Spór o liczbę bramek strzelonych przez Josefa Bicana powrócił z wielką mocą. Urodzony z Wiedniu, zmarły w Pradze reprezentant Austrii, a potem Czechosłowacji jest uważany za najlepszego strzelca w historii futbolu. W meczach oficjalnych zdobył 805 bramek, razem z tymi wbitymi w pojedynkach nieoficjalnymi było ich 1468, a sam kiedyś powiedział, że przez całą karierę musiał ich uzbierać koło 5000. Przy stole z Messim, Ronaldo i Ibrahomovicem Jak widać, nawet gdy padają konkretne liczby, pozostaje duży margines do ich interpretacji. Postać zmarłego dwie dekady temu Bicana została przywołana, bo część mediów ogłosiła, że jego rekord pobił Cristiano Ronaldo. Portugalczyk zdobył jednak 760 goli. Informacja wstrząsnęła Czechami, tamtejsza federacja szybko przeliczyła dorobek Bicana, dowodząc, że w oficjalnych spotkaniach zdobył 821 bramek. I wciąż jest numerem 1., Robert Lewandowski jest na tej historycznej liście na 20. pozycji z liczbą goli 525, ustępując Ernestowi Wilimowskiemu 12. miejsce (554 bramki). Polska wersja Wikipedii zalicza Lewandowskiemu 462 gole w klubach i 63 w drużynie narodowej. Porzućmy jednak tę numerologię. Karierę piłkarza, nawet napastnika opisuje znacznie więcej niż liczby. Lewandowski jest czwartym strzelcem wśród graczy, którzy wciąż jeszcze nie powiedzieli "pas". Stąd na Twitterze pojawił się w miniony weekend mem, na którym Ibrahimović zaprasza Polaka do stołu bilardowego, przy którym grają Leo Messi i Cristiano Ronaldo. Robert jest w tym gronie najmłodszy. Po tym, jak FIFA przyznała Polakowi tytuł piłkarza roku 2020, Lewandowski w wywiadzie dla "France Football" tłumaczył, że w dłuższej perspektywie nie czuje, by jadał przy jednym stole z Messim i Ronaldo. W krótszej z pewnością tak, bo w latach 2019 i 2020 był najskuteczniejszym piłkarzem w Europie. "Mógłbym ich zaprosić do swojego stolika" - zażartował Polak. Stwierdzenie o wspólnym stole stało się popularne we Francji po tym, jak reprezentacja tego kraju zdobyła w Rosji tytuł mistrza świata. Antoine Griezmann powiedział wtedy, że siedzi obok Ronaldo i Messiego. Dziś pewnie gryzie się w język po transferze do Barcelony, gdzie wciąż gra znacznie poniżej oczekiwań. Lewandowski chciał pójść tropem Griezmanna. Wydawało mu się, że aby jego karierę uznać za modelową, powinien przenieść się z Bayernu Monachium do Realu Madryt. Szefowie Bawarczyków nie pozwolili na to, co wyszło na dobre obu stronom. "Królewscy" walczą z kryzysem, podczas gdy Bayern jest numerem 1 na świecie. Obrona trofeum w Lidze Mistrzów wydaje się najzupełniej realna wobec kłopotów Realu, Barcelony, Liverpoolu i innych gigantów. Lewandowski i cudowne dzieci Robert jest u szczytu kariery. Co kilka dni bije kolejne rekordy strzeleckie. Od CR7, Messiego i Ibrahimovicia odróżnia go jedno: nigdy nie uchodził za cudowne dziecko. W lipcu 2006 roku, czyli tuż przed pełnoletnością Lewandowskiego, trzecioligowy Znicz Pruszków wykupił go z Legii Warszawa za 5 tys zł. Dawni koledzy ze Znicza wspominają, że długo powłóczył kontuzjowaną nogą zanim doszedł do siebie. We wczesnej młodości trenerzy wytykali mu lichą posturę. Dziś widzimy na boisku gladiatora, który siłą fizyczną dominuje nad obrońcami. To pokazuje, jak wielkie przeobrażenie przeszedł. Ci, którzy za synonim profesjonalizmu i pracowitości uznają Cristiano Ronaldo, powinni się poważnie zastanowić. W wieku, w którym Lewandowski przychodził do Pruszkowa, CR7 przenosił się do Manchesteru United. Messi zadebiutował w Barcelonie w meczu ligi hiszpańskiej, mając 17 lat i 114 dni. Start do wielkiej kariery mieli zupełnie inny. Lewandowskiego cechował nieustanny rozwój. Kiedy w wieku niemal 22 lat podpisywał kontrakt z Borussią Dortmund, większość rodzimych fachowców uważała, że powinien jeszcze poczekać i okrzepnąć w Ekstraklasie. Wielu utalentowanych polskich graczy rzucało się w wir wielkiej, zagranicznej piłki, by utonąć. Obawy potwierdzały początki Roberta w Bundeslidze, w pierwszym sezonie zdobył 8 goli, przez długi czas przegrywał rywalizację o podstawową jedenastkę z