KORESPONDENCJA Z BARCELONY Nadchodzi czas Szczęsnego? Robert Lewandowski w siódmej minucie doliczonego czasu gry przyjął piłkę w polu karnym Las Palmas. Na trybunach Estadi Olímpic Lluis Companys podniosła się wrzawa. Hansi Flick ruszył z miejsca. Wszyscy widzieli gola Polaka na 2:2. Strzał Lewego został jednak zablokowany. Kibice na wzgórzu Montjuïc westchnęli w smutku. Skończyło się sensacyjnym 1:2 z jedną z najgorszych drużyn La Liga. Po ostatnim gwizdku piłkarze Barcelony byli spokojni, wpadki się zdarzają, zgrupowali się w okolicach koła środkowego boiska, ucinali sobie pogawędki, na gorąco analizowali przyczyny porażki. Jedynym zawodnikiem, który w tym nie uczestniczył, był Inaki Pena. Bramkarz Barcy zwiesił głowę i jako pierwszy ze wszystkich udał się w stronę szatni. Pena mógł czuć się swoim występem rozczarowany. Las Palmas oddało na jego bramkę trzy strzały. Po dwóch z nich Hiszpan musiał wyciągać piłkę z bramki. Zawinił szczególnie przy trafieniu niezwykle upierdliwego i wygwizdywanego przez większość spotkania Sandro Ramireza. Cała Barcelona zagrała słabo. Pierwszy raz od wielu miesięcy notuje serię trzech z rzędu niewygranych ligowych spotkań: 0:1 z Realem Sociedad, 2:2 z Celtą Vigo i właśnie 1:2 z Las Palmas. Blaugrana przez całe wczesne popołudnie wyglądała, jakby trwała w ogłuszeniu po koszmarnej kontuzji Alejandro Balde, którego z murawy zniesiono na noszach, bo dostał łokciem w krtań i przez upiornie długi czas nie mógł złapać tchu. Poza jakimkolwiek rytmem kopał Fermin Lopez. Irytująco nonszalancki był Jules Kounde. Zniknął również ostatnio wielki Lewandowski, który oprócz tej sytuacji z końcówki, pozostawał praktycznie niewidoczny, na jego koncie znalazło się tylko brzydkie jedenaście strat. Wyniku nie uratowało nawet ożywienie, jakim było wejście Lamine Yamala. Po wszystkim Raphinha, strzelec jednego gola dla gospodarzy, kipiał gniewem na bezradność własną i swoich kolegów. Ale to Peny dostało się najbardziej. Hiszpańscy dziennikarze mówili, że to cały on: rzadko broni coś ekstra. W wielu meczach ratują go skutecznie ustawiane przez obronę Barcy pułapki ofsajdowe. Wystawianie go jako bramkarza numer jeden można tłumaczyć na różne sposoby: że pokonuje na mecz przeciętnie aż 6 kilometrów na mecz i rusza do 8-10 sprintów, co jest kluczowe w taktyce Flicka, albo że zalicza 95% celnych podań na własnej połowie, dzięki czemu Barcelona w ataku pozycyjnym potrafiła okiełznać żywioły Bayernu w Lidze Mistrzów i Realu w El Clasico. Ostatecznie jednak Pena jest dość przeciętny w fachu czysto bramkarskim. Nie należy do golkiperów, których interwencje ratują punkty. Toni Juanmarti, reporter katalońskiej gazety Sport, zaproponował na to jedną receptę: nadchodzi czas Wojciecha Szczęsnego, który od początku miał być naturalnym następcą kontuzjowanego Marca-Andre ter Stegena. Merytokracja Flicka Marcelo Bechler, popularny dziennikarz sportowy i korespondent brazylijskiego TNT Sports w Barcelonie, w rozmowie z Interią: - Wciąż nie widzę powodów, dla których Szczęsny miałby zastąpić Penę w bramce Barcelony. Oczywiście, problemem Peny są warunki fizycznie i niezbyt imponujący zasięg rąk, przez co nie wyciąga trudnych piłek, ale Flick ceni go za grę nogami i rozumienie systemu gry. Nie sądzę, żeby Niemiec zszedł z obranej drogi, zaszczepia w tym klubie ideę merytokracji, niedziałania pod wpływem chwili, emocji czy impulsów. Szczęsny jest lepszym bramkarzem, nikt nie ma wątpliwości. Ale Pena był tu wcześniej i do tej pory nie dał argumentów, żeby sadzać go na ławce. Czy tę porażkę z Las Palmas można zrzucać tylko na jego barki? Nie, Barcelona zagrała słabo, niezgrabnie atakowała i jeszcze gorzej broniła. Nawet Lewandowski zagrał swój najsłabszy mecz w tym sezonie. Pena mógł lepiej zachować się przy golach Ramireza i Silvy. Ale to nie znaczy, że od razu do bramki wskoczy Szczęsny. Kolejne tygodnie będą dla Barcelony maratonem wyzwań i ważnych w kontekście przyszłości meczów: 3 grudnia - Mallorca, 7 grudnia - Betis, 11 grudnia - Borussia Dortmund, 15 grudnia - Leganes, 21 grudnia - Atletico. W ligowej tabeli Real Madryt traci do Barcy cztery punkty, ale ma też dwa zaległe mecze. Hansi Flick na konferencji prasowej po porażce 1:2 zachowywał spokój. Twierdził, że wie co poprawić i nie zapowiadał rewolucji. Nie oznacza to jednak, że w tej merytokracji niemieckiego szkoleniowca nie będzie miejsca dla Szczęsnego. Co ciekawe, Polak w pewnym momencie spotkania z Las Palmas na Estadi Olímpic Lluis Companys ruszył do rozgrzewki... Może to symbol przyszłych zmian? JAN MAZUREK Z BARCELONY