Spowiedź Roberta Lewandowskiego. Brutalnie szczerze o sobie i Barcelonie. Tego jeszcze nie było
Robert Lewandowski bardzo szczerze odniósł się do swojej formy, której regres nastąpił po mistrzostwach świata w Katarze, a także bez owijania w bawełnę ocenił aktualną postawę FC Barcelona. To wszystko wyjawił w rozmowie dla kanału "Foot Truck" na Youtubie. Czy ze słów Polaka w tym wątku płynie również pozytywny przekaz? To także wybrzmiało z usta kapitana reprezentacji Polski. Brutalnie szczerze porównał też sytuację w Barcelonie, a także to, z czym miał do czynienia w Bayernie.

Długo trwa już posucha strzelecka Roberta Lewandowskiego w rozgrywkach La Liga. Niestety środowy mecz z Osasuną również nie należał w jego wykonaniu do najlepszych. Reprezentant Polski i tym razem na listę strzelców się nie wpisał, choć przez ułamek sekundy mógł się cieszyć z trafienia. Ostatecznie nie zostało ono uznane z powodu pozycji spalonej. Dzięki bramce Vitora Roque FC Barcelona wygrała z Osasuną 1:0.
- To nie jest tak, że u nas wszystko funkcjonuje. W Barcelonie teraz wszystko nie funkcjonuje. To widać, jak gramy, że staramy się robić krok do przodu, w sensie poprawiać grę, ale czasami mamy mecze, które powinniśmy może zamknąć szybciej, a bramki tracimy za łatwo - powiedział Robert Lewandowski.
Wtedy włączył się jeden z dwójki przeprowadzających wywiad dziennikarzy, Łukasz Wiśniowski. - Z każdym możecie stracić bramkę w pierwszych trzydziestu sekundach. Pod tym względem klub pobił wieloletni, "niechlubny rekord".
- Właśnie, i to się zgadza. W ostatnim meczu było to samo - zareagował Lewandowski bez kolorowania rzeczywistości. - Cały czas pracujemy nad tym, chcemy być lepsi i ja wierzę, że w końcu to załapie - zaznaczył snajper FC Barcelona.
Robert Lewandowski szczery do bólu. Najtrudniej przychodzi ocena samego siebie
Lewandowski dopytany, czy ogląda swoje mecze, od razu zaznaczył, że nie analizuje całych spotkań z własnym udziałem. Natomiast na pytanie, jak widzi siebie, gdy patrzy na własną grę, czy także zastanawia się, dlaczego piłka znów odskoczyła mu od nogi, odparł:
- Tak, przy czym teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej względem poprzedniego roku. Albo przynajmniej cały czas staram się, żeby wrócić na właściwe tory i myślę, że jestem już coraz bliżej tego. Sytuacje to jedno, ale czuję, że to idzie krok po kroku. Ale tak, był moment, gdy odskoczyła piłka, były proste błędy... - zaczął "Lewy", a dopytany czy tym faktem się irytuje, odparł twierdząco.
- No tak, bo już nie tylko myślisz o tym, by strzelić bramkę. Później myślisz, żeby w ogóle mieć sytuacje. A jak nie masz sytuacji, to żeby w ogóle mieć piłkę. A jak masz piłkę, to ci odskoczyła. Myślisz sobie: "kurde, co się dzieje?". To daj mi jeszcze raz piłkę, ale nie masz szans
Nie mogło zabraknąć również porównania obecnej sytuacji w Barcelonie do tego, jak piłkarze funkcjonowali w Bayernie Monachium. "Lewy" wypowiadał się o byłym klubie w superlatywach. Mimo to podkreślił, że należało zrobić kolejny krok, a wsparcie i doping kibiców "Blaugrany" wprawiło go w zachwyt.
- Nie oszukujmy się, w Bayernie to funkcjonowało jak w maszynie. Ja wiedziałem idąc do Barcelony, że te wyzwania będą inne. Byłem i jestem tego świadomy. Ale czy te 10-15 bramek strzelonych w Bayernie więcej spowodowałoby, że byłbym szczęśliwszy? Niekoniecznie. W Bayernie był super czas, to zostanie ze mną na zawsze, do końca życia. Ale ten etap się skończył. Ja cieszę się bardzo z tego, co przeżyłem w Barcelonie, zaczynając od mistrzostwa, superpucharu, króla strzelców, przywitania, jakie zgotowali mi kibice - dodał.
Zobacz również:


