To niesamowita statystka, ale prawdziwa. Otóż w poprzednich czterech finałach mistrzostw Polski w rugby za każdym razem przeciw sobie stawali bracia Plichta - starszy Dawid i młodszy Mateusz. Każdy był górą po dwa razy, najpierw Dawid w barwach Budowlanych Łódź (2017-18), potem Mateusz, który gra dla Ogniwa Sopot (2019-21). Wcześniej w 2016 r. był jeszcze finał Pucharu Polski, w którym, tak zgadliście Państwo, zagrali łodzianie z sopocianami i przeciw sobie bracia P. Jakby tego było mało, obaj grają na tej samej pozycji - numer 9, czyli są łącznikami młyna. W niedzielę o godz. 18 na Stadionie Miejskim im. Edwarda Hodury w Sopocie tradycji stanie się zadość - w finale mistrzostw Polski znów dojdzie do braterskiego pojedynku, z tą różnicą że Dawid powrócił do macierzystego Orkana Sochaczew, Mateusz pozostaje wierny Ogniwu. - To mój szósty finał ligowy, podchodzę do tego na chłodno. Już rozumiem, jakimi prawami takie mecze się rządzą. Jednak ten jest też dla mnie szczególny, bo pierwszy z moim macierzystym klubem, pierwszy w barwach Orkana Sochaczew. Tutaj się urodziłem, wychowałem, tutaj mieszka moja rodzina, więc bronię barw mojego klubu i rodzinnego miasta. Znaczy to dla mnie bardzo wiele i ma szczególną wartość - przyznaje reprezentant Polski, który po raz kolejny stanie naprzeciwko swojego brata Mateusza, występującego w ekipie z Sopotu. - To szósty finał, który gramy przeciwko sobie. Fajnie, że spotykamy się w finałach, cieszę się, że gramy w dwóch najlepszych drużynach w Polsce. To nadaje dodatkowego smaczku - mówi Dawid Plichta w zapowiedzi finału, która znalazła się na oficjalnej stronie Polskiego Związku Rugby. Orkan Sochaczew jest absolutnym nowicjuszem w finale, do tej pory ma na koncie jedynie trzy brązowe medale w lidze. Sochaczew zagra o pierwszy tytuł, Sopot o dwunasty. To nie znaczy jednak, że jest w decydującym meczu w Sopocie Orkan jest bez szans i robienie z niego Dawida przy sopockim Goliacie to gruba przesada. Orkan Sochaczew to jak na polskie warunki rugby, klub bardzo dobrze zorganizowany, posiadający wsparcie lokalnego samorządu i aż dwóch spółek skarbu państwa - na koszulkach sochaczewskiego klubu reklamują się ORLEN i KGHM - to rzadkość nawet w o wiele bardziej popularnej piłce nożnej. Sopot i Sochaczew to miasta o zbliżonej wielkości - według wikipedii oba mają po 37 tysięcy mieszkańców. Sopot ma tyle poza sezonem, bo w wakacje, które się zaczęły dodatkowe drugie tyle spaceruje po Molo, Monciaku i leży na plaży. - To miasta o zbliżonej wielkości. Różnica polega na tym, że Sopot jest położony w innym miejscu Polski. Sopot miałby zbliżony klimat do Sochaczewa, gdyby nie miał obok siebie Gdańska i Gdyni. Na co trzecim samochodzie są naklejki Ogniwa, miasto żyje rugby, ale jest więcej atrakcji pozasportowych - pół żartem, pół serio mówił w wywiadzie na stronie Ogniwa, Mateusz Plichta przed ostatnim meczem obu drużyn, który odbył się w Wielką Sobotę w Sopocie. Popularny "Rysiek" ma skalę porównawczą, bo przecież wychował się w Sochaczewie, a 6 lat temu przeszedł do Sopotu. Wtedy w kwietniu, Orkan wygrał na wyjeździe 21:11 w kurorcie i wydawało się, że jest w stanie powalczyć nawet o 1. miejsce w rundzie zasadniczej. Potem przyszły jednak dwie wyjazdowe przegrane z Master Pharm Rugby Łódź oraz Lechią Gdańsk i ostatecznie to drużyna trenera Karola