młodszym od siebie Japończykiem Shinjim Kagawą. Miejsce środkowego napastnika w Borussii Juergen Klopp rezerwował wtedy dla Paragwajczyka Lucasa Barriosa. Lewandowski grał jako cofnięty napastnik, z czego wyciągnął maksimum korzyści. Dziś nie ma żadnego problemu z rozegraniem piłki. Nie musi sterczeć w polu karnym, czekając na podanie. Chcąc gonić Ronaldo i Messiego w liczbie zdobywanych bramek musiał nauczyć się wykonywać rzuty wolne i karne. W obu dziedzinach zbliżył się do perfekcji. Patrząc na zawodową drogę Roberta obserwujemy nieustanny pościg za doskonałością. Najlepszy polski piłkarz Jakiś czas temu na płocie okalającym obiekty Znicza przy trasie do Warszawy zawisł napis informujący, że w tym klubie grał prawdopodobnie najlepszy piłkarz w historii polskiego futbolu. Mówił o tym żartem Dariusz Dziekanowski, że u Lewandowskiego dostrzega nieznośne i głębokie uzależnienie od goli. - Rekordy, które Robert po sobie pozostawi, będą punktem odniesienia dla wszystkich polskich napastników przez następne 100 lat - dodał. Lewandowski rósł. Także w reprezentacji. Potrafił być wyrazisty i kontrowersyjny, kiedy zrównał z ziemią w jednym z wywiadów selekcjonera Franciszka Smudę po fatalnym Euro 2012. Awanturę wywołała decyzja Adama Nawałki, by odebrać opaskę kapitana Jakubowi Błaszczykowskiemu i przyznać ją Lewandowskiemu. Błaszczykowski był graczem znakomitym, powszechnie uwielbianym w Polsce, także za całokształt swoich dokonań, w tym życiowy dramat z dzieciństwa, z którym poradził sobie wzorcowo. W 2018 roku, gdy eksplodował talent Krzysztofa Piątka, część komentatorów uważała, że bardziej niż Lewandowski zasługuje on na biało-czerwoną koszulkę z numerem 9. Robert udowodnił na boisku absurdalność tych teorii. Teorii, które na temat Lewandowskiego rosną jak grzyby. Ostatnio, gdy prezes Zbigniew Boniek zdymisjonował selekcjonera Jerzego Brzęczka, zastanawialiśmy się, jaką rolę odegrał w tym wszystkim kapitan drużyny narodowej. Pozycja Lewandowskiego stawała się tak mocna, że mógł pozwolić sobie na otwartą krytykę szefów Bayernu w niemieckich mediach. Robert stał się człowiekiem-instytucją, a tacy budzą zwykle uczucia ambiwalentne. Być może w innej dziedzinie udałoby się zawistnikom odstawić Lewandowskiego na boczny tor. W piłce to nierealne. Jest po prostu niesamowity. 111 polskich piłkarzy zdobywało gole w rozgrywkach o Puchar Europy, w sumie uzbierali ich 321 z czego 71 Lewandowski, a więc aż 22 procent! Nawet Zbigniew Boniek, który latami patrzył na Roberta jak na rywala do tytułu gracza wszech czasów w Polsce, nie ma już chyba wątpliwości. Za Bońkiem przemawia medal mundialu w Hiszpanii zdobyty z reprezentacją, z drugiej strony Lewandowski sam był zdziwiony, gdy przeglądając CV prezesa PZPN zauważył, że ani w Juventusie, ani w Romie nie zdobył w sezonie Serie A więcej niż siedem bramek. Karierę Bońka opisuje 113 goli w klubach i 24 w drużynie narodowej, to oczywiście bardzo dużo jak na piłkarza, który nie był przecież klasycznym środkowym napastnikiem, a na tej pozycji tylko grywał. Czytałem kiedyś w prasie hiszpańskiej wywiad z Leo Beenhakkerem, który nazywał Lewandowskiego swoim wychowankiem. Holender dał zadebiutować Robertowi w reprezentacji Polski i to był dla niego ogromny powód do dumy. Lewandowski jest fenomenem, jedną z większych marek kojarzonych z Polską. Nie zmieni tego fakt, że wśród trofeów wciąż nie ma Złotej Piłki. Diego Maradona też nie ma, bo w 1986 roku, gdy Argentyńczyk miał świat u stóp, reguły były takie, że "France Football" przyznał swoją nagrodę Ihorowi Biełanowowi, który na mundialu w Meksyku zdobył trzy bramki dla ZSRR w przegranym ćwierćfinale z Belgią. "Le cabaret" - jak napisał Lewandowski, gdy w 2016 roku w plebiscycie Złota Piłka zajął 16. pozycję. Dziś niczego nikomu udowadniać już nie musi. To daje mu komfort w spełnianiu marzeń w Lidze Mistrzów, a przede wszystkim na Euro 2020 i mundialu w Katarze. Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Ta zasada pomaga Lewandowskiemu przekraczać kolejne granice. Dariusz Wołowski