FC Barcelona w sobotę chciała przerwać serię ligowych meczów bez zwycięstwa, a jednocześnie uświetnić 125. urodziny klubu. Na Stadion Olimpijski przyjechali piłkarze UD Las Palmas. Spotkanie poprzedziło odtworzenie specjalnej, jubileuszowej piosenki, a piłkarze wychodzili na boisko w towarzystwie nowej maskotki FC Barcelona. Gorąco wokół Szczęsnego. Pojawił się nagły protest. Sensacyjny komunikat z Hiszpanii Podopieczni trenera Hansiego Flicka chcieli szybko narzucić swój styl gry, ale mieli spory problem z dłuższą wymianą piłki. W pierwszym kwadransie to gracze UD Las Palmas byli groźniejsi. Po akcji Sandro Martineza przed dogodną szansą stanął Javi Munoz, ale w ostatniej chwili z interwencją zdążył Pau Cubarsi. Po chwili przyjezdni z Wysp Kanaryjskich jeszcze dwukrotnie przyprawili fanów na Stadionie Olimpijskim o strach szybkimi akcjami, ale za każdym razem sędzia liniowy podnosił chorągiewkę. Nerwowy początek FC Barcelona Wraz z upływem kolejnych minut, gospodarze odzyskiwali rezon. Swoich sił próbowali Jules Kounde czy Fermin Lopez, ale nie zdołali zmusić Jaspera Cillessena do interwencji. Po chwili doszło jednak do bardzo niepokojącej sytuacji. W starciu z Sandro Ramirezem padł na murawę Alejandro Balde. Hiszpan wyglądał, jakby nie mógł złapać oddechu i opuścił murawę na noszach. Zmienił go Gerard Martin. Ten incydent nałożył się cieniem na całą pierwszą odsłonę. Dopiero na sekundy przed przerwą Raphinha z impetem huknął w poprzeczkę. Tym samym drużyny schodziły do szatni przy wyniku 0:0. Barcelona zaskoczona po przerwie. A potem wymiana ciosów Ostatnie słabsze wyniki Barcelony zbiegły się z absencją Lamine'a Yamala, który w końcu pojawił się na murawie po przerwie, zmieniając Pablo Torre. To jednak nie genialny 17-latek błysnął na początku drugiej połowy sobotniego meczu. Zrobił to grający w Las Palmas wychowanek Barcelony - Sandro Ramirez, który otrzymał piłkę w okolicach linii wyznaczającej granice pola karnego i celnym, płaskim strzałem pokonał Inakiego Penę. Hansi Flick postanowił zareagować. I tak na murawę wybiegli Frenkie de Jong, Hector Fort oraz Ferran Torres (zastąpili Fermina Lopeza, Julesa Kounde oraz Gaviego). Ostatni z wymienionych stosunkowo szybko mógł ponownie trafić do protokołu sędziowskiego - tym razem jako strzelec gola. Jego uderzenie po zgraniu Roberta Lewandowskiego zablokował jednak jeden z obrońców. W 61. minucie nikt już jednak nie stanął na drodze Raphinhi, który uderzył sprzed "szesnastki", doprowadzając do wyrównania. Radość piłkarzy Barcelony i nadzieja na to, że uda się pójść za ciosem nie trwały jednak długo, bo zaledwie sześć minut. Tyle czasu potrzebowali goście, by ponownie objąć prowadzenie. Fani z Wysp Kanaryjskich nie wierząc to, co widzą, wręcz łapali się za głowę, gdy świetnie dysponowany tego dnia Fabio Silva trafił do siatki obok kompletnie pasywnego golkipera "Dumy Katalonii", który wciąż nie pozwolił wejść między słupki Wojciechowi Szczęsnemu. W 79. minucie indywidualnym rajdem błysnął Lamine Yamal, podając później piłkę do Ferrana Torresa, a ten pokonał bramkarza. Został jednak wcześniej złapany na spalonym, a sędzia cofnął się do wcześniejszego faulu na pierwszym z Hiszpanów, odgwizdując rzut wolny. Stały fragment gry egzekwował Raphinha, który zmusił Jaspera Cillessena do sporego wysiłku. Holender zdołał jednak ostatecznie przenieść piłkę nad poprzeczką. Czas mijał, a FC Barcelona wciąż biła głową w mur. Mur, którego nie zdołała już zburzyć, choć bliski szczęścia był już w samej końcówce Robert Lewandowski, zablokowany ostatecznie przez obrońców. I tak po porażce 0:1 z Realem Sociedad i remisie 2:2 z Celtą Vigo podopieczni trenera Hansiego Flicka kolejny raz stracili punkty w La Liga. A już we wtorek zmierzą się z Mallorcą.