Artur Gac, Interia: Przede wszystkim wielkie słowa wsparcia dla ciebie, bo mentalnie trudno radzić sobie z tak potworną sytuacją. W Krakowie jesteś sam... Radion Jaworszczuk: - Na początku ja i moi koledzy z Ukrainy, którzy w Krakowie uczymy się w Szkole Marcina Gortata oraz gramy w Juvenii, czuliśmy się bardzo źle. Nie byliśmy w stanie myśleć o czymś innym niż tylko o tym, co teraz u nas się dzieje. W tej chwili, gdy minął tydzień, już bardziej przyjęliśmy to do świadomości. Jest nam jakby łatwiej, bo zrozumieliśmy, że ta wojna ma miejsce w naszym domu, a przez to... Aż nie wiem, jak to wyrazić. Człowiek jakby pogodził się z tym, że wojna trwa i w tej chwili nic nie można z tym zrobić. To, co powiedziałeś, brzmi przerażająco i przygnębiająco, bo pokazuje, że zwykły człowiek musi jakby godzić się z czymś absolutnie najokrutniejszym. A najgorsza jest bezradność, że nie sposób w jednej sekundzie zakończyć tego koszmaru... - Właśnie tak jest, tak się czuję. Na Ukrainie pozostają wszyscy twoi najbliżsi? - Parę dni temu do Polski przyjechała moja siostra z dwójką dzieci, ale obecnie przebywa w Poznaniu, gdzie ma przyjaciółkę. Ja jej powiedziałem, żeby tam pojechała, bo na razie nie będę mógł poświęcić dla niej dostatecznie dużo czasu, ponieważ teraz mamy obozy i mecze. A na Ukrainie zostawiłem wszystkich pozostałych najbliższych mi ludzi, czyli dziadków, mamę, tatę. Ale są tam także inni bliscy, bo cała moja rodzina jest bardzo liczna. Gdzie przebywają najbliżsi? - W mieście Chmielnicki, na południowy zachód od Kijowa. Jesteście w regularnym kontakcie? - Oczywiście. Powiedz o najnowszych doniesieniach, jakie otrzymałeś od rodziców i dziadków. Przede wszystkim są bezpieczni? - Na coraz większym terenie Ukrainy trwają wybuchy, więc gdy tylko leci rakieta nad naszym miastem lub pojawiają się syreny alarmowe, to od razu zbiegają do piwnicy. Nawet pięć-sześć razy dziennie szukają tam schronienia. Oni wszyscy też niejako pogodzili się z tą sytuacją i mniej się martwią. Natomiast w Kijowie mieszka wujek, tata chciał go stamtąd zabrać do Chmielnickiego, ale niestety się nie da, bo wszystkie mosty w Kijowie są zniszczone. Samochodem z Kijowa już nie da się wyjechać, ludzie są tam już jakby uwięzieni. Łzy cisną się do oczu z tej bezsilności i bezradności, a przy tym wszystkim trzeba starać się pozostawać mocnym i silnym. Masz też gorsze momenty, gdy trudno zapanować nad emocjami? - Owszem, mam. Zwłaszcza, gdy jestem sam w pokoju. Wtedy przychodzą mi złe myśli do głowy, ale próbuję to kontrolować. Też nie mogę się teraz poddać, ponieważ mamy sezon i jakoś trzeba sobie z tym poradzić. Macie sezon, są przygotowania, ale jest w tobie myśl, że jeżeli wojna będzie się utrzymywała i przesuwała coraz bardziej na zachód Ukrainy, to jesteś gotowy zostawić to, co masz w Polsce, i ruszyć w tamtą stronę? - Nie wiem, chyba nie jestem na to gotowy... Nawet nie wiem, co mam odpowiedzieć. Bardzo kocham swoją ojczyznę, ale teraz chyba nie mógłbym rzucić tego wszystkiego, co mam tutaj. Rozmawiamy już o największym poświęceniu. W tej chwili macie w Ukrainie niesamowitych motywatorów, zagrzewających naród do walki i budujących morale wszystkich obywateli. Mam tutaj na myśli braci Kliczków, Ołeksandra Usyka, Wasyla Łomaczenkę, czy samego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Robią wszystko, by nikt nie pomyślał, że sytuacja stała się bez wyjścia. - Jestem po prostu tak dumny ze swojego narodu, że brak mi słów. Naprawdę. Jak oglądam to wszystko i widzę, że ci wielcy mistrzowie wychodzą do walki chroniąc nasz kraj, jak właśnie Usyk czy Łomaczenko, to jestem zachwycony. Niesamowicie mnie to cieszy. Wszyscy oni chwycili za broń i wiedzą, że to konfrontacja z agresorem na śmierć i życie. - Ja myślę, że nie w każdym kraju tak potrafiliby się zachować wielcy ludzie. Chwała im za to. Jest pomysł, by spróbować ściągnąć do Polski najbliższych ci ludzi? - Mężczyźni w sile wieku nie mogą teraz wyjeżdżać z Ukrainy, a moja mama powiedziała, że nigdzie się nie ruszy bez taty. Nie zostawi go samego. A babcia i dziadek za bardzo już nie chcą zmieniać miejsca. Chcą zostać w swoim domu do końca. A jak odbierasz to, jak Polska reaguje na sytuację Ukrainy i losy Ukraińców? - Pomagacie nam bardzo mocno. Wystarczy popatrzeć mi nawet na sytuację z siostrą, która przyjechała do Poznania z dwójką dzieci, nie mając zupełnie nic. A już na następny dzień dostała tyle rzeczy i pomocy od ludzi, że to było niesamowite. Otrzymała po prostu wszystko, choć nawet o tyle nie prosiła. Siostra jest tym wzruszona. To wszystko pokazuje, że jesteśmy bratnimi narodami. W naszym klubie, Juvenii Kraków, wszyscy trenerzy też bardzo pomagają. Gdy tylko poprosimy, że trzeba gdzieś pojechać i kogoś zabrać z granicy, bardzo chętnie pomagają. Na koniec powiedz kilka zdań o sobie. - Mam 18 lat. Teraz zaczął się szósty rok, jak jestem w Krakowie. Od razu po przyjeździe zacząłem naukę w Szkole Marcina Gortata. I jestem już reprezentantem Polski w młodszych grupach wiekowych. Gram na pozycji numer osiem (wiązacz - przyp.). Twoim celem jest zagranie w seniorskiej kadrze? - Oczywiście. I mam nadzieję, że to niedługo się wydarzy. Masz już podwójne obywatelstwo? - Nie, tylko ukraińskie. Natomiast przepisy w rugby są takie, że po trzech latach pobytu w nowym kraju można reprezentować jego barwy. Rozmawiał Artur Gac