Dziś w życiu Lewandowskich pieniędzy nie brakuje, lecz nie zawsze tak było. Gdy Anna miała 12 lat, jej ojciec zostawił rodzinę. Wówczas zaczęły się pierwsze problemy finansowe. "Ja i brat zostaliśmy tylko z mamą, bez pieniędzy i perspektyw na życie. Niespełna rok wcześniej przeprowadziliśmy się do nowego domu w Podkowie Leśnej. Tata zapytał nas wtedy przy stole: 'Dzieci, czy chcecie, żeby odtąd mamusia była w domu?'. Bardzo tego pragnęliśmy. Mama zrezygnowała z pracy, a niedługo potem i tak zostaliśmy sami. Pamiętam pewną sytuację, gdy mama rozpłakała się w sklepie na widok pomarańczy, bo nie było nas na nie stać" - opowiadała żona "Lewego" w "Twoim Stylu". Kiedy poznała Roberta, ani ona ani on nie zarabiali dużo. W czasie, w którym wynajęli mieszkanie i zamieszkali razem, zarabiali po 1200 złotych. "Ja jeździłem Fiatem Bravo, Ania Matizem" - wspominał po latach piłkarz w rozmowie z "Faktem". I dodawał: Teraz, gdy są majętni, starają się dalej twardo stąpać po ziemi, a przede wszystkim zależy im na tym, by wychować córki w szacunku do pracy i pieniądza. "My naprawdę staramy się normalnie żyć, nie rozpieszczać dzieci materialnie. Kupuję córkom zwyczajne ciuchy. Może gdzieś kiedyś mi się zdarzyło kupić coś markowego, ale to było incydentalne. Jestem wychowana tak, że szkoda marnować pieniądze, dzieci się brudzą, niszczą szybko ubrania. Często też odmawiam dzieciom, jeśli jakiś zakup wydaje mi się nierozsądny" - zapewniała Anna w wywiadzie dla Moniki Sobień-Górskiej w książce "Imperium Lewandowska". Tymczasem właśnie okazuje się, że dobrobyt Lewandowskich najwyraźniej zakłuł kogoś w oczy. I mógł sprowadzić na rodzinę ogromne niebezpieczeństwo. Lewandowski na kadrze, a tu takie pilne wieści od żony. "Coś specjalnego" Miał dostać zlecenie, by włamać się do domu Roberta Lewandowskiego. Teraz ujawnia Śląski gangster Grzegorz L. ps. "Młody" oznajmia w "Gazecie Wyborczej", że za czasów gry Roberta Lewandowskiego w Bayernie, dostał zlecenie rabunku na dom piłkarza. Propozycję "skoku" miał wysunąć były zawodnik Górnika Zabrze, Jacek W. "Przyszedł do mnie i zaproponował, żebyśmy napadli na rodzinę Roberta Lewandowskiego, który wtedy grał w Bayernie Monachium. Powiedział, że ma adres domu. Twierdził, że wystarczy tylko pojechać na miejsce, zrobić obserwację, a następnie wejść do środka 'na policjanta', skuć Lewandowskich i zmusić do wydania pieniędzy i kosztowności. Długo wiercił mi dziurę w brzuchu, żebyśmy to zrobili" - przekonuje Grzegorz L. Twierdzi, że stanowczo odrzucił ofertę. Nie chciał wychodzić z cienia. Zdawał sobie sprawę, jaka wrzawa może podnieść się po tak szokującej akcji. Jego zdaniem Jacek W. w pojedynkę nie przeprowadziłby "takiego numeru", bo był na to "za cienki". "Teraz ma zarzuty udziału w mojej grupie przestępczej i kilku włamaniach. Opowiedziałem też prokuraturze o nakłanianiu mnie do skoku na Lewandowskich. Nie wiem, co śledczy z tym zrobią" - podsumowuje gangster. Burza wokół Anny Lewandowskiej. Nie zostawiają na niej suchej nitki po publikacji nowego wideo