Długo trwa już posucha strzelecka Roberta Lewandowskiego w rozgrywkach La Liga. Niestety środowy mecz z Osasuną również nie należał w jego wykonaniu do najlepszych. Reprezentant Polski i tym razem na listę strzelców się nie wpisał, choć przez ułamek sekundy mógł się cieszyć z trafienia. Ostatecznie nie zostało ono uznane z powodu pozycji spalonej. Dzięki bramce Vitora Roque FC Barcelona wygrała z Osasuną 1:0. - To nie jest tak, że u nas wszystko funkcjonuje. W Barcelonie teraz wszystko nie funkcjonuje. To widać, jak gramy, że staramy się robić krok do przodu, w sensie poprawiać grę, ale czasami mamy mecze, które powinniśmy może zamknąć szybciej, a bramki tracimy za łatwo - powiedział Robert Lewandowski. Wtedy włączył się jeden z dwójki przeprowadzających wywiad dziennikarzy, Łukasz Wiśniowski. - Z każdym możecie stracić bramkę w pierwszych trzydziestu sekundach. Pod tym względem klub pobił wieloletni, "niechlubny rekord". - Właśnie, i to się zgadza. W ostatnim meczu było to samo - zareagował Lewandowski bez kolorowania rzeczywistości. - Cały czas pracujemy nad tym, chcemy być lepsi i ja wierzę, że w końcu to załapie - zaznaczył snajper FC Barcelona. To koniec, Lewandowski odarty ze złudzeń. Jego następca ratuje Barcelonę, zachwyty w Hiszpanii Robert Lewandowski szczery do bólu. Najtrudniej przychodzi ocena samego siebie Lewandowski dopytany, czy ogląda swoje mecze, od razu zaznaczył, że nie analizuje całych spotkań z własnym udziałem. Natomiast na pytanie, jak widzi siebie, gdy patrzy na własną grę, czy także zastanawia się, dlaczego piłka znów odskoczyła mu od nogi, odparł: - Tak, przy czym teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej względem poprzedniego roku. Albo przynajmniej cały czas staram się, żeby wrócić na właściwe tory i myślę, że jestem już coraz bliżej tego. Sytuacje to jedno, ale czuję, że to idzie krok po kroku. Ale tak, był moment, gdy odskoczyła piłka, były proste błędy... - zaczął "Lewy", a dopytany czy tym faktem się irytuje, odparł twierdząco. Nie mogło zabraknąć również porównania obecnej sytuacji w Barcelonie do tego, jak piłkarze funkcjonowali w Bayernie Monachium. "Lewy" wypowiadał się o byłym klubie w superlatywach. Mimo to podkreślił, że należało zrobić kolejny krok, a wsparcie i doping kibiców "Blaugrany" wprawiło go w zachwyt. Robert Lewandowski krytykowany, a tu jeszcze takie słowa. Ależ go nazwali - Nie oszukujmy się, w Bayernie to funkcjonowało jak w maszynie. Ja wiedziałem idąc do Barcelony, że te wyzwania będą inne. Byłem i jestem tego świadomy. Ale czy te 10-15 bramek strzelonych w Bayernie więcej spowodowałoby, że byłbym szczęśliwszy? Niekoniecznie. W Bayernie był super czas, to zostanie ze mną na zawsze, do końca życia. Ale ten etap się skończył. Ja cieszę się bardzo z tego, co przeżyłem w Barcelonie, zaczynając od mistrzostwa, superpucharu, króla strzelców, przywitania, jakie zgotowali mi kibice - dodał.