Kapitan reprezentacji Polski spędził w Zniczu dwa lata. Przyszedł do występującego wówczas w III lidze (odpowiednik dzisiejszej drugiej) klubu, odrzucony przez Legię, w 2006 roku. Rok później młody zespół z Pruszkowa wywalczył awans, a 18-letni Lewandowski został królem strzelców rozgrywek. Rok później był najskuteczniejszym zawodnikiem w II lidze. Jego skuteczność i postawa na boisku przyciągnęły uwagę najlepszych klubów w Polsce. Za radą menedżera Cezarego Kucharskiego, z którym w czasach gry w Zniczu Lewandowski nawiązał współpracę, wybrał Lecha Poznań. Olgierd Kwiatkowski, Interia: Czy w pierwszych dniach w Zniczu Pruszków 18-letni Robert Lewandowski był zawodnikiem, którego dało się z jakiegoś powodu zapamiętać? Sylwiusz Mucha-Orliński, wieloletni działacz Znicza Pruszków: - Tak zapamiętam go, bo był wtedy bardzo słaby. Jak to? - Wcale nie żartuję. Był wtedy załamanym chłopakiem, przetrąconym psychicznie. Jego mama prosiła nas, byśmy go wzięli. Cieszył się, że daliśmy mu szansę. Wyleczył się z kontuzji, ale wciąż nie mógł się pogodzić z tym, że Legia go wyrzuciła, że go nie chciała. Najlepszym dowodem na to, że mógł sprawiać wrażenie słabego jest to, że w pięciu meczach nie był w stanie strzelić bramki. I wtedy niczym się nie wyróżniał. Ale wierzyliście w niego, czy mieliście wątpliwości, że nic z tego nie będzie? - Znaliśmy go dobrze. Wiedzieliśmy, że jest w stanie strzelać dużo bramek. Półtora roku wcześniej obserwowaliśmy go podczas meczów Delty Warszawa, specjalnie też tam jeździliśmy. Widzieliśmy, że ma talent. Chcieliśmy go wziąć do drużyny, ale był dla nas nieosiągalny, bo formalnie był piłkarzem Legii. W końcu się udało. Ile zapłaciliście Legii za transfer? - To była symboliczna kwota, opłata transferowa wniesiona do Warszawskiego Związku Piłki Nożnej. Robert przyszedł do nas z kartą w ręku. Kiedy na dobre pokazał swoje możliwości? - Nie od razu. Ale zaaklimatyzował się. Mieliśmy młodą drużynę, ze średnią wieku 20 lat, ta drużyna się zgrywała. W swoim pierwszym sezonie u nas (2006/07) strzelił 15 goli. Awansowaliśmy. Potem w II lidze (obecnie pierwszej) grał już z meczu na mecz lepiej, szczególnie gdy Znicz objął Jacek Grembocki. Był świadomy swojej wartości. Mocno pracował nad sobą. Miał kilka znakomitych meczów, które sam wygrywał - z GKS Jastrzębie, w którym zaliczył hat-tricka, we Wrocławiu ze Śląskiem, gdzie strzelił dwa gole, z walczącą o awans Polonią Warszawa. Został królem strzelców, zdobył 21 goli. Był w tym czasie lepszy piłkarz w Zniczu niż Robert Lewandowski? - Podobny poziom reprezentował Bartosz Wiśniewski. Bardzo dobry technicznie, choć dużo więcej pracował w defensywie niż Robert. Był materiałem na wielkiego zawodnika. Ile Robert zarabiał w Zniczu? - Ode mnie pan tego nie usłyszy. To była niewielka kwota. Tak się umówiliśmy i potem nawet jej nie zmienialiśmy. Nie było nawet mowy o podwyżce. Robert wiedział, że odejdzie. Po to tu przyszedł, by się wybić. Ze Znicza Lewandowski odszedł do Lecha Poznań. Czy to była jedyna opcja transferu? - Kiedy Robert strzelał bramkę za bramką zgłaszały się po niego czołowe kluby z Polski: Wisła Kraków, Cracovia, Jagiellonia Białystok, Górnik Zabrze, Legia, Lech. Legia nawet mocno naciskała, ale w końcu odpuściła. Robert wybrał Lecha za radą menedżera Cezarego Kucharskiego. Dziś ten związek biznesowy piłkarza i menedżera spektakularnie się rozpadł. Jakie były jego początki? - Robert przyszedł pewnego dnia i powiedział, że podpisał kontrakt z menedżerem. Nie ingerowaliśmy w to. Zawsze powtarzaliśmy swoim piłkarzom, żeby trzy razy się zastanowili nim podpiszą umowę z agentem. Oni byli zadowoleni, to wyglądało na idealną współpracę, choć dziś wiemy, że nie wszystko różowo wyglądało. Czy z perspektywy czasu uważa pan, że transfer do Lecha Poznań rzeczywiście był najlepszy dla was i dla Roberta? - Ostatecznie to on sam wybrał i wybrał dobrze. Miał zapewniony rozwój. Zrobił wspaniałą karierę. Pomógł nam, pomógł polskiej piłce. W Pruszkowie i okolicach wyrosły jak grzyby po deszczu akademie piłkarskie. Myślę, że to pod wpływem osiągnięć Roberta. Jaka dokładnie była kwota transferu Lewandowskiego odchodzącego ze Znicza do Lecha? - A o jakiej kwocie pan słyszał? Półtora miliona złotych. - Coś między milion a półtora miliona złotych. Może mogliśmy coś więcej "wycisnąć", ale nie za bardzo próbowaliśmy. Chcieliśmy umożliwić mu grę na wyższym poziomie. Dobrze, że na nas trafił, bo wiele klubów w Polsce z niższych lig blokowałoby mu ten transfer. Robert pamięta o was? - Kiedy był w Borussii Dortmund zapraszał młodsze roczniki Znicza. Przyjeżdżali na jego mecze, zwiedzali stadion, klub. On jest dziś bardzo zajętym człowiekiem, nie ma czasu by nas odwiedzać i organizować podobne akcje. A świat pamięta, że w Zniczu Pruszków grał kiedyś najlepszy obecnie napastnik na świecie? - Szczególnie przy okazji plebiscytów, wielkich turniejów dzwonią i przyjeżdżają do nas telewizje, dziennikarze ze wszystkich zakątków świata - z Niemiec, Francji, Włoch, nawet z Japonii. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski