Krzysztof Lewandowski był dla Roberta pierwszym autorytetem, trenerem, inspiratorem. To on, do spółki z żoną Iwoną Lewandowską, zaszczepił w synu pasję do sportu. Sam trenował judo, był młodzieżowym mistrzem Europy, a także absolwentem warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Zresztą to właśnie na uczelni poznał swoją ukochaną, z którą później założył rodzinę i przeprowadził się do Leszna. W lutym 1985 roku doczekali się córki, Mileny. 3 lata później na świat przyszedł właśnie Robert. "Na pewno wielka jest zasługa ojca w tym, że Robert osiągnął taki sukces. Był taki jak Iwona – towarzyski, wszędzie go było pełno. Były momenty, że przy stole się przekrzykiwali. On zawsze mówił: 'Zobaczycie, jakim Robert będzie zawodnikiem'. Żal, że tego nie zobaczył. A byłby na pewno bardzo, bardzo dumny" - opowiadała swego czasu znajoma rodziny, była prezes AZS Politechniki Warszawskiej w rozmowie z TVP Sport. Rodzice młodego piłkarza dbali o to, by syn regularnie bywał na treningach, ale równocześnie by nie zawalał nauki. Dodatkowo dla ojca Roberta ważne było zainteresowanie chłopca różnymi dyscyplinami sportowymi. "Uprawiałem chyba wszystkie możliwe sporty. W biegach przełajowych wygrywałem wszystko do ostatniej klasy gimnazjum. Ale to był sport, którego nie lubiłem. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie sprawia mi to przyjemności. Wygrywam, ale nie ma uśmiechu na twarzy przed zawodami. W dniu zawodów zamiast być szczęśliwy, byłem zestresowany" - opowiadał sam Lewandowski. Skupił się wyłącznie na futbolu. Niestety, ojciec nie doczekał momentu, w którym zaczął stawiać pierwsze kroki w seniorskiej piłce. Mocna scena na początku filmu o "Lewym". Życzenia od ojca. "Robert Lewandowski najlepszym piłkarzem" Robert Lewandowski o przedwczesnej śmierci ojca: "Okazało się, że go już nie ma i tak naprawdę nie wiedziałem, dlaczego" "Mój tata, tak jak moja mama, mieli to, co kochali. Dzięki sportowi się poznali, rozwijali swoje pasje. I chyba super się przez to dogadywali" - opowiada Robert w dokumencie "Lewandowski - Nieznany". "Nasi rodzice chcieli nam przekazać to, co znali najlepiej. To był sport. Mama była siatkarką. To było naturalne, że chciała, abym ja grała w siatkówkę. Tata nie chciał, żeby Robert uprawiał judo tak jak on, bo mało osób zna tę dyscyplinę. Więc ta piłka naturalnie się pojawiła" - dodaje siostra piłkarza, Milena Lewandowska-Miros. Niestety, po pewnym czasie Krzysztof Lewandowski musiał zmierzyć się z dużym kryzysem zdrowotnym. "Przed oczami mam taki obraz mojego taty, który biega dookoła boiska, krata na brzuchu – trenował judo, był przypakowany, miał siłę. Ale później przyszły problemy z sercem, z nadciśnieniem. Też podupadł na duchu. Zawsze mój tata lubił piwko się napić. I później nie było to już tylko jedno piwko, tylko więcej. Na pewno sobie z czymś nie radził. Za każdym razem, jak wspominam tatę, to wiem, że chyba byłem zbyt młodym dzieckiem, by spróbować mu bardziej pomóc albo w tym, żeby sam sobie poradził z tymi problemami" - wspomina piłkarz reprezentacji Polski i Barcelony. Historia ta zakończyła się tragicznie. "Lewy" do dziś ma przed oczyma dzień, w którym dowiedział się o śmierci taty. "Mam taki obraz do dzisiaj, jak moja siostra płacze, a mama mówi, że tata nie żyje. Płacz był wielki. Myślę, że to był chyba jeden z najcięższych, a nawet najcięższy dzień w moim życiu. Nie byłem gotowy na utratę taty w tak młodym wieku. W wieku, w którym dorastałem i zostałem tak naprawdę bez ojca i bez takiego wsparcia, które czułem, które na pewno było mi potrzebne. Okazało się, że go już nie ma i tak naprawdę nie wiedziałem, dlaczego" - wyjaśnia łamiącym się głosem. Wówczas miał 16 lat, jego siostra 19. W głowie młodego Roberta pojawił się ogrom pytań. "Po śmierci taty zdałem sobie sprawę, że muszę szybciej dorosnąć, niż tego chciałem" - analizuje. Na ten fakt uwagę zwraca także jego siostra. "On na pewno musiał to przerobić w środku po swojemu. To była może taka siła napędowa w jego życiu późniejszym. Że nie ma już taty, więc jakaś odpowiedzialność na nim ciąży i musi doprowadzić do końca to, co zaczął" - ocenia przed kamerą. Piłkarz żałuje, że ojciec nie mógł na własne oczy przekonać się, jak rozwinęła się kariera syna. Zadedykował tacie wiele ważnych trafień. Jedno z nich padło w meczu Bayernu Monachium z Borussią Dortmund w 2014 roku w dniu Wszystkich Świętych. Wówczas uniósł wzrok i wskazał palcami ku niebu. "To był wyjątkowy gol w szczególnym dniu" - podsumowywał wówczas. Trudne chwile Lewandowskich. Do dziś mało kto wiedział. Wyrzeczenia, poronienie i hejt po MŚ w Rosji