Nocny wstrząs w kadrze. Wojna Lewandowskiego z Probierzem. Oto "pierwsza ofiara"
Reprezentacja Polski jest jak postać ze znanego mema, która z wolna toczy się przed siebie na rowerze, lecz nagle postawia włożyć kij w szprychy własnego koła, doprowadzając do upadku. Właśnie tak zobrazować można szokujące sceny, które rozegrały się w niedzielny wieczór. Wojna Roberta Lewandowskiego z Michałem Probierzem to zaprzeczenie polskiego przysłowia. Tu przy starciu dwóch samców alfa nikt nie korzysta. Za to sporo traci reprezentacja Polski, za którą obaj są przecież odpowiedzialni. I oto pierwsza ofiara tego konfliktu.

To podpada już pod masochistyczne ekscesy. I bez dzisiejszej burzy sytuację wokół reprezentacji Polski trudno było nazwać kolorową. Zwycięstwa nad przeciętymi rywalami nie przykrywały kiepskiej gry, do której dobrą minę robił wciąż selekcjoner Michał Probierz. W przeciwieństwie do Roberta Lewandowskiego. Bo ten na finiszu poprzedniego zgrupowania publicznie zmiażdżył dotychczasowy dorobek pracy swojego trenera.
- Punktowo plan wykonany, ale nie będę pudrował. Czeka nas dużo pracy. Od najmniejszych elementów, po schematy i rozegranie - mówił przed kamerą TVP Sport. Trudno o większe wotum nieufności ze strony ówczesnego kapitana po 1,5 roku wspólnej pracy.
Już wtedy stało się jasne, że - delikatnie mówiąc - coś jest nie tak. Zwłaszcza, że Robert Lewandowski doskonale wie, jak wiele waży jego słowo. I jaką siłą może uderzyć nawet niewinnie brzmiące zdanie, nie mówiąc już o ciszy. Pozostało jednak pytanie, czy i na ile odłożona zostanie detonacja nabrzmiałego konfliktu. A wybuch nadszedł w najgorszym możliwym momencie.
Burza na linii Robert Lewandowski - Michał Probierz. A traci reprezentacja Polski
I przed dzisiejszą burzy reprezentacja Polski udała się w podróż do Finlandii w atmosferze palącego się niepokoju o końcowy wynik wtorkowej potyczki. Teraz jednak dwie najbardziej odpowiedzialne za jej sportowe wyniki osoby postanowiły jednak jeszcze na wszelki wypadek chwycić za kanistry, wywołując pożar. To jak wkładanie kija w szprychy własnego roweru, który i tak już ledwo toczy się do przodu.
A jest to o tyle dziwne, że przecież jeszcze na starcie zgrupowania trener Michał Probierz popierał ruch Roberta Lewandowskiego, który - jak sam ogłaszał - był z nim konsultowany. - Robert rozegrał prawie cztery tysiące minut w tym sezonie i jest to normalna kolej rzeczy. Ma też swoje lata i trzeba go szanować - tłumaczył selekcjoner.
Szacunku jednak w tej sytuacji zabrakło - i to nie do którejś ze stron konfliktu, a do reprezentacji Polski. Bo jeden z jej liderów potraktował ją po macoszemu, choć tłumacząc przy tym swoje racje, po czym całkowicie porzucił, a drugi zaognił sytuację w najgorszym możliwym momencie. Bo skoro sam selekcjoner wytrzymał w tym stanie aż do dzisiaj, cóż szkodziło przekazać informację o decyzji względem "Lewego" tuż po meczu z Finlandią, podczas konferencji prasowej? Zwłaszcza, że kilka godzin wcześniej na portalu "Łączy nas piłka" pojawił się komunikat, że nowy kapitan, którym został Piotr Zieliński... może w Helsinkach nie zgrać. Absurd goni absurd.
Absurdalnie z perspektywy czasu brzmią także słowa Roberta Lewandowskiego, którymi ten uraczył opinię publiczną już po awansie na Euro 2024, oceniając początek kadencji Michała Probierza. - Myślę, że wróciła normalność - mówił snajper FC Barcelona.
I dodał:
Trener Probierz jest fair. Nawet gdy ma podjąć ciężką decyzję, mówi, co myśli. Powie to w cztery oczy, nawet jeśli to trudne. A piłkarz zawsze będzie szanował szczerość
Pytanie, czy te słowa powtórzyłby teraz, gdy sytuacja pozostaje - mówiąc delikatnie - skrajnie daleka od normalnej, jest czysto retoryczne. Sam trener zabierze głos w tej sprawie dopiero w poniedziałek, gdy rozegra się druga część tej nocnej burzy. I tak zamiast przygotowań do starcia z Finlandią, na nowo polsko-polski pojedynek.

