Dariusz Wołowski, Interia: Jak powitają dziś Lewandowskiego kibice Bayernu? Osiem lat był ich idolem, ale odejście do Barcelony odbyło się pod dużym napięciem. Jerzy Dudek: Mam nadzieję, że rozsądek weźmie górę nad emocjami. Na pewno Robert zapracował na szacunek w Monachium. Osiem lat był symbolem Bayernu, tego nikt mu nie odbierze. Część bawarskich kibiców zapewne rozumie, że potrzebował nowych wyzwań i impulsów. Szefowie klubu z Monachium i jego byli koledzy z zespołu zrobią wszystko, by powrót Polaka na Allianz Arena odbył się w cywilizowany sposób. Może ktoś zagwiżdże podczas meczu, gdy Lewandowski będzie przy piłce, ale to wszystko. Wrogości sobie nie wyobrażam. Przeczytałem w madryckim dzienniku "Marca", że dziś to Bayern powinien bać się Barcelony, mimo iż wygrał z nią w Lidze Mistrzów cztery ostatnie mecze z imponującym bilansem bramkowym 17-4. - Na pewno nastąpił zwrot w układzie sił. Dziś dowiemy się na ile jest on głęboki. Patrząc na aktualną formę obu drużyn, Barcelona wydaje się mocniejsza. Bayern zaczął sezon znakomicie. Słyszeliśmy teorie, że bez Lewandowskiego jest nawet mocniejszy. Szybko ucichły, bo trzy ostatnie spotkania w Bundeslidze zaledwie zremisował. Wydaje mi się, że nie potrafi utrzymać tej swojej słynnej intensywności gry. Tymczasem Barcelona bardzo mądrze się wzmocniła. Lewandowski jest jej gwiazdą, ale Jules Kounde, Raphinha też wnoszą sporo do drużyny. Kto dziś jest faworytem? - Według mnie Barcelona, oczywiście z zastrzeżeniem, że dla niej to najtrudniejszy egzamin początku sezonu. Mecz z Bayernem nie ma nic wspólnego ze starciami z Viktorią Pilzno, czy Cadizem. Z tak trudnym rywalem jak Bawarczycy, drużyna Xaviego Hernandeza jeszcze się nie mierzyła. Dla niej to coś nowego, ciekawe jak sobie poradzi fizycznie. W ostatnich latach Bawarczycy tłamsili Katalończyków na boisku. Grali o dwa tempa szybciej. Teraz nastąpiła zmiana, ale pojedynek na Allianz Arena to zdementuje, lub potwierdzi. Przypuszczał pan, że Lewandowski tak szybko i bezboleśnie osiągnie status gwiazdy La Liga? - Pamiętam jak go przestrzegano, że idzie do mocniejszej ligi, do specyficznego zespołu. Zęby na tiki-tace niejeden sobie połamał. Przepowiadano trudności w starciach z lepszymi obrońcami niż w Bundeslidze. Tymczasem Robert otworzył kopniakiem drzwi Camp Nou. Bo jakie mógł mieć kompleksy? Przychodził do Barcelony z lepszego zespołu, co do tego nikt nie mógł mieć wątpliwości, nawet w Katalonii. Wierzył, że wokół niego Xavi zbuduje mocniejszą drużynę. I tak się dzieje. Barca się odradza, Robert wykręca średnie goli znane z czasów, gdy w La Liga brylowali Leo Messi i Cristiano Ronaldo. Media hiszpańskie rozpływają się nad Polakiem. - Pamiętajmy jednak, że media w Hiszpanii są specyficzne. Podzielone na pół między sympatyków Realu Madryt i Barcelony. Ten podział jest tak głęboki, że doprowadza czasem do sytuacji absurdalnych. Wypacza trzeźwy osąd dziennikarzy. Niektórzy nawet nie próbują ukryć, że są wrogo nastawieni do jednej z potęg. Myślę, że Robert do tego przywyknie. Póki co ma wejście smoka w La Liga, ale przecież zdarzą się momenty trudniejsze. Wtedy powstanie wiele teorii na jego temat, które nie będą miały nic wspólnego z rzeczywistością. W Hiszpanii o piłce mówi się tyle, że często przekraczane są granice rozsądku. Od początku Lewandowski nie boi się wcielać w lidera Barcelony. Nazywają go w Katalonii piątym kapitanem, bez opaski. - Wszyscy zwrócili uwagę, że wspiera Ansu Fatiego, dużo rozmawia z innymi kolegami na boisku. Autorytet ma, bo przecież młodzież z Barcelony znała jego dokonania jako gracza Bayernu. Spektakularne wejście na Camp Nou pomogło wzmocnić pozycję Roberta i tak bardzo wysoką. Z pewnością Xavi dał mu prawo do zarządzania zespołem. To ma być Barcelona Lewandowskiego. To naturalne, bo ze starszych piłkarzy w podstawowej jedenastce zostali tylko Sergio Busquets i bramkarz Marc-Andre ter Stegen. Kto jest faworytem tej edycji Ligi Mistrzów? - Dla mnie numer 1 to PSG. Już w zeszłym sezonie byli bardzo mocni, ale Real okazał się jeszcze mocniejszy. Dziś dojrzeli do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Ich najgroźniejszym rywalem będzie Manchester City, Barcelona, no i Real Madryt oczywiście. Przeczytałem w hiszpańskiej prasie takie stwierdzenie, że Europa niczego nie zrozumiała z ubiegłego sezonu, gdy Real wygrał Ligę Mistrzów. Znów uważa się, że faworytem jest Manchester City, PSG, a nawet Barcelona, zapominając o tym, kto jest królem rozgrywek. - W Madrycie, a chyba i poza nim, panuje przekonanie, że Liga Mistrzów to rozgrywki stworzone