Wywiad z Anną Lewandowską jest jedyną autoryzowaną częścią biografii "Imperium Lewandowska". W rozmowie z Moniką Sobień-Górską żona piłkarza reprezentacji Polski i Barcelony otworzyła się w temacie m.in. codziennych problemów, w tym kłopotów wychowawczych. "Przecież jak wszyscy mamy też problemy z dziećmi. Ja czasami sobie z tym nie radzę. Mam kryzysy, poczucie winy, że jestem złą mamą, wyrzucam sobie, że macierzyństwo nie jest do końca takie, jak sobie wyobrażałam" - zdradziła. Mimo że ona i mąż co do zasady zgadzają się w sprawach związanych z wychowaniem córek, nieraz dochodzi do zgrzytów. Anna opisała sytuację, która przydarzyła im się całkiem niedawno w restauracji. Poszło o używanie smartfona przy stole. "Ostatnio pokłóciliśmy się o to, czy dawać dzieciom smartfona przy stole, żeby obejrzały sobie bajki. Poszliśmy w osiem osób do restauracji. Powiedziałam do koleżanek: 'Dziewczyny, na piętnaście minut włączam dzieciom bajkę, nie spały, więc są marudne, a chcę chwilę spokojnie z wami porozmawiać'. Robert to usłyszał i wkurzył się. 'Po co dajesz telefon przy stole, powinny z nami spędzać czas, rozmawiać'" - opowiedziała. Ujawniła też inną, zupełnie odmienną sytuację, w której usłyszała od męża dość dosadny komentarz. A jednak sensacyjny transfer Roberta Lewandowskiego? Padł temat końca kariery, żona wysłała sygnał Robert Lewandowski nie wytrzymał, zareagował na zachowanie żony. "Przestań, cieszy się tym, co masz" Anna i Robert Lewandowscy są majętni, lecz - jak sygnalizuje trenerka - nie oznacza to, że szastają pieniędzmi na lewo i prawo. Był moment, w którym żona piłkarza "poszalała" z zakupami na fashion weeku, ale to jednostkowa sytuacja. Pamięta, że w jej życiu były czasy, kiedy się nie przelewało. "Nie potrzebuję drogich rzeczy, ale zdarza mi się, że coś sobie kupię. Nie jest to jednak wyznacznik. (...) Ja patrzę na ceny. Pamiętaj, że jestem tą dziewczyną z Podkowy Leśnej, która oglądała każdą złotówkę dwa razy. Momentami to mnie wręcz męczyło" - tłumaczyła Sobień-Górskiej. Przyznała, że posiada w swojej kolekcji markowe torebki, ale niespecjalnie się z tym obnosi. Kiedyś doszło nawet do dość kuriozalnej sytuacji. "Jak wcześniej dostawałam jakieś luksusowe torebki i jechaliśmy na obiad do mamy Roberta, to je zostawiałam w aucie. Jak wychodziliśmy na ulicę i widziałam, że idą paparazzi, też zostawiałam torebkę w aucie, bo wiedziałam, że zawsze takie zdjęcia są wodą na młyn hejterów" - rozpoczęła opowieść. Zapewniła, że nawet jak już miała pieniądze, "nigdy nie kupowała sterty firmowych ciuchów, całych kolekcji, tylko pojedyncze rzeczy". W nieprzywiązywaniu wagi do luksusowych przedmiotów Anna Lewandowska ma jeszcze jeden cel. Chce dać przykład córkom, że markowe ubrania czy torebki wcale nie są ważne. "My ciężko pracujemy, pracowitości nie można odmówić ani mnie, ani Robertowi. Na pewno więc dzieci będą wiedziały, że trzeba ciężko pracować, żeby zarobić pieniądze i żeby coś mieć w życiu. Na pewno będą wiedziały też, co jest najcenniejsze w życiu, czyli rodzina i relacje międzyludzkie" - podsumowała. Trudne chwile w domu Anny Lewandowskiej. Łzy za zamkniętymi drzwiami. "Przepłakałam wiele godzin"