Sebastian Staszewski, Interia: - Jak skomentuje pan to, co wydarzyło się w środę? Z jednej strony prokuratorzy rozszerzyli panu zarzuty w sprawie rzekomego szantażowania Roberta Lewandowskiego i jego żony. Z drugiej napisał pan na Twitterze o analizie fonoskopijnej, która ma wskazywać na to, że pliki z nagraniami pana rozmów z Lewandowskim są nieautentyczne. Cezary Kucharski: - Nasza ekspertyza potwierdza to, co wielokrotnie mówiłem: że Lewandowski nagrania zmanipulował, że zachodziła wielokrotna ingerencja w taśmy, że nie mają one żadnej wartości. Bo są nieautentyczne. Natomiast co do drugiej kwestii, to doceniam zorganizowaną akcję poszerzenia zarzutów przez tzw. obóz Lewandowskiego. Już kilka minut po wyjściu z prokuratury w mainstreamowych portalach ukazały się pierwsze teksty. Byłem nawet gwiazdą paska "Wiadomości" TVP. Czułem się więc jak VIP. I to wszystko zawdzięczam temu, że kiedyś byłem posłem Platformy Obywatelskiej, a mój przeciwnik procesowy jest aktualnie pupilkiem władzy. Nie może pan jednak ignorować tego, że prokuratura zarzuciła panu ujawnienie dziennikarzowi Rafaelowi Buschmannowi dokumentów należących do Lewandowskiego, takich jak zeznania podatkowe, kontrakty reklamowe czy umowy z Borussią Dortmund i Bayernem Monachium. W prokuraturze nie przyznał się pan do zarzucanego czynu i odmówił pan wyjaśnień. Dlaczego? - Z prostego powodu: moje wyjaśnienia nie mają żadnego sensu, tak jak nie miały znaczenia moje wyjaśnienia po zatrzymaniu w październiku. Co z tego, że szczerze powiedziałem o negocjacjach z Lewandowskim w Warszawie i Monachium, o przygotowanym porozumieniu, które - logicznie rzecz ujmując - wyklucza absurdalny zarzut o szantażu, o sporze gospodarczym z Lewandowskim, o milionach złotych wyprowadzonych ze spółki pod pozornymi tytułami przez samego Lewandowskiego i jego żonę, skoro nikt tego nie słucha? Spływa to po prokuraturze jak po kaczce.W takim razie ja zapytam pana wprost: czy przekazywał pan te dokumenty? - Oczywiście, że nie! Ale to i tak nie ma znaczenia dla sprawy: co komu przekazywałem, co było już dawno ujawnione, a co ktoś już wcześniej posiadał. Ja nie złamałem prawa. Od początku sprawy prokuratorzy wiedzą, że nagrania są zmanipulowane i może to kiedyś wypłynąć, stąd chcąc przykryć wpadki, stawiają kolejne wymyślone zarzuty. Pana prawnik, mecenas Krzysztof Ways, powiedział nam w środę: "W moim odczuciu reakcja prokuratury to odwet za to, że podważyliśmy w sposób niebudzący wątpliwości autentyczność nagrań". Na myśli miał przygotowaną przez biegłego z Krakowa analizę fonoskopijną, według której pliki znajdujące się w posiadaniu śledczych są nieautentyczne. Czy to wasza linia obrony? - Jeśli linia obrony ma polegać na punktowaniu nieprawdziwej linii ataku, to tak. Mamy jeszcze wiele innych argumentów, niestety prokuratura jest na nie głucha. Od miesięcy nie rozpoznaje wniosków obrońców, pomimo że ma obowiązek robić to niezwłocznie. Gdy prześledzi się różne sprawy z nagraniami w tle, to w każdej z nich jest biegły z zakresu fonoskopii. Czemu w mojej prokurator tak się przed nim opiera? Co więc wynika z tej analizy? Obrońca Lewandowskiego, profesor Tomasz Siemiątkowski, przyznał Interii: - "Zamiast ćwierćfotek pokazywanych przez pana Kucharskiego bardzo chcielibyśmy zapoznać się z tym dokumentem [analizą fonoskopijną - red.], tym bardziej, że nie ma go w aktach śledztwa". - Wynika to, że nagrania nie są autentyczne i że zaszła w nie świadoma ingerencja. To dyskwalifikuje argumenty tamtego obozu, do którego zaliczam również prokuraturę. A pan pełnomocnik faktycznie w swoisty dla siebie sposób - strasząc wybijaniem mi różnych rzeczy z głowy - apelował abym przekazał opinię. No więc nic prostszego, wystarczy, że przyłączy się do naszego wniosku i poprosi o dopuszczenie dowodu z opinii biegłego fonoskopii. Wtedy się dowie, czemu nagrania nie są autentyczne. Na co pan liczy przygotowując analizę? Prokuratura przecież przedstawiła swoją, według której pliki są autentyczne. Ją również wykonał biegły. - Prokuratura nie przedstawiła analizy zrobionej przez kompetentnego biegłego i mogę przyjmować zakłady, że nigdy nie przedstawi. Moja ekspertyza procesowo potwierdza moje słowa. Szkoda, że nie mogę liczyć na bezstronny osąd tego dowodu ze strony prokuratury i muszę czekać na rozprawę przed sądem. Poczekajmy zresztą także do sprawy prezesa Obajtka. Tam, jak przy użyciu czarodziejskiej różdżki, zmieni się narracja i do oceny autentyczności nagrania nie będzie starczył tylko informatyk. Wasz konflikt wciąż budzi wiele emocji. I wizerunkowo nie jest korzystny dla żadnej ze stron. Bierze pan pod uwagę polubowne załatwienie sprawy i ugodę? - Obecnie nie widzę takiej możliwości. Trudno bym sam z sobą negocjował kwotę, która została już wyliczona przez ekspertów na potrzeby postępowania sądowego. Jeżeli obóz Roberta Lewandowskiego chce zawrzeć z nami ugodę, niech przedstawi swoją racjonalną propozycję. Mówię o poważnej propozycji, nie zaś o stu złotych. Sebastian Staszewski, Interia