W 2013 roku w La Liga weszły w życie przepisy regulaminowe, których istota pozostaje nieskomplikowana - kluby nie mogą wydawać więcej, niż zarabiają. Komplikacje pojawiają się dopiero przy próbie wdrożenia tych ustaleń w futbolową rzeczywistość. Najdobitniej przekonuje się o tym właśnie FC Barcelona. "Duma Katalonii" pozyskała tego lata pięciu zawodników. Grupę nowych nabytków tworzą Andreas Christensen, Franck Kessie, Raphinha, Robert Lewandowski i Jules Kounde. Żaden z nich nie został do tej pory zgłoszony do gry. Na przeszkodzie stoją zasady finansowego fair play. "Dzieje się tak, mimo że latem klub zanotował niewiarygodny dochód w wysokości 868 mln euro. Wiadomo, że żyjemy w czasach kryzysu gospodarczego, ale fakty są takie, że La Liga ma najsurowsze wymagania finansowe ze wszystkich czołowych lig w Europie. I to na pewno jej nie służy"" - zauważa kataloński "Sport". Dziennik jako winowajcę takiego stanu rzeczy wskazuje Javiera Tebasa, szefa Liga Nacional de Fútbol Profesional, czyli administratora rozgrywek w ekstraklasie Hiszpanii i na jej bezpośrednim zapleczu. Startuje La Liga. Lewandowski czeka na ligowy debiut Tebas na zarzuty nie reaguje spastycznie. Stara się raczej skierować uwagę na tzw. czynniki trzecie. - Barcelona nie zrobiła nic złego. Gdyby nie pandemia, nie mówilibyśmy teraz o konieczności obniżenia płac - wyznał niewzruszony w rozmowie z "Mundo Deportivo". Tymczasem La Liga startuje już w piątkowy wieczór. W inauguracyjnym meczu Osasuna Pampeluna zmierzy się z Sevillą. Dzień później Barcelona podejmie na Camp Nou Rayo Vallecano. Czy z Lewandowskim w meczowej kadrze? To pytanie z godziny na godzinę zadawane będzie coraz częściej. ZOBACZ TAKŻE: