Ligowy debiut Roberta Lewandowskiego w zespole FC Barcelony przyciągnął na trybuny Camp Nou wielu kibiców z Polski. Zresztą nie tylko na trybuny - przed meczem nawet z niektórych samochodów stojących w korkach można było usłyszeć gromkie "Robert Lewandowski" czy zobaczyć polską flagę. Nie na darmo przed spotkaniem spiker witał fanów z Polski, przekazując specjalne dla nich pozdrowienia. "Lewy" pierwszego gola zdobytego na murawie Camp Nou zaliczył już tydzień wcześniej - w meczu o Puchar Gampera. Jednak tamto spotkanie z UNAM Pumas było bardziej festiwalem ofensywnych zagrań, niż prawdziwym starciem z presją. Mecz z Rayo pokazał, jak wiele ofensywie Barcelony jeszcze brakuje do poziomu wymarzonego przez Xaviego. Barcelona - Rayo. Lewandowski nie dostawał podań W pierwszych minutach Barcelonie bardzo trudno budowało się składne akcje ofensywne. "Lewy" próbował wziąć sprawy w swoje ręce i był bliski przechwytu na połowie Rayo w 6. minucie spotkania. Polak starał się mocno pracować bez piłki, robiąc to, czego oczekuje od niego Xavi - absorbując defensywę rywali. Udało mu się zainicjować akcję Barcy w 12. minucie, gdy też mocniej nacisnął rywala i gospodarze wyprowadzili groźny atak. Chwilę później Lewandowski trafił do siatki. Jednak szybko po trybunach rozniósł się język zawodu, bo bramka padła ze spalonego. W 17. minucie dobrą sytuację zmarnował Raphinha, który uderzył obok słupka. Niedługo potem nowy piłkarz Barcy zepsuł równie dobrą okazję, gdy z kilkunastu metrów posłał piłkę nad poprzeczką. Aż sam łapał się za głowę. Tymczasem całkiem śmiało poczynała sobie ekipa Rayo. Potrafili prostymi środkami, trzema podaniami, przedostać się pod bramkę Barcy. Lewandowski miał problem z otrzymywaniem podań. Jeśli już kierowano do niego wrzutki, to sporo za wysokie i niedokładne. Dobre podanie od Gaviego dostał w 34. minucie Ousmane Dembele, ale wykonał bardziej podanie do bramkarza, niż oddał strzał. Sfrustrowany obrazem gry Pedri próbował soczystego uderzenia z dystansu, które rzeczywiście było bliskie celu. "Lewy" tuż przed przerwą próbował znaleźć podaniem wychodzącego na dobrą pozycję Dembele, ale ostatecznie został przeczytany przez rywali. Tymczasem znakomitą sytuację w końcówce pierwszej połowy wypracowało sobie jeszcze Rayo. Alvaro zatańczył z piłką w polu karnym i byl bliski pokonania Ter Stegena. W przerwie kibice FC Barcelony wygwizdali ostro schodzącą do szatni trójkę sędziowską, dając do zrozumienia, że mają pretensje o niektóre rozstrzygnięcia z pierwszej połowy. Na Camp Nou pojawiło się tego wieczoru ponad 81 tysięcy widzów. I ta gigantyczna publiczność była głodna bramek. W 54. minucie Raphinha znalazł się w dobrej sytuacji z boku pola karnego. Zamiast jednak uderzać samemu, zdecydował się na próbę podania w kierunku Lewandowskiego. Niedokładną, dodajmy. Ostatecznie w ogromnym zamieszaniu gracz Rayo uderzył jeszcze piłką w Lewandowskiego, ale ostatecznie goście zażegnali niebezpieczeństwo pod własną bramką. Sam szkoleniowiec Barcy też był najwyraźniej poirytowany obrazem gry, bo już w 61. minucie zdecydował się na potrójną zmianę, posyłając w bój Frenkiego de Jonga, Ansu Fatiego i Sergiego Roberto. Xavi mocno protestował też po tym, jak w 74. minucie "Lewy" padł na murawę w polu karnym, a sędzia nie dopatrzył się przewinienia. Fani Barcelony mocno liczyli przez cały czas, że to polski napastnik odmieni losy meczu. Dali temu wyraz śpiewając specjalnie zadedykowaną mu przyśpiewkę. W 80. minucie Lewandowski świetnie znalazł w polu karnym De Jonga, ale ostatecznie wycofanie na 12. metr do zamykającego akcję Dembele nie przyniosło Barcelonie powodzenia. Chwilę później sam Polak uderzał mocno i soczyście, ale piłka minimalnie minęła słupek. "Lewy" aż ukrył twarz w dłoniach. Ekipa Rayo z biegiem czasu miała coraz więcej problemów z powstrzymaniem "Lewego" i spółki. W końcu zaczęli uciekać się do fauli, jak w 85. minucie, gdy za zatrzymanie szarżującego Lewandowskiego żółtą kartkę zobaczył Pathe Ciss. Jednak po uderzeniu w wolnego piłka poszybowała nad poprzeczką. Barcelona nie miała szczęścia tego wieczoru. W 88. minucie znów padła bramka, której nie uznano, bo gracz "Blaugrany" był na ewidentnym spalonym. Tym samym zresztą chwilę później odpowiedziała ekipa Rayo, która też widziała już piłkę w siatce, a potem rozczarowana spojrzała na sygnalizację arbitra. Na domiar złego - z perspektywy fanów Barcy - w samej końcówce czerwoną kartkę - po drugiej żółtej - zobaczył Sergio Busquets. Gospodarze kończyli w dziesiątkę. Ten bezbramkowy remis gorzko smakował fanom Barcelony. A Robert Lewandowski musi pogodzić się z tym, że nie udało mu się strzelić gola w ligowym debiucie. Barcelona - Rayo 0-0 (0-0) Czerwona kartka: S. Busquets Czytaj także: Lewandowski elementem, który ulepsza całość