A miało być tak pięknie. Przed startem rozgrywek Ekstraligi w sezonie 2022/23 oficjalnie przedstawiciele Skry Warszawa mówili o powtórzeniu osiągnięcia z poprzedniego sezonu (brązowy medal, pierwsze po 41 latach ligowe podium), a mniej oficjalnie mówiło się nawet o ataku na złoto. Nie były to czcze przechwałki, do już mocnej drużyny dołączyli reprezentanci Polski Daniel Trybus i Daniel Gdula z Posnanii, z Master Pharm Łódź przyszedł Michał Mirosz. Odwieszony zakaz transferowy przywrócił do gry Paula Waltersa z RPA. Pierwsze pęknięcia pojawiły się na jesień. Skra punktowała bardzo dobrze (wygrała m.in. z Lechią 80:0 - to najwyższa przegrana gdańszczan w historii), ale odjęto jej po punkcie za zbyt małą liczbę młodych zawodników w meczach z Orkanem Sochaczew i Ogniwem Sopot. Warszawski klub robił to niejako świadomie - bardziej opłacało się grać jak najmocniejszym składem i wygrywać za pięć punktów (z bonusem za cztery przyłożenia) i ewentualnie tracić oczko za brak młodzieżowców. Prawdziwa bomba wybuchła pod koniec rundy - Skra została ukarana dwoma walkowerami za wystawienie nieuprawnionego zawodnika - Bercho Botha miał pauzować za czerwoną kartkę, jednak Skra zgłosiła go do zawodów "siódemek" uznając, że zawodnik z RPA tam odbył karę. Komisja Gier i Dyscypliny była innego zdania, efektem był ujemny punkt za mecz z Edach Budowlanymi Lublin (na boisku 24:24) i aż 10 punktów na minusie za recydywę w spotkaniu z Master Pharm Rugby Łódź (dziś Budo 2011 Aleksandrów Łódzki). W drugim z tych meczów było 30:29 dla Skry. Drużyna z trenerem Łukaszem Nowoszem na czele chciała się od kar odwoływać (regulamin ligi jest napisany w sposób niejednoznaczny), innego zdania były władze klubu z Tomaszem Borowskim, który powoływał się na fair play. Efektem było półroczne zawieszenie trenera Nowosza i Bothy. Na wyjaśnienie wszystkich okoliczności przyjdzie jeszcze czas, najlepiej oddając głos zwaśnionym stronom. Jak nie wiadomo o co chodzi to zawsze chodzi o władzę i pieniądze - faktem jest, że drużyna, które grała w Ekstralidze niejako wyodrębniła się ze struktur klubu, miała swoich sponsorów i niezależność. Nie wszystkim we władzach klubu to było na rękę i się podobało. Jeszcze pod koniec roku wydawało się, że sprawy idą w dobrym kierunku. Drużyna Skry pojechała do Niemiec, by zagrać mecz sparingowy z tamtejszą reprezentacją i pokazała się z niezłej strony, mając w składzie m.in. najskuteczniejszego filara ligi Witalija Kramarenko, który poprzednio grał w Łodzi. A potem poszło na noże. Drużyna stanęła w opozycji do władz klubu. Było wiele rozmów, negocjacji wewnątrz drużyny, koniec końców zawodnicy "położyli papiery", efektem tego jest nieobecność drużyny Skry na boisku Juvenii Kraków i prawdopodobna degradacja z Ekstraligi. Co dalej? Reprezentanci Polski jak Jan Cal i Vaha Halaifonua nie powinni mieć problemu ze znalezieniem nowych pracodawców, co z resztą? Na razie drużyna Skry opublikowała na facebooku oświadczenie, które prezentuje jej stanowisko. Reprezentacja Polski w rugby radzi sobie ostatnio przyzwoicie, awansowała do dywizji Championship, w której skazywano ją na wysokie porażki, tymczasem wygrała z faworyzowaną Belgią. Zniknięcie z ligi drużyny ze stolicy, które miała wysokie ambicje i radziła sobie coraz lepiej to na pewno wizerunkowy cios. Jakże to odległe od wartości rugby, które przewidują szacunek dla rywali i partnerów z zespołu. Do sprawy wrócimy, bo jest na pewno bulwersująca i wielowątkowa. W imię partykularnych interesów rozwalono bardzo obiecujący projekt, a kto wie czy nie klub w ogóle. Czy Skra Warszawa powróci jeszcze do gry w lidze rugby? Maciej Słomiński, INTERIA