Robert Lewandowski jak nikt inny doskonale wie, na własnym przykładzie, jak prawdziwe jest powiedzenie, że jeszcze trudniej - niż wdrapać się na szczyt - jest się na nim utrzymać. "Stosunek bramkowy 93:70 dla Lewandowskiego". Niesamowite! Przede wszystkim dlatego, że Polak posiadł tę arcytrudną sztukę i od lat, gdy na światowy poziom wybił się jeszcze w czasach gry w Borussii Dortmund, utrzymuje status jednego z najbardziej bramkostrzelnych napastników świata. A przy okazji bezapelacyjnie jednego z najlepszych, którzy nieprzerwanie są maszynką do strzelania goli. Lewandowski uchylił drzwi, Błaszczykowski wyrzucił je razem z futryną. I to czuć [RECENZJA] W końcu jednak i Polak musiał zmierzyć się z kryzysem, niewątpliwie największym w karierze, który nastał po mistrzostwach świata w Katarze. W Barcelonie, po spektakularnym pierwszym sezonie, ozłoconym koroną króla strzelców La Liga, Polak spuścił z tonu, zatracił swoją niezwykłą skuteczność, a do tego zaczęła kuleć gra całej "Dumy Katalonii". Gdy niektórzy zaczęli już stawiać krzyżyk na kapitanie reprezentacji Polski, wszak blisko 36 lat na karku to już nie dodatkowy bonus, wybitny gracz zacisnął zęby i ciężko harował, aby utrzeć nosa pesymistom. W ostatnich czterech meczach "Lewy" znów jest tym krwiożerczym napastnikiem, tak wyczekiwanym przez fanów Barcelony. Polak w tym krótkim czasie pięć razy wpakował piłkę do siatki, a po raz ostatni w starciu w Lidze Mistrzów z Napoli (rewanż odbędzie się 12 marca na Stadionie Olimpijskim), po którym ponownie trafił na okładki hiszpańskich gazet. Kieł, którego brakowało zespołowi, powrócił - triumfalnie ogłosiła "Marca". Lewandowski pobił rekord, niewiarygodny wyczyn. Gwiazda zepchnięta w cień Gdy wracają rozważania po kolejnych wpadkach polskiej kadry, czy Robert Lewandowski wciąż powinien mieć niepodważalny status w drużynie narodowej, warto zapoznać się z jedną statystyką. Wprawdzie nie reprezentacyjną, ale bezpośrednio związaną z wszystkimi polskimi piłkarzami, którzy od sezonu... 1992/93 mieli lub mają przywilej grać w Lidze Mistrzów. To aż trudne do wyobrażenia, ale "Lewy" w pojedynkę "nakrywa czapą" wszystkich rodzimych piłkarzy razem wziętych na froncie najważniejszych pucharowych rozgrywek w Europie.