Varsovia, Legia Warszawa, Delta Warszawa, Znicz Pruszków, Lech Poznań - te polskie kluby, w których występował Robert Lewandowski, dostaną po ogłoszonym właśnie transferze 34-letniego napastnika nawet po kilkaset tysięcy euro tzw. ekwiwalentu za wyszkolenie. Na liście brakuje jednego klubu, z którym w dzieciństwie mocno był związany były już napastnik Bayernu Monachium - Partyzanta Leszno. Robert Lewandowski nie zagrał oficjalnego meczu w Partyzancie Nie jest to słynna drużyna nawet w regionie warszawskim. Dziś występuje w A klasie. Ale nie ma przesady w tym, co można wyczytać na oficjalnej stronie tego klubu: "W jednej z naszych drużyn rozpoczął swoją wielką karierę Robert Lewandowski. Duma naszej gminy (...)." To prawda. Mały Robert Lewandowski mieszkał około 300 metrów od boiska Partyzanta. To na tym obiekcie położonym przy granicy z Puszczą Kampinoską spędzał całe dnie. - Gdzie miał spędzać czas jak nie na boisku? Rodzice to byli sportowcy, zaangażowani w pracę naszego ośrodka sportu. Nieżyjący już jego tata Krzysztof był kierownikiem naszej drużyny. Pamiętam taki widok - mama, tata Roberta i sam Robert grający na boisku Partyzanta w piłkę. Obok nich czasami biegał pies - mówi Interii wiceprezes Partyzanta i były piłkarz tego klubu, Grzegorz Sieklicki. Potem najlepszy napastnik świata grywał ze starszymi piłkarzami miejscowej drużyny. Lewandowski nie zagrał jednak nigdy oficjalnego meczu w barwach Partyzanta. I dziś mogą w klubie tego bardzo żałować. Varsovia - 650 tys. euro, Partyzant Leszno - 0 euro Pierwszym klubem napastnika Barcelony, w którym został zarejestrowany, była Varsovia. Jego siedziba znajduje się tuż obok stadionu Polonii Warszawa. Rodzice i sam piłkarz poświęcili mnóstwo czasu na dojazdy, ale tata Roberta wybrał ten klub widząc, ze tam jego syn może zrobić postęp. Podjął właściwą decyzję. Według nieoficjalnych szacunków Varsovia, szkoląca wyłącznie piłkarzy w kategoriach młodzieżowych, otrzyma za transfer kapitana reprezentacji Polski do Barcelony około 650 tys. euro! Kolejne polskie kluby dużo mniej. Delta - 100 tys. euro, Legia - 250 tys. euro, Znicz - 450 tys. euro, Lech - 450 tys. euro. Partyzant - 0 euro. Zapłakana mam prosi o pomoc prezesa Partyzanta - No niestety nie dostaniemy nic. I wiemy o tym od dawna. Pogodziliśmy się z tą sytuacją - mówi Sieklicki. Była szansa, by Lewandowski przez chwilę był zarejestrowany jako zawodnik Partyzanta. Stało się to wtedy, kiedy zrezygnowała z niego Legia. - Mama Roberta przyszła wtedy do klubu. Niemal zapłakana. Nie wiedziała co robić. Nasz prezes zadzwonił wtedy do Znicza. Powiedzieli, że jadą na obóz i go wzięli. Dalsza historia jest dobrze znana - opowiada wiceprezes Partyzanta. - Wtedy właśnie był moment, że Robert mógł być zarejestrowany jako nasz zawodnik nawet na kilka dni, może na miesiąc. Prezes myślał o tym - dodaje Sieklicki. Kto jednak wtedy przypuszczał, że gdzie w granicach Puszczy Kampinoskiej trenuje przyszły najlepszy napastnik świata? "Niczego nie żałujemy, jesteśmy dumni z Roberta" W Lesznie już dawno nie myślą o finansowej stracie. Pieniędzy z transferu mogły trafić na konto klubu już po przejściu Lewandowskiego z Lecha do Borussii Dortmund, a teraz z Bayernu do Barcelony, ale sam piłkarz odwdzięcza się swojej małej piłkarskiej ojczyźnie w inny sposób. - Bardzo nadal pomaga nam mama Roberta, pani Iwona, ale i sam Robert. Niektóre grupy młodzieżowe grają w koszulkach podarowanych od "Lewego". Ja sam mam w domu kalendarze z jego autografami, a takich podpisał ponad 200. Myślę, że jakbyśmy go o coś poprosili, nigdy nie odmówiłby. To jest taki człowiek, który nie odmawia pomocy - twierdzi Grzegorz Sieklicki. Leszno stało się dzięki Lewandowskiemu sławne. Reportaże robiła tu telewizja niemiecka i japońska i wiele polskich mediów. - Pieniądze to nie wszystko. Jesteśmy dumni, że Robert grał w Partyzancie, że tu trenował, że nigdy o nas nie zapomina - opowiada Sieklicki. Olgierd Kwiatkowski