Czyża zameldowała się na pozycji lidera po rundzie zasadniczej. - To co działo się przez cały rok jest już przeszłością, liczy się tylko ten jeden mecz. Skupiamy się na nim, myślimy co było dobre, a co nie w mijającym roku, analizujemy jak zagra przeciwnik, myślimy jak na to odpowiedzieć. Poziom adrenaliny i emocji jest zupełnie inny niż podczas zwykłych meczów ligowych, wynik niedzielnego finału zdeterminuje ocenę tego sezonu, nikt nie będzie pamiętał kto był pierwszy po rundzie zasadniczej, a wszyscy kto zdobył mistrzostwo Polski - mówił nam w wywiadzie trener mistrzów Polski. Dodajmy, że w pierwszej rundzie to Ogniwo było lepsze w meczu wyjazdowym i triumfowało 31:9 na "Maracanie". Skąd taka nazwa sochaczewskiego obiektu? - W latach 70-tych XX wieku, gdy powstawało rugby w Sochaczewie, stało się tak popularne, że nawet ksiądz podczas "ogłoszeń parafialnych" zapraszał na mecze Orkana. Ten ksiądz to jedna z naszych legend. Muzułmanie mają Mekkę, my mamy "Maracanę", to nasz rugbowy kościół - mówił nam w wywiadzie Robert Małolepszy, prezes Orkana Sochaczew i komentator Polsatu. Ogniwo - Orkan. Sytuacja kadrowa Rugby jest sportem dla twardzieli, nikt nie udaje urazów, jednak pewne jest już że obaj finaliści nie wystąpią w pełnych składach. W sopockiej drużynie zabraknie kontuzjowanego centra ataku, Wiaana Griebenowa z RPA, który we wtorek opuszcza Polskę i Ogniwo. Nie będzie też Adama Piotrowskiego. Od kilku dni jest za to nad morzem, Michał Haznar i to sensacja - możliwy jest występ kapitana Piotra Zeszutka, który w grudniu ubiegłego roku zerwał ścięgno Achillesa. - Jeśli zagra, występ kapitana będzie na pewno dodatkowym, mentalnym bodźcem dla drużyny - lakonicznie w swoim stylu mówi nam o możliwym występie Zeszutka, trener Karol Czyż. W Orkanie zabraknie kontuzjowanego Artema Zarownego i Danco Burgera, który przebywa na zgrupowaniu reprezentacji Namibii. Zagra z kolei inny Namibijczyk, najskuteczniejszy strzelec Ekstraligi, Pieter Willem Steenkamp, który szykuje się do meczu z drużyną Orkana na mini-zgrupowaniu w Juracie. - Marzy mi się finał Ogniwa z Orkanem, gdzie obie ekipy pokażą swe najlepsze rugby i spopularyzują naszą dyscyplinę sportu - mówił w połowie sezonu Robert Małolepszy. Jego marzenie połowicznie się spełniło. Skład finału jest zgodny z życzeniem, reszta zależy od aktorów niedzielnego widowiska, wśród których kluczowe role odegrają bracia Plichta - Dawid i Mateusz. - Tak naprawdę rodzice nie lubią meczów, gdy gramy przeciw sobie, zawsze bardzo się stresują. Oboje będą na niedzielnym finale, pewnie ich serca będą lekko po stronie Sochaczewa, stamtąd się wywodzą, tam mieszkają na co dzień - mówił Mateusz Plichta w nowym rugbowym podcaście - Rozmowy o Rugby. Co na to jego brat Dawid? - Już nie wiemy z bratem co mówić, gdy pytają nas o finał i że zagramy przeciwko sobie. Ostatnio brat mnie przydusił podczas meczu dlatego zacząłem krzyczeć - "Rysiek to ja! Puść mnie, a on: ok sorry nie widziałem, że to ty!" - starszego z braci przed wielkim finałem Ekstraligi nie opuszcza humor. To słusznie podejście, bo przecież sport jest dziedziną branży rozrywkowej, powinien sprawiać radość, a nie być pełen protestów, donosów, walkowerów i absurdów jakich pełno w polskim rugby w kończącym się sezonie - ze sławnym już rzutem monetą na czele. Maciej Słomiński, Interia