Wyzwiska i okrzyki kibiców: "obniż swoją pensję" w kierunku Frenkiego de Jonga to poruszające obrazki sprzed centrum treningowego Barcelony, które obiegły świat. Musiało to dotknąć i zaboleć holenderskiego pomocnika. On już jako dziecko uwierzył w hasło, że "Bara to więcej niż klub". Szczęście w nieszczęściu Frenkiego de Jonga Latem 2019 roku spełnił swoje marzenie o grze na Camp Nou. Trafił na czas kryzysu, więc wygrał dotąd tylko Puchar Króla w 2021 roku. Jego profesjonalizm, klasa i przywiązanie do klubu są wzorcowe. Nigdy nie uchybił najdrobniejszym nawet wymaganiom trenerów Barcelony. Xavi Hernandez uważa go za gracza światowej klasy. To dla Frenkiego de Jonga szczęście w nieszczęściu. Nieszczęście, bo jest piłkarzem, za którego prezes Joan Laporta mógłby dostać koło 80 mln euro. Zabiega o niego Manchester United i Chelsea, interesował się nim Bayern Monachium, wszystko to kluby z topu. Problem polega na tym, że Frenkie nie ma zamiaru odchodzić z Camp Nou. Nie chce też obniżyć swojej pensji, którą przecież dostał od Barcelony. Ma do tego prawo jak każdy pracownik. Warunki umowy nie mogą się zmieniać w czasie gry. Pat jest przykry dla obu stron. Media katalońskie informują, że Frenkie nie chce pomóc Barcelonie. To wywołuje wściekłość kibiców i reakcje tak agresywne jak te z wczoraj, gdy Holender jechał na trening. Równie przykra jest sytuacja Martina Braithwaite’a. 20 lutego 2020 roku został wykupiony z Leganes za 18 mln euro. Barcelona dostała specjalną zgodę na transfer poza oknem, bo w styczniu poważnej kontuzji doznał jej ówczesny gwiazdor Luis Suarez, a w lutym na sześć miesięcy przerwy uraz skazał Ousmane’a Dembele. Co pomyśli Lewandowski patrząc na Baithwaite'a? Dziś Duńczyk jest niepotrzebny na Camp Nou. Klub zatrudnia gwiazdy formatu Lewandowskiego. Pozbywa się Braithwaite’a, ale żąda, by zrezygnował z odszkodowania - czyli pensji do końca swojego kontraktu w połowie 2024 roku. Duńczyk jest zawodowym piłkarzem, ale i wziętym biznesmenem. To ponoć najbogatszy zawodnik w Barcelonie. Co nie znaczy, że powinien zrezygnować z pieniędzy, które mu się należą od pracodawcy. Los piłkarzy niechcianych jest we wszystkich klubach podobny. Nie twierdzę, że gdzie indziej Frenkie de Jong, Braithwaite, a także inni zbędni Memphis Depay, czy Samuel Umtiti traktowani byliby znacznie lepiej. Rozumiem, że Barcelona żyje nowymi transferami: Lewandowski, Raphinha, Kounde, Christensen, czy Kessie mają ją katapultować do europejskiej czołówki. Przy rozstaniach wypada jednak zachować klasę. Latami słyszałem, że w Barcelonie liczy się coś więcej niż wynik. Że styl pozostaje poza wszelką dyskusją. Hasło "Więcej niż klub" pochodzi z okresu dyktatury Franco, swoją obecną, kultową pozycję klub zawdzięcza raczej genialnym piłkarzom takim jak Ronaldinho, czy Messi. Z pewnością jednak Laporta, czy Xavi nie chcieliby narażać pozytywnego wizerunku Barcelony. To jej majątek, o który wypada dbać. Kiedy Lewandowski opuszczał będący w rozkwicie Bayern, by dołączyć do pogrążonej w kryzysie Barcelony Xavi mówił, że to historia i status zespołu z Camp Nou są magnesem dla wielkich piłkarzy. Każdy wielki klub w kryzysie dokonuje zmian w składzie, liczy się skuteczność. Z zachowaniem form, dotrzymywaniem umów i danego słowa. Choćby po to, żeby nowi: Lewandowski, Raphinha, czy Kounde mieli podstawy wierzyć, że spełniają swoje marzenie w odpowiednim miejscu. ZOBACZ TEŻ: Barcelona stawia sprawę na ostrzu noża. Do gry wkraczają agenci Napięta sytuacja w Barcelonie. Kibice obrażali piłkarza Barcelona cofnie kontrakty graczy? Klub dopatrzył się przestępstwa