Robert Lewandowski, piłkarz FC Barcelona i kapitan reprezentacji Polski, kojarzony jest jako gracz niemal z tytanu, któremu kontuzję zdarzają się bardzo rzadko, dzięki czemu jego klubowi trenerzy zawsze mają go do dyspozycji. Jednak w początkach jego przygody z piłką sytuacja była nieco inna, o czym możemy przekonać się dzięki filmowi dokumentalnemu o naszym najlepszym obecnie piłkarzu. Matka Roberta Lewandowskiego przyznaje: Baliśmy się o kontuzje przy zderzeniach - Kiedy w wieku ośmiu lat chciałem pójść do klubu piłkarskiego, nie było mojego rocznika nigdzie. Musiałem zacząć grę z dwa lata starszymi zawodnikami, czy z 86' rocznikiem - wspomina Robert Lewandowski. I choć trudno obecnie sobie to wyobrazić, bo nawet w małych miasteczkach istnieją szkółki, przyjmujące do siebie pięcio- lub sześciolatków, to kiedy "Lewy" zaczynał, trudno było znaleźć klub szkolący dzieciaki. Musiał rywalizować ze starszymi od siebie, co powodowało, że jego rodzice obawiali się o jego zdrowie. - Baliśmy się o kontuzje przy zderzeniach. Jednak chłopcy dwa lata starsi nabierali już masy mięśniowej - przyznaje matka piłkarza Iwona Lewandowska. To jednak ostatecznie nie zniechęciło ani samego Roberta, ani jego rodziców. W "Nieznanym" możemy zresztą podejrzeć fragmenty jego spotkań z lat dziecięcych, w których widać, że co prawda warunkami fizycznymi odstaje od kolegów z drużyny, ale stara się nadrabiać zaciętością. Cechą, która doprowadziła go na szczyt. Czytaj także: Przełom w karierze Roberta Lewandowskiego. Ta rozmowa zmieniła wszystko "Każdy rodzic był mądrzejszy od trenera" Rodzice zresztą od początku go wspierali, choć jak wspomina Lewandowski, czasem miał pretensje, że nie wykazują aż tylu emocji, co inni, oglądając mecze swoich dzieci. - Chyba jednak rozumiał, jak ważne jest, by nie wywierać presji na młodym chłopaku, czy to w trakcie meczu czy treningu - dodaje "Lewy". Matka piłkarza tłumaczy jednak, że wraz z mężem patrzyli na to nieco inaczej niż pozostali. - Rodzice kibicowali bardzo impulsywnie, z wielkim zaangażowaniem. Nawet się wtrącali. Trener dawał wskazówki, ale oczywiście każdy rodzic był mądrzejszy od trenera. Nas troszeczkę to irytowało, bo oboje jako trenerzy sami nie lubiliśmy, jak ktoś z boku nas pouczał - wspomina Iwona Lewandowska. I chyba ostatecznie to rodzice gwiazdy FC Barcelona mieli rację, bo cały czas można obserwować, jak wiele krzywdy swoim dzieciom robią rodzice, którzy niespełnione sportowe ambicje przelewają na swoje pociechy. Lewandowski miał to szczęście, że w jego przypadku było inaczej. I choć Iwona Lewandowska przyznaje, że czasem mąż musiał ją uspokajać, to do "Komitetu Oszalałych Rodziców", jak często mówi się obecnie o krzyczących na swoje pociechy dorosłych, nigdy się nie zapisała.