Barcelona w ostatnim czasie przyzwyczaiła do wygrywania, dlatego poprzednie rozgrywki mogły być szokiem. Na brak sukcesów złożyło się kilka przyczyn, a jedną z kluczowych miał być brak napastnika potrafiącego strzelać wiele goli. "Duma Katalonii" od lat była bowiem uzależniona od Lionela Messiego. Argentyńczyk, który trafił na Camp Nou w wieku 13 lat, zdobywał bramki jak na zawołanie. W pewnym momencie to jednak nie wystarczało. Zespół dalej rządził w Hiszpanii, ale na arenie międzynarodowej pozostawał bez sukcesów od 2015 roku, gdy po raz ostatni wygrał Ligę Mistrzów. Messi przed poprzednim sezonem odszedł za darmo do Paris Saint-Germain, a na Camp Nou przyszedł Memphis Depay. Holender miał dobry początek, ale potem zgasł. Gdy trenerem został Xavi, legendarny były piłkarz klubu, dostał w zimie wzmocnienia. Do zespołu dołączył m.in. Pierre-Emerick Aubameyang. Były piłkarz Borussii Dortmund, który ostatnio występował w Arsenalu. To był jednak przedsmak tego, co następuje w lecie. Barcelona postawiła na ofensywę transferową. Na razie pozyskała Lewandowskiego, który związał się trzyletnim kontraktem z opcją przedłużenia, Raphinhę, Francka Kessiego i Andreasa Christensena. Pierwsze dwa były gotówkowe - za Polaka zapłacono Bayernowi Monachium 45 milionów euro plus pięć milionów w bonusach, natomiast za Brazylijczyka 58 milionów euro. Natomiast zawodnik z Wybrzeża Kości Słoniowej i Duńczyk trafili na Camp Nou na zasadzie wolnego transferu z Milanu i Chelsea. W sumie "Duma Katalonii" wydała na razie 103 miliony euro na wzmocnienia, co daje jej trzecie miejsce w letnim oknie transferowym. Więcej wydał tylko Bayern i Manchester City. Primera Division. Robert Lewandowski ma być lekiem na całe zło "Lewy" ma być lekiem na całe zło. Barcelona w ostatnich latach dokonywała dużych transferów. Przyszedł przecież Francuz Ousmane Dembele za 140 milionów euro czy Brazylijczyk Philippe Coutinho za 135 milionów euro. Żaden jednak się nie sprawdził. Pierwszy ma jeszcze szansę, aby się wykazać, drugiego już dawno nie ma. "Duma Katalonii" potrzebowała więc pewniaka, a kto najlepiej pasuje do takiej roli jak nie kapitan reprezentacji Polski? Od 2010 roku występujący w Bundeslidze, najpierw w Borussii Dortmund, a od 2014 roku w Bayernie. W sumie zdobył 10 tytułów mistrza Niemiec, siedmiokrotnie zostając królem strzelców. Przy okazji pobił też rekordy Gerda Muellera, w tym liczby strzelonych goli w jednym sezonie, który obecnie wynosi 41. Lewandowski, mimo że w przyszłym miesiącu skończy 34 lata, to teraz jest też w najlepszej formie. I przede wszystkim imponuje regularnością. Od sezonu 2015/16 w każdym zdobywa co najmniej 40 bramek we wszystkich rozgrywkach. Poprzedni zakończył na 50 trafieniach. Nie można też zapominać, że w 2020 roku poprowadził Bayern do triumfu w Lidze Mistrzów. I dwa razy został wybrany najlepszym piłkarzem FIFA. Co działo się w ostatniej kolejce naszej Ekstraklasy - sprawdź w naszym programie wideo! "Lewy" ma więc dać nowy impuls. "Dla Barcelony to czas, aby wrócić na właściwe tory, a ja przyszedłem tutaj, aby znowu była na szczycie. I żeby wygrać jak najwięcej trofeów" - mówił polski napastnik. "Zawsze chciałem grać w La Liga. Chciałem grać dla wielkich klubów i teraz mam ku temu sposobność. To jest nowe wyzwanie także w prywatnym życiu" - dodał o przeprowadzce z Monachium do stolicy Katalonii. Primera Division. Christo Stoiczkow nie ma wątpliwości W polskiego piłkarza wierzy też Christo Stoiczkow. Były legendarny napastnik Barcelony nie ma wątpliwości, że z takim nabytkiem klub odzyska mistrzostwo Hiszpanii. W poprzednich dwóch sezonach triumfowały kluby z Madrytu - Atletico i Real. Lewandowski ma jednak nie tylko świecić blaskiem w Primera Division, ale też w Lidze Mistrzów. Tym bardziej, że od 2