Po piątkowej decyzji o dopuszczeniu do gry Roberta Lewandowskiego Espanyol do końca walczył o to, by Polak ostatecznie i tak nie mógł wystąpić w derbach stolicy Katalonii. Komisja rozgrywek La Liga oddaliła jednak tuż przed meczem złożony dzień wcześniej wniosek "Papużek" i nie było już przeszkód, by Polak wybiegł na mecz od pierwszej minuty. Xavi bowiem nie ośmielił się zostawić swojej największej gwiazdy na ławce, choć drużyna przygotowywała się do samego końca do gry bez naszego napastnika. FC Barcelona - Espanyol. Kiks Lewandowskiego, Alonso trafia do siatki A Robert Lewandowski szybko pokazał, jak ważna jest jego obecność w polu karnym rywala... kiksując. Gdy piłka spadła na jego głowę w 7. minucie meczu, Polak najprawdopodobniej bowiem chciał oddać strzał. Wyszło mu jednak dogranie do Andreasa Christensena, który zanotował asystę przy trafieniu Marcosa Alonso. 10 minut później hiszpański defensor mógł mieć na koncie dublet, ale chybił, uderzając po dośrodkowaniu Jordiego Alby. Groźny strzał w pierwszej połowie oddał jeszcze Raphinha, zwłaszcza że po rykoszecie od obrońcy piłka zmieniła kierunek lotu. Alvaro Fernandez zachował jednak czujność między słupkami, dzięki czemu FC Barcelona schodziła do szatni ze skromnym, jednobramkowym prowadzeniem. Hiszpanie bali się, że na zamieszanie związane z występem Roberta Lewandowskiego - i to wobec derbowej atmosfery - piłkarze Espanyolu zareagują nadmierną agresją. Tak się jednak nie stało, a mecz toczył się raczej w spokojnej atmosferze. Przynajmniej do czasu. Co do Roberta Lewandowskiego, to w 56. nasz kadrowicz dobrze pokazał się w polu karnym rywali. Po jego uderzeniu głową piłka minęła jednak bramkę. Rzut karny dla Espanyolu. Marcos Alonso... ściągnął buta rywalowi Wydawało się, że Barca spokojnie kontroluje wynik i przebieg spotkania. Espanyol był bowiem przez dłuższy czas bezradny w ofensywie i nie był w stanie oddać celnego strzału. Wtem w 71. minucie Marcos Alosno nadepnął Joselu we własnym polu karnym, ściągając w ten sposób buta ze stopy rywala. Sędzia Mateu Lahoz nie wahał się ani chwili, odgwizdując rzut karny, wykorzystany przez samego pokrzywdzonego. "Show" Mateu Lahoza. Wysyp kartek - także tych czerwonych Potem rozpoczęło się "show" w wykonaniu hiszpańskiego arbitra, który zaczął rozdawać żółte kartki na lewo i prawo. W 4 minuty pokazywał je aż sześciokrotnie, dwa razy karząc w ten sposób Jodriego Albę, który wyleciał tym samym z boiska. Mateu Lahoz jednak dopiero się rozkręcał i po serii absurdalnych decyzji w końcu siły się wyrównały. Drugą żółtą kartkę obejrzał także Vinicius Souza, a wszystko wskazywało na to, że za ostre potraktowanie Roberta Lewandowskiego pod prysznic uda się przedwcześnie również Leandro Cabrera. Jego czerwona kartka została jednak anulowana przez VAR. Gdy po długim zamieszaniu gra została wznowiona, "Lewy" znalazł się w znakomitej sytuacji strzeleckiej, ale bramkarz poradził sobie z jego strzałem. Do drugiej połowy Mateu Lahoz doliczył aż dziewięć minut, lecz to nie wystarczyło Barcelonie, by odzyskać prowadzenie. Jeden zdobyty punkt pozwolił "Dumie Katalonii" wrócić na czoło tabeli, lecz podopieczni Xaviego Hernandeza mają obecnie tyle samo punktów (38), co Real Madryt.