Może to zbieg okoliczności, ale od kiedy Interia mocniej zajęła się polskim rugby (połowa roku 2021) w tej pięknej dyscyplinie zaczęło się dziać dużo i dobrze zwłaszcza na niwie reprezentacyjnej. Kadra wygrała trzy kolejne mecze w Rugby Europe Trophy (Ukraina na wyjeździe po raz pierwszy w historii, Niemcy i Szwajcaria u siebie) i jest o krok od awansu do Championship (drugi poziom kontynentalnego rugby, wyżej jest tylko 6 Nations Cup). Niestety Ekstraliga rugby wciąż rządzi się swoimi prawami i wiele decyzji zapada przy tzw. "zielonym stoliku". Tydzień temu pisaliśmy o zweryfikowanym jako walkower meczu Ogniwa Sopot z Edach Budowlanymi Lublin (na boisku było 56-19 dla mistrzów Polski). Goście złożyli protest, a Komisja Gier i Dyscypliny (KGiD) go uznała i przyznała lublinianom pięć punktów za wygraną, a sopocian ukarała punktem ujemnym. To wywróciło tabelę Ekstraligi do góry nogami - dotychczasowy lider, Ogniwo spadło na czwarte miejsce, Budowlani awansowali na pierwsze. A teraz do sedna, czyli powodu przyznania walkowera - KGiD uznała, że sopocianie przekroczyli limit obcokrajowców w tym spotkaniu - regulamin przewiduje możliwość jednoczesnego przebywania pięciu na placu gry. Tymczasem w barwach drużyny znad morza zagrali: zawodnik z RPA Wiaan Griebenow, Nowozelandczyk Dwayne Burrows, Gruzini Kacha Kawtaradze i Irlaki Ciwciwadze, Ukrainiec Dima Mokrecow oraz Roman Żuk, Ołeksandr Czasowski i Władysław Grabowski, których KGiD uznała za Ukraińców podczas gdy Komisja Licencyjna, przed sezonem uznała ich za zawodników polskich, jako przebywających od wielu lat w naszym kraju. Chaos w polskim rugby. "Nie-Polak" powołany do polskiej kadry Wobec powyższego zdumienie wzbudziła decyzja KGiD o walkowerze, która dodatkowo w orzeczeniu napisała, że nie przysługuje od niego odwołanie. Ogniwo Sopot poprosiła o akta sprawy, których do tej pory nie otrzymało. To koniec tej zawiłej sprawy? Ależ skąd! Teraz od spraw ligowych wkraczamy z powrotem na arenę reprezentacyjną. Polacy przygotowują się do spotkań decydujących o awansie do Championship - z Belgią na wyjeździe w marcu oraz z Litwą w kwietniu u siebie. Sprawdzianem generalnym będzie towarzyski mecz z Czechami, który zostanie rozegrany 19 lutego na stadionie Slavii w Pradze. Wśród rugbistów polskiej kadry powołanych na ten mecz jest...Władysław Grabowski. Pozostaje mieć nadzieję, że walijski selekcjoner Chris Hitt wie kogo powołuje do reprezentacji Polski. Jak sama nazwa wskazuje - grają w niej Polacy. Takim jest Grabowski, który od kwietnia 2017 r. jest posiadaczem polskiego obywatelstwa, ma numer PESEL itd. Ten zawodnik grał kiedyś dla reprezentacji Ukrainy, ale od tego momentu minęły ponad trzy lata, po upływie tego okresu można zagrać dla innej kadry narodowej - to przepis wprowadzony przez World Rugby 1 stycznia 2022 r.. Czyli - teoretycznie jest możliwe, że walkower będzie potrzymany ponieważ jesienią Grabowski nie był Polakiem, ale teraz już jest więc może grać dla Polski. Nie wiem jak Państwa mnie boli głowa, gdy myślę o tej sprawie...A co z Żukiem i Czasowskim? Oni nigdy dla kadry Ukrainy nie grali, a gdy nie było jeszcze Komisji Licencyjnej ich prawo do reprezentowania Polski potwierdziła KGiD w ówczesnym składzie. Regulamin Ekstraligi Rugby na sezon 2021/22 mówi, że: "W protokole meczowym znajdować może się maksymalnie 5 zawodników, którzy nie posiadają uprawnień do gry w reprezentacji Polski, według przepisów World Rugby". Zgodnie z powyższym Grabowski, Żuk i Czasowski mają prawo reprezentować Polskę, dlatego nie mogą być traktowani jako obcokrajowcy. No chyba, że KGiD jest mądrzejsza od selekcjonera i Polskiego Związku Rugby (PZR), któremu podlega i jeden zawodnik może być wewnątrz związku traktowany raz jako Polak, a raz nie-Polak. Czy to koniec zamieszania i Władysław Grabowski będzie mógł grać w Ekstralidze jako Polak? Bo przecież Polakiem jest, ma polski paszport, obywatelstwo i wkrótce zadebiutuje w polskiej reprezentacji. Mamy przekonanie graniczące z pewnością, że nawet jeśli ta sprawa zostanie zamknięta zaraz pojawi się kolejna równie zaskakująca. Bo jak pisaliśmy tydzień temu - w polskim rugby nudy nie ma nigdy. Szkoda tylko, że przeważnie z powodów pozaboiskowych. Maciej Słomiński