Justyna Krupa, Interia:- Na FC Barcelonę spadły gromy - zwłaszcza w Polsce - za to, jak do tej pory ogrywała transfer Roberta Lewandowskiego. Narzeka się na brak pomysłu na marketingową promocję tego transferu, zwłaszcza, że prezentacja w Stanach Zjednoczonych była bardzo skromna i krótka. Maks Michalczak, szef działu PR & Content Marketing agencji Abanana: - Przeanalizowałem media społecznościowe Barcelony. W Polsce starano się narzucić momentami taką narrację, że skoro klub poleciał do Stanów Zjednoczonych, to pewnie też w okrojonym składzie i pewnie zabrakło tam osób, które normalnie zajmują się mediami społecznościowymi. Tymczasem z tej wspomnianej analizy wynika jasno, że zarówno transfer Raphinhi, jak i przedłużenie umowy z Ousmane Dembele, które miało miejsce jeszcze przed wylotem do Stanów, były "ograne" przez klub na bardzo podobnym poziomie. Przypomnijmy: w przypadku Dembele wrzucono filmik, na którym zmazywał on po prostu cyfrę z tablicy i dopisywał nową datę kontraktu. - Warto zwrócić uwagę, że człowiek, który do tej pory był odpowiedzialny za media społecznościowe w Barcelonie, czyli Aviv Levy Shoshan niedawno przeniósł się do Ajaxu Amsterdam. Tym samym zastąpił innego specjalistę, który z kolei przeszedł do Paris Saint-Germain. Można więc uznać, że po prostu to jest obecny poziom Barcelony, jeśli chodzi o produkcję na potrzeby mediów społecznościowych. Nie robiłbym z ogrywania Lewandowskiego żadnego wyjątku, ten transfer nie był ogrywany gorzej, niż inne ze względu na to, że wydarzyło się to w Miami. Czytaj także: Lewandowski bryluje na prezentacji w Barcelonie Kłopot w tym, że zważywszy jakość sportową zawodnika i to, jak ważny - teoretycznie - ten transfer był dla Barcelony, to on powinien być w założeniu ograny lepiej. Ktoś może powiedzieć: nie było tak źle, filmiki z uśmiechniętym Lewandowskim dosłownie zalały media społecznościowe. Ale jednocześnie ani podczas prezentacji zawodnika w Miami ani przy tych licznych filmikach nie zobaczyliśmy niczego mocnego, wyróżniającego się, prawdziwie efektownego. - Tych treści było sporo, ale powstawały niejako "przy okazji": w planie dnia Roberta były pewne aktywności i w nie wpleciono dodatkowo tworzenie contentu dla potrzeb mediów społecznościowych. Najwięcej negatywnych emocji wzbudził chyba ten film nagrany na plaży, gdzie Robert witał się z fanami. Na 99 procent materiał był kręcony telefonem. Wszystko zależy oczywiście od tego, jaka jest sprawność osoby filmującej, bo telefonem można robić fantastyczne rzeczy. To rzeczywiście pod pewnymi względami wyglądało półamatorsko i w Polsce wzbudziło to ogromne dyskusje. Natomiast liczy się efekt finalny. Spojrzałbym na to szerzej. Media społecznościowe w obecnych czasach stawiają na naturalne treści. I one mają ogromny potencjał, jeśli chodzi o zasięgi organiczne. Oczywiście w skład tych treści wchodzą też filmy. Wspomniany filmik Barcelony na TikToku ma ponad 15 milionów wyświetleń. To jest bardzo dużo. Jak się spojrzy, ile wyświetleń miał film z Kylianem Mbappe z przedłużenia umowy w PSG, to tam było tylko ok. 3 milionów. Czyli w tym "szaleństwie" poniekąd jest metoda, a w erze TikToka takie rzeczy mogą się lepiej sprzedawać. - W erze sztuczności treści bardziej naturalne bardzo dobrze się rozchodzą. Osiągają bardzo dobre zasięgi. Połączenie