Tak Legia zrezygnowała z Roberta Lewandowskiego. Misja sekretarki Gdy z Delty Warszawa chciał go pozyskać Znicz Pruszków, zrezygnował. Wolał ofertę wielkiej Legii. Po roku spędzonym w jej rezerwach klub z niego zrezygnował. I to w momencie, w którym leczył kontuzję kolana i tak naprawdę nie doszedł do siebie po śmierci ojca Krzysztofa, co nastąpiło ledwie kilka miesięcy wcześniej. Na dodatek rozstanie z Legią odbyło się zupełnie bez klasy. Nie pofatygował się nikt z władz klubu, czy sztabu trenerskiego, by go o tym poinformować. Misję poinformowania Lewandowskiego o rezygnacji z niego powierzono... sekretarce. Robert Lewandowski: Niektórzy w Legii myśleli, że nie wrócę po kontuzji - Niestety, w tamtym momencie doznałem poważnej kontuzji kolana i niektórzy ludzie w klubie nie myśleli, że kiedykolwiek wrócę do formy. To był okropny czas i zapytałem klub, co zamierza zrobić. Nie zadali sobie trudu, aby wysłać trenera lub dyrektora sportowego, aby mi o tym powiedział. Wysłali sekretarkę... która powiedziała, że pozwolą mi odejść - wspomina Robert w "The Player’s Tribune". Matka piłkarza Iwona Lewandowska wkroczyła do akcji. Skontaktowała się ze Zniczem Pruszków. Ta sama liga, dużo mniejszy klub. - Właściwie chcieli podpisać ze mną kontrakt kilka miesięcy wcześniej, a ja pomyślałem: Nie ma szans. Dlaczego miałbym wyjeżdżać z Legii do Znicza Pruszków? - nie kryje Robert. Robert Lewandowski i pierwszy transfer za pięć tysięcy złotych Dziś, gdy Barcelona za 33-letniego Roberta, bez wahania wyłożyła 45 mln euro, kwota, za jaką pozyskał go z Legii Znicz wydaje się wręcz groteskowa! Prezes pruszkowian Marek Śliwiński zapłacił za "Lewego" 5 tys. zł i transfer był załatwiony! Pozostawało tylko niełatwe zadanie wyleczenie jego kolana. Co ciekawe, dziś, dzięki zasadzie solidarity payment, Legia skasuje za Roberta prawie milion złotych (200 tys. euro), a Zanicz - 2,1 mln zł (450 tys. euro). Lewandowski: Worek cementu wokół kostki Pierwszym trenerem Robert w Zniczu był Andrzej Blacha, który w 2011 r. przez PZPN został wykluczony ze struktur za czyny korupcyjne, jakich się dopuszczał w Koronie Kielce, Motorze Lublin, Unii Janikowo i Kolejarzu Stróże. Andrzej Blacha: Musiałem pracować nad psychiką "Lewego" - Robert konsekwentnie pracował i rozwijał się, ale w początkowym okresie musiałem odbudować go pod względem fizycznym, a jednocześnie mocno pracować nad jego psychiką. Był przybity, wycofany i zagubiony, ale z upływem czasu jego wiara w siebie, poparta kolosalną pracą na treningach, powróciła - wspominał w rozmowie z "Faktem" Blacha. W tamtym okresie trener dla dojrzewającego piłkarza musiał pełnić również rolę ojca, zwłaszcza po przedwczesnym odejściu Krzysztofa Lewandowskiego. Lewandowski zaczął kolekcjonować skalpy. Pierwszy to MZKS Kozienice Pierwsze bramki dla Znicza zdobył 17 września, w wygranym na wyjeździe 6-0 spotkaniu z MZKS Kozienice. "Lewy" trafił na 5-0 i 6-0 w przeciągu zaledwie minuty (86. i 87. min). Pierwszego hat-tricka w zawodowej piłce, do jakiej zaliczała się ówczesna trzecia liga (w dzisiejszej nomenklaturze byłaby drugą ligą) skompletował 7 kwietnia 2007 r., już pod skrzydłami Leszka Ojrzyńskiego, który w grudniu zastąpił trenera Blachę. Ugodzoną trzema trafieniami drużyną był Pelikan Łowicz, a "Lewego" oklaskiwało w Pruszkowie 800 osób. Klasę strzelecką rodzącego się snajpera musieli docenić w sezonie 2006/2007 także bramkarze Warmii Grajewo, Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie, Stali Głowno, KS Paradyż i Olimpii Elbląg. - Robert nie mógł lepiej wybrać. Trafił do młodej, perspektywicznej drużyny, do dobrego trenera. Wielu chłopaków trafiło z niej do Ekstraklasy. W takiej drużynie łatwiej się rozwijać młodemu zawodnikowi - wspomina Sylwiusz Mucha Orliński. Faktycznie, karierę w dużej piłce z ówczesnego Znicza zrobił nie tylko "Lewy", ale też Radosław Majewski i Igor Lewczuk. Robert Lewandowski hitem transferowym Ekstraklasy. Legia wolała Arruabarrenę Ekipa z Pruszkowa awansowała na zaplecze Ekstraklasy. W roli beniaminka nie była chłopcem do bicia. Wygrała pierwsze cztery mecze. "Lewy" w każdym z nich trafiał do siatki. Ostatecznie Znicz zajął piąte miejsc w stawce i tylko przez gorszy bilans bezpośrednich meczów przegrał walkę o awans do Ekstraklasy z mającymi tyle samo punktów Piastem Gliwice i Arką. Najważniejsze, że Robert został królem strzelców z 21 golami. I ustawiła się po niego kolejka chętnych z Ekstraklasy: Legia, Wisła Kraków, Lech Poznań. Legia odpadła w przedbiegach. Jej dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak miał wypowiedzieć słynne zdanie do działaczy Znicza: "Możecie sprzedawać Lewandowskiego, komu chcecie. My mamy Arruabarrenę". Z kolei jego odpowiednik w Wiśle Kraków Jacek Bednarz pojechał nurkować przy rafach koralowych Egiptu. Lech postawił na swoim, ale ważną rolę odegrał też ówczesny menedżer Roberta Cezary Kucharski, który nakłonił władze Znicza do sprzedaży "Lewego". "Kucharzowi" zależało na tym, by "Lewy" trafił właśnie pod skrzydła Franza Smudy, który słynął z twardych metod i dobrego przygotowania fizycznego piłkarzy. Krążyły legendy, jakoby Smuda nie chciał Lewandowskiego. Zdementował je ówczesny dyrektor sportowy "Kolejorza" Marek Pogorzelczyk. - To jeden z mitów towarzyszących temu transferowi. Po zakończonych rozgrywkach Ekstraklasy trener Smuda był na meczu Znicza z Włodkiem Małowiejskim, pracującym wówczas w Lechu, i wnikliwie go obserwował. Później przekazał nam swoją pozytywną opinię na temat Roberta - zapewnił Pogorzelczyk w TVP Sport. Relację tę potwierdza sam Cezary Kucharski. 4 maja 2008 r. Znicz Pruszków podejmował w II lidze (obecnie I) Polonię Warszawa. Gospodarze do przerwy prowadzili 3-2, a dwie bramki dla nich zdobył właśnie Lewandowski. Oglądający ten mecz Smuda w przerwie meczu bardzo chciał pozyskać napastnika do Lecha. "Powiedział dyskretnie, aby nikt nie widział, że rozmawiamy: 'Muszę go mieć'" - zdradził Kucharski. I tak się stało, gdyż po zakończeniu sezonu Lewandowski został zawodnikiem "Kolejorza". Smuda: Celowo ustawiłem Lewandowskiego na Arboledę - Gdy tylko zobaczyłem "Lewego" w Pruszkowie, pomyślałem, że muszę go mieć. I poprosiłem klub o transfer - wspomina w rozmowie z Interią Franz Smuda. Były selekcjoner reprezentacji Polski od razu postanowił zadbać o szybki rozwój Roberta. W Borussii Dortmund Robert Lewandowski zaczął podbój Bundesligi i Ligi Mistrzów Dalszą część przygód "Lewego" jest już powszechnie znana. Z Lechem wygrał wszystko, co mógł na krajowym podwórku, został królem strzelców Ekstraklasy, sprawdził się też w europejskich pucharach. Powołał go do reprezentacji Leo Beenhakker. W debiucie, 10 września 2008 r., potrzebował ledwie osiem minut by strzelić bramkę. Wszedł na ostatnie pół godziny meczu przeciw San Marino, wykorzystał podanie Ebiego Smolarka. To było symboliczne przejęcie pałeczki. Wkrótce to RL9 został najlepszym napastnikiem reprezentacji Polski, zastępując w tej roli właśnie Ebiego. Krajowe podboje Robert zakończył 1 lipca 2010 r., gdy Lech sprzedał go za blisko pięć milionów euro do Borussii Dortmund. "Lewy" wypłynął na podbój wód Bundesligi i Ligi Mistrzów. W piątek 5 sierpnia zostanie zaprezentowany oficjalnie na Camp Nou jako nowy napastnik FC Barcelona.