Kariera Roberta Lewandowskiego w FC Barcelonie jest słodko-gorzka. Zaczęło się całkiem dobrze, bo zespół zgarnął mistrzostwo Hiszpanii, a sam Polak wywalczył koronę króla strzelców. Już na wiosnę tamtej kampanii forma Polaka drastycznie spadła, co zauważały zarówno media hiszpańskie, jak i te nad Wisłą. Zakończony niedawno sezon 2023/2024 to z kolei chwiejna, acz zwyżkująca dyspozycja weterana, co jednak zupełnie nie przełożyło się na wyniki zespołu. Zero trofeów do gabloty, dziurawa defensywa i ogromne zamieszanie związane z Xavim - tyle zapamiętają z minionego roku fani "Blaugrany". Polski napastnik do samego końca walczył też o koronę króla strzelców, ale i to trofeum mu uciekło. Trofeo Pichichi, bo tak nazywa się w Hiszpanii, sprzątną mu sprzed nosa ukraiński snajper Girony Artem Dowbyk. I znów chciałby przyćmić Polaka, do tego na Stadionie Narodowym. Odebrał Lewandowskiemu tytuł. To było bolesne Dla Lewandowskiego utrata tytułu była bolesna, bo to było ostatnie trofeum, na jakie miał szansę w tym sezonie klubowym. Była to zresztą raczej niespodziewana strata, bowiem mało kto spodziewał się, że to właśnie Dowbyk będzie tym, który go tego pozbawi. Co więcej, sami Ukraińcy są przekonani, że napastnik Girony to nadal nie jest ta sama półka, co Robert Lewandowski. "Dowbyk bardzo dobrze spisał się w swoim pierwszym sezonie w Hiszpanii. Jednak, żebyśmy mogli ich porównać do siebie, to musi rozegrać jeszcze kilkanaście takich sezonów w silnej europejskiej lidze. Nie jest jeszcze piłkarzem pokroju Lewandowskiego, ale jeżeli nadal będzie się tak rozwijał, to za kilka lat jest w stanie mu dorównać" - powiedział Wjaczesław Szewczuk, były reprezentant Ukrainy i legenda Szachtara Donieck w rozmowie z TVP Sport. I trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Dowbyk błysnął raz, zagrał super sezon, ale Lewandowski na szczycie jest od bardzo dawna. I jednorazowy wyskok nie wystarczy, by go stamtąd strącić.