Po latach światło dzienne ujrzała prawda o Lewandowskim. Nie jest tak, jak ludzie myśleli
Robert Lewandowski to postać absolutnie kultowa. Nawet osoby niezainteresowane sportem doskonale znają nazwisko kapitana piłkarskiej reprezentacji Polski. Dziś świeci przykładem i jest wzorem do naśladowania dla kibiców z całego świata, jednak nie zawsze tak było. W młodości "Lewy" słynął bowiem z chuligańsko-podobnych zachowań, o których zdecydował się opowiedzieć światu dopiero po latach.

Robert Lewandowski od ładnych paru lat uważany jest za jednego z najlepszych piłkarzy w historii nie tylko polskiego, ale również światowego futbolu. Polski napastnik przez długi okres brylował w niemieckiej ekstraklasie, reprezentując barwy Borussii Dortmund i Bayernu Monachium, a następnie latem 2022 roku opuścił kraj naszych zachodnich sąsiadów i przeniósł się na południe Europy - podpisał bowiem kontrakt z FC Barcelona i wraz z rodziną przeniósł się do słonecznej Katalonii.
Robert Lewandowski nie zawsze był świętoszkiem. Ucieczki przed policją, jazda 320 km/h
Choć dziś mówi się o nim raczej jako o introwertyku, który unika konfliktów i świeci przykładem, nie zawsze jednak jego charakter mógłby być inspiracją dla jego wiernych kibiców. Jeszcze w czasach gry w niemieckiej ekstraklasie na półki księgarni trafiła autobiograficzna książka polskiego napastnika: "Robert Lewandowski: Meine wahre Geschichte" (Moja prawdziwa historia), w której kapitan "Biało-Czerwonych" opowiedział kilka ciekawych historii z czasów swojej młodości. Jak się okazuje, Lewandowski nie zawsze był świętoszkiem.
Z pewnością nie jeden kibic był w szoku, czytając słowa Roberta Lewandowskiego o... pościgach policyjnych. "Zdarzało mi się jechać na policję z kolegami i stamtąd uciekać. Za nami ruszał wtedy pościg i zabawa była przednia. (...) Kiedyś obrzuciliśmy funkcjonariuszy policji kubkami po jogurtach, innym razem skórkami od bananów. Nie zawsze byłem cichym i spokojnym dzieckiem" - wyznał.
Dziś Lewandowski pochwalić się może kolekcją luksusowych i szybkich samochodów, jednak miłość do takich aut przejawiał jeszcze jako nastolatek. Często "podkradał" auto rodziców i wybierał się na przejażdżki, choć nie miał wówczas jeszcze prawa jazdy. To jednak nie koniec. Zdarzało się bowiem, że "Lewy" podczas takich wypraw naciskał gaz do dechy i bił rekordy prędkości. "Auto moich rodziców pożyczałem wielokrotnie! Byłem wtedy nieletni i nie miałem jeszcze prawa jazdy, ale lubiłem te przejażdżki. (...) Zawsze potrzebowałem adrenaliny. Do dzisiaj lubię szybką jazdę samochodem. Mój rekord prędkości to 320 kilometrów na godzinę" - podsumował.