dwóch globalnych marek, czyli Lewandowskiego i Barcelony sprawiło, że te liczby są wręcz kosmiczne. Natomiast wracając do filmiku z plaży w Miami. Bardziej niż na formę i technikę kręcenia tego wideo, zwróciłbym uwagę na to, że nie wykorzystano w stu procentach tego, co oferuje Miami. Jak spojrzymy, jak został ograny w mediach społecznościowych wyścig F1 w Miami przez poszczególne zespoły, to zwracają uwagę niesamowite wręcz graficzne kreacje w stylu Miami Vice. Było kolorowo, były neony. A Barcelona zrobiła to w sposób bardzo nieśmiały. W efekcie zostało to odebrane na zasadzie: postawili piłkarza w budce ratownika na plaży i tyle. Prawdopodobnie chodziło o to, że to jest jeden z symboli tamtejszego stylu życia, w kinie amerykańskim ta budka ratownicza pojawiała się wielokrotnie. Ale nie wykorzystano w pełni tego potencjału. Czytaj także: Problem z Lewandowskim rozwiązany! Barcelona ogłosiła to w sieci Być może Barcelona "poprawi się" pod względem ogrywania tego transferu "Lewego", gdy drużyna wróci do Hiszpanii - na przykład przy okazji prezentacji na Camp Nou. - W Polsce wywołało to wszystko ogromną burzę, zwłaszcza na Twitterze. Zarzucano klubowi, że to wszystko jest nieprzemyślane. Oczywiście, to był wielki transfer i można było się go spodziewać. Pracowano przecież nad sprowadzeniem Lewandowskiego intensywnie przynajmniej przez ostatnie kilka tygodni. Dział mediów społecznościowych powinien więc mieć przygotowane kilka scenariuszy. Natomiast nie zdziwiłbym się, gdyby otoczenie Roberta Lewandowskiego - po powrocie drużyny do Katalonii - zaproponowało, że stworzy jakiś spot, dodatkowe wideo - w trochę innej formie. W otoczeniu Roberta są bowiem osoby, które mają ogromne doświadczenie w mediach społecznościowych. Oczywiście pytanie, czy Barcelona by się na takie rozwiązanie zgodziła. Jest jeszcze dodatkowo potencjał ze strony Roberta, by wypuścić indywidualnie treści skierowane do kibiców Barcelony - bo do tej pory jedynie udostępniał treści stworzone przez klub. Pojawiły się nawet stwierdzenia, że Raków Częstochowa lepiej ograł przedłużenie kontraktu przez Iviego Lopeza, niż Barcelona przyjście "Lewego". - Kluby Ekstraklasy wykonały ostatnio naprawdę ogromny krok do przodu jeśli chodzi o przygotowywanie treści związanych z transferami. Jak popatrzymy, w jaki sposób w Polsce bywają tworzone treści dotyczące piłkarzy często - nie oszukujmy się - anonimowych, to patrząc na filmiki Barcelony stwierdziliśmy: coś nam się tu nie zgadza. Bo jeżeli Wisła Płock, Legia Warszawa czy Raków Częstochowa są w stanie ograć w sposób kreatywny, ciekawy swoje transfery, to jakim cudem Barcelona nie jest w stanie tak ograć Roberta Lewandowskiego, największego transferu tego lata? To naturalne pytanie, które się pojawiło. Ja jestem wielkim fanem kreacji zdjęciowych, które tworzy Mateusz Kostrzewa dla Legii Warszawa przy ogłoszeniu transferów. Natomiast Barcelona postawiła - podsumowując - na treści bardzo neutralne, które jednak wygenerowały potężne liczby. Efekt finalny jest ostatecznie bardziej, niż zadowalający z punktu widzenia zasięgów i wartości marketingowej. A za tydzień, za dwa mało kogo będzie interesowało, czy zoom w filmiku z plaży był dobry czy słaby. Zostaną liczby i zasięgi. I to się liczy również dla sponsorów. Rozmawiała: Justyna Krupa