Po pierwszej połowie czwartkowego meczu na Hampden Park reprezentacja Polski prowadziła ze Szkocją 2:0. Najpierw do siatki trafił świetnym strzałem z dystansu Sebastian Szymański, korzystając z dogrania Roberta Lewandowskiego, a później sam kapitan "Biało-Czerwonych" podwyższył wynik, zamieniając na gola rzut karny wywalczony przez Nicolę Zalewskiego. Szkocja - Polska. Co działo się w szatni reprezentacji Polski? Robert Lewandowski uchylił rąbka tajemnicy Niestety, wystarczyło 20 sekund drugiej części spotkania, by Szkoci wrócili do gry. Tyle czasu minęło od gwizdka sędziego do trafienia Billy'ego Gilmoura. Jak się okazuje, reprezentanci Polski ostrzegali się w przerwie w szatni, przed powrotem na murawę, właśnie przed takim obrotem spraw. Szkoci zdołali później pójść za ciosem - w 76. minucie Scott McTominay doprowadził do wyrównania. Na szczęście w doliczonym czasie gry sprawy w swoje ręce wziął Nicola Zalewski, który najpierw znów został sfaulowany w polu karnym, a następnie sam pewnie egzekwował "jedenastkę". - Zdobyte bramki spowodowały to, że prowadząc 2:0 mogliśmy cierpliwie wyczekiwać na kolejne sytuacje. I gdy porównamy drugą połowę do pierwszej, to po tym, gdy straciliśmy gola i zaczęliśmy grać, posyłaliśmy więcej filtrujących podań do przodu. A tam coś się działo. W pierwszej połowie było tego za mało, choć prowadziliśmy 2:0. Oceny będą więc zależeć od tego, na co zwrócimy uwagę. Bo to w pierwszej prowadziliśmy, ale w drugiej lepiej przechodziliśmy z fazy defensywnej do ofensywy poprzez minięcie środkowej linii rywala. I to nam wychodziło - kontynuował. Co należy więc zrobić przed niedzielnym meczem z Chorwacją? - Teraz najlepiej byłoby to połączyć. Do gry dołożyć bramki i taki mecz być może wygralibyśmy 3:1 i mieli większą kontrolę - orzekł Robert Lewandowski. W tej kwestii jednak na pewno dużo łatwiej jest powiedzieć, niż zrobić. Zobaczymy, jak nasza kadra spisze się pod tym względem w Osijeku. Z Glasgow - Tomasz Brożek