dla Realu. Królewscy mają 14 triumfów w Pucharze Europy, dwa razy więcej niż następny rywal. Mogą zawodzić w La Liga, ale w Champions League grają czasem powyżej swojej aktualnej formy. Są niesamowicie efektywni, a przeciwnicy trafiając na Real zawsze czują niepokój. Odżywają złe doświadczenia, a niepewność rodzi kolejne porażki w starciu z Królewskimi. Dlatego ja wymieniam Real w ścisłym gronie faworytów. Omówiliśmy jeden z pana ulubionych klubów, przejdźmy do drugiego. Co się dzieje z Liverpoolem? Siódma pozycja w Premier League i klęska w Neapolu na starcie Ligi Mistrzów. - Obawiam się, czy w ostatnich latach Juergen Klopp nie "zajechał" tych piłkarzy. Nie wykończył fizycznie nakazując grać i trenować z tak ogromną intensywnością. Liverpool to była jedyna drużyna na świecie, która w niektórych meczach potrafiła zdominować Manchester City. To musiało kosztować masę energii. Teraz jej brakuje. Podobnie pracował kiedyś Rafa Benitez. Wymagał od piłkarzy tyle, że po trzech latach byli wyczerpani. To moja teoria odnośnie Liverpoolu. Być może jednak drużyna się rozpędzi i wróci na poziom z poprzedniego sezonu? Wtedy zacznie odrabiać straty w Premier League. Będzie o to łatwiej, bo w tym sezonie kilka drużyn w Anglii jest na najwyższym poziomie. Arsenal, Manchester United, Chelsea, Tottenham są w stanie odbierać punkty Manchesterowi City. Dziś Liverpool podejmuje na Anfield Ajax Amsterdam w Lidze Mistrzów. - Musi go pokonać, jeśli nie chce wpaść w kłopoty. Porażka w fazie grupowej Ligi Mistrzów, to dla tak wielkiego klubu ogromna strata wizerunkowa i finansowa. Przerwa w rozgrywkach Premier League, może pomóc drużynie. Gracze Liverpoolu mieli chwilę, by odetchnąć. Granie tak kluczowego meczu już w 2. kolejce to ciężka sprawa. Dla mnie symbolem kłopotów "The Reds" jest postawa Salaha. Największa gwiazda snuje się ostatnio po boisku jak cień. Przed tygodniem w Lidze Mistrzów błysnęli Lewandowski i Piotr Zieliński w Napoli. Arkadiusz Milik coraz lepiej radzi sobie w Juventusie. To fakty bardzo pozytywne dla reprezentacji Polski. Od pasa w dół jest jednak gorzej. - Do dobrych wiadomości od graczy ofensywnych dodałbym Krzysztofa Piątka. Zmienił klub, będzie walczył o mundial. Rzeczywiście w ofensywie wszystko wygląda obiecująco, co nie znaczy, że selekcjoner Czesław Michniewicz nie ma zmartwień. Zwykle fundamentem sukcesów drużyny narodowej była solidna gra w defensywie plus Lewandowski. Michniewicz to trener, który zaczyna budowę drużyny od obrony. Dla niego fundamentalne jest, że nie tracić bramek. Tymczasem u zawodników defensywnych - kłopoty. Bednarek zmienił klub, Glik gra w II lidze we Włoszech, Szczęsny zaliczył już dwa urazy, Matty Cash to samo. Grzegorz Krychowiak musiał uciekać z Rosji, ale wybrał najdziwniejszy kierunek z możliwych. Gra w Arabii Saudyjskiej sprawia, że jego forma będzie wciąż wielką niewiadomą. Kadra skorzysta na jego doświadczeniu i rutynie, ale czy to wystarczy? Wątpliwości jest sporo. I to właśnie na kluczowych dla Michniewicza pozycjach. Grał pan w Lidze Mistrzów wiele lat. Co tak niezwykłego jest w tych rozgrywkach? - Widzieliśmy jak zachowywał się Cristiano Ronaldo odkąd okazało się, że Manchester United nie zagra w tej edycji. W Champions League grają wszyscy najlepsi i jeden stracony sezon bardzo boli piłkarza. Moje pierwsze wspomnienie sięga 1997 roku. Nagle okazało się, że Feyenoord trafił do rozgrywek, w których premie były horrendalnie wysokie wobec tych z ligi holenderskiej. Piłka reprezentacyjna daje okazję mierzenia się z najlepszymi na świecie tylko od czasu do czasu. Liga Mistrzów gwarantuje to na co dzień. Uwielbiałem w niej grać, a finał w Stambule 2005 roku był odlotem. Czy idea Superligi upadła ostatecznie? - Nie przypuszczam. Sukces w piłce jest coraz droższy. Giganci potrzebują coraz większych pieniędzy. Zobaczmy co musiała zrobić Barcelona, żeby wyjść z dołka. Zastawiła swoją przyszłość, sprzedając część praw telewizyjnych na 25 lat do przodu. Wielkie kluby będą chciały zarabiać więcej i więcej. Będą naciskały na UEFA, żeby mniej grać meczów z Viktorią Pilzno, a więcej z Realem Madryt. Batalia o przyszłość klubowej piłki, czyli kształt Ligi Mistrzów, będzie trwała latami. Jeśli w ogóle kiedykolwiek się skończy. Rozmawiał Dariusz Wołowski ZOBACZ TEŻ: Przegapiłeś 1. kolejkę Ligi Mistrzów? Zobacz skróty wszystkich meczów! Powrót Roberta Lewandowskiego do Monachium. To zdjęcie mówi samo za siebie Xavi mówi wprost o Lewandowskim i Bayernie. "Próba charakterów" Bayernie uważaj. Niemcy przestrzegają przed jedną statystyką Lewandowskiego