy spróbować tego Rugby Europe Championship, w kolejnych dwóch sezonach Polska zajęła ostatnie, ósme miejsce. W dwa lata wygraliście jeden mecz - czy to jest właśnie obraz polskiego rugby? Jak wy to czuliście z boiska? - Jestem osobą, która stawia sobie wysoko poprzeczkę i zawsze jest mi mało. Chętnie bym się zmierzył z jeszcze lepszymi zawodnikami niż w REC. Po drugiej stronie jest taki sam zawodnik jak ja, biega do przodu, podaje do tyłu i kopie we wszystkich kierunkach jak mówi klasyk. W zeszłym roku, w sezonie 2023 byliśmy dość blisko zajęcia wyższego miejsca, gdyby to się udało byłoby łatwiej o utrzymanie. Wygraliśmy z Belgią, z którą potem minimalnie przegraliśmy mecz o 7. miejsce, w międzyczasie była też bardzo nieznaczna przegrana z Niemcami. I chyba właśnie ta ewentualna wygrana z Niemcami dzisiaj mogłaby nam dać utrzymanie w Championship. W tzw. "środowisku" da się słyszeć sformułowanie, że po selekcjonerze zostaje "spalona ziemia". - Jak każdy człowiek, Chris Hitt ma wady i zalety. O wadach czytamy teraz dużo w Internecie, trudniej znaleźć jego zalety. W obliczu degradacji z REC o wiele łatwiej krytykować. Nigdy nie pracowaliśmy tak ciężko. Tak się składa, że ja mam umysł ścisły, dlatego nie trafiają do mnie subiektywne opinie, że coś jest dobre bądź złe, wolę konkretne liczby. Wiem jakie były nasze zadanie w czasie meczów. Indywidualne statystyki praktycznie wszystkich zawodników poszły w górę. Jakie to wskaźniki? - Ilość szarż, ilość i dokładność podań, szybkość zajmowaniu pozycji w ataku i obronie. Sporo małych rzeczy, które czynią z nas lepszych lub gorszych zawodników. Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego spadliśmy z Championship. W jakim elemencie gry była największa przepaść? - Chyba w sferze mentalnej. Nie chcesz chyba powiedzieć, że wygraliśmy jeden mecz przez dwa sezony, bo rywale byli mocniejsi mentalnie? - Tego nie powiem, ale u sportowca wszystko zaczyna i kończy się w głowie. Rywale byli lepiej wyszkoleni, szybsi. Z Portugalią, która gra szybko, osiągnęliśmy gorsze wyniki niż z Rumunią, która gra bardziej statycznie. Taka gra młynem bardziej nam pasuje - dlatego "Dębom" ulegliśmy tylko 8:20. W polskim rugby są o wiele większe problemy czy spadliśmy z Championship czy nie. Ile mamy w Polsce drużyn juniorskich? Gdy ja grałem na tym poziomie tych zespołów było 14 czy 16 w całej Polsce, dziś są cztery. To nie jest tylko problem rugby, koszykówkę czy piłkę ręczną też trenuje mniej dzieci niż kiedyś. Czyli wy jako zawodnicy daliście maksa. - Zdecydowanie. Większość dała co miała, pracowała na maksa, ci którzy oszukiwali, pewnie najgłośniej będą krytykować. Inna rzecz, że było nas zwyczajnie mało. Z ilości zawodników robisz jakość. Porównanie ilości zawodników zarejestrowanych w Polsce i innych krajach jest zatrważające. Z pozytywów przewija się to, że polska kadra wreszcie wygląda jak drużyna, trenowaliście w jednakowych strojach, mieszkaliście w przyzwoitych hotelach, co nie zawsze wcześniej było regułą. Tylko czy to jest zasługa Chrisa Hitta? - Czasem te hotele były aż za dobre, być może powinniśmy spać w innym miejscu, ale przeznaczyć środki na sprawy sportowe? To, że byliśmy lepiej "zaopiekowani" to zasługa wspólna - na pewno PZR i selekcjonera. My, doświadczeni zawodnicy przyjęliśmy wspólny front i zaczęliśmy od związku wymagać. Co by nie mówić o byłym prezesie związku Dariuszu Olszewskim, co obiecał - to dostarczył. Może tylko słabo wyglądało, że co pół roku graliśmy w strojach innej firmy: Gera, Canterbury, teraz Macron. Stroje strojami, ale praktycznie co mecz w Championship graliście innym składem. - Każdy z nas, reprezentantów Polski, aby przeżyć do pierwszego - pracuje, a pracodawca daje 26 dni wolnego w roku nie więcej. Druga rzecz to kontuzje - w naszym sporcie to rzecz na porządku dziennym, trzeba założyć 15-20% urazów po meczu. Trzecia kwestia to wszelkiego rodzaju zawieszenia, które nas w tych rozgrywkach mocno dotykały. Nie chcę się tłumaczyć, ale zabrakło trochę wyjaśnienia opinii publicznej, dlaczego jest taka rotacja w składzie. Każdy trener chce grać jak najsilniejszym składem w każdym meczu i trener Hitt nie jest wyjątkiem. Grał tymi, którzy w danym cyklu treningowym byli dostępni. Z tego co słyszę to znajdujesz pozytywy w tych trzech latach pracy z selekcjonerem. - Ktoś zaraz powie, że się nie znam, ale od kilkunastu lat gram w kadrze, byłem przez chwilę w drużynie Harlequins, wcześniej we Francji. Sposób treningu naszej reprezentacji aż tak bardzo się nie różnił od topowych drużyn, nie powiem, że to jest to samo, bo są inni zawodnicy, na innym poziomie, ale są to na naszą glebę przeniesione rozwiązania z większego rugby. Pod względem czegoś co bym nazwał "dyscypliną treningową" zrobiliśmy krok do przodu i to zostanie wśród naszych reprezentantów. Tego nie będzie trzeba uczyć się od nowa. Krążyły historie, że trener niespecjalnie rozmawia z zawodnikami. - Faktycznie, czasem brakowało z trenerem komunikacji. Pytanie czy ktoś wyżej to powinien zauważyć i być może korygować? Ne chciałbym oceniać trenera, to nie moja rola, jestem tylko zawodnikiem. Tak samo w drugą stronę - byłem pytany, czy widziałbym tego czy tamtego zawodnika w kadrze. Sorry, ale to nie jest moja rola, ja nie jestem obiektywny. Czy miałeś niedosyt kontaktu z selekcjonerem? - Momentami tak. Więcej rozmawialiśmy na początku współpracy. Nie oceniam tego, być może on tego kontaktu nie potrzebował, a ja się nie będę narzucał. Teraz patrząc z perspektywy czasu uważam, że zabrakło kogoś kto by spajał tę kadrę, kogoś w rodzaju "team managera", zwłaszcza że mieliśmy trochę zawodników polskich, trochę angielskojęzycznych, kilku francuskojęzycznych, niektórzy członkowie sztabu nie mówili angielskim z akcentem z Oxfordu itd. Jaka była wasza relacja, zawodników polskich z tymi, którzy w naszym języku nie mówili? Pojawia się taki zarzut, że to nie byli aż tacy "kozacy", którzy podnieśli poziom reprezentacji i byliby znacznie lepsi od Polaków z Ekstraligi. - Nie wszyscy z zaciągu zagranicznego byli na poziom Championship, tak samo nie wszyscy zawodnicy z Ekstraligi, o których myślimy, żeby dali radę są już gotowi. Wielu młodych zawodników zaraz na początku kampanii powiedziało, że nie ma czasu. Mnie to się w głowie nie mieści, jak można powiedzieć, że nie ma się czasu na kadrę, gdy jest się singlem, mieszka z mamą, dodatkowo będąc studentem. Chyba po to uprawiamy sport, żeby zagrać z orłem na piersi? Powinno się brać przykład z Grzegorza Buczka, który meczem z Belgią zakończył karierę w reprezentacji - on zawsze chciał być i grać w kadrze. Słyszałem taką opinię, że nie ma się co spieszyć z wyborem selekcjonera, bo mecze w dywizji Trophy będą w zależności od kalendarza na jesień, albo nawet za rok. - Takiego podejścia się właśnie boję. Następny mecz we wrześniu, to co czekajmy do sierpnia aż zostaną dwa tygodnie i wtedy zabierzmy się za wybieranie? Nie kupuję tego. Nie przedłużono trenerowi Hittowi kontraktu, PZR miał prawo tak zrobić. Ale co dalej? Mówi się, o tym żeby wymyślić polskie rugby i strategię na nowo i wtedy dopiero wybrać selekcjonera. - Moim zdaniem jeden albo dwa mecze powinny być zakontraktowane już teraz, aby było przetarcie przed meczami o punkty. Czy teraz mamy zrobić sobie pół roku przerwy i potem szukać zawodników od nowa? Zgadzam się, że szukanie trenera to jedna rzecz, a znalezienie strategii to druga rzecz. Tylko czy nie lepiej, żeby trener brał udział w tworzeniu tej strategii, czy ma przyjść na gotowe? Wydaje mi się, że dobrze by było gdyby najważniejszy trener w kraju w tworzeniu planu uczestniczył. Po zakończonej kadencji Hitta, na zasadzie wahadła teraz pojawia się pomysł, żeby wybrać selekcjonera krajowego. Pojawia się nazwisko Tomasza Putry, który jest zarówno trenerem polskim, jak i zagranicznym, od lat praktykującym we Francji. - Nie mam nic do trenera Putry, u niego debiutowałem w kadrze, pomógł mi gdy byłem we Francji. Akurat nie byłem na tym meczu reprezentacji, ale słyszałem od kolegów, że trener Putra przed meczem reprezentacji Polski prowadził odprawę po francusku, bez tłumaczenia na polski. Z drugiej strony trener Hitt prowadził je po angielsku. Nie zawsze uda się przekazać tę energię jeden do jednego. Nie wiem czy Tomasz Putra jest w ogóle zainteresowany tą posadą. Jeśli chodzi o polskich trenerów, ciężko mi sobie wyobrazić, aby taki reżim treningowy jak u Hitta został zbudowany przez jednego z nich. Zastrzegam jednak że nie znam ich wszystkich, mogę nie być na bieżąco. Nie jest też tak, że nie ma pieniędzy w polskim rugby. Związek szczyci się programem TAG, na który przeznacza się około pięciu milionów złotych rocznie. - Być może te środku są źle dystrybuowane? Brakuje mi szkolenia trenerów. Ilu z naszych polskich szkoleniowców jeździ za granicę i się dokształca? I przede wszystkim, co uważam za jedną z największych bolączek - ilu mamy zawodowych trenerów w Polsce, którzy mają dobre pieniądze i są na pełen etat do dyspozycji klubu? Myślę, że na to się powinny znaleźć środki w pierwszej kolejności, może zamiast przepłacać ekstraligowych zawodników powinniśmy zadbać o tych, którzy tych zawodników nam "przytrzymają" i wyszkolą? Czyli co teraz? Siać i mieć nadzieję, że za 10 lat coś z tego wyrośnie?? - Siać, ale z pomysłem. Na pewno nie można z założonymi rękami czekać, aż coś samo wyrośnie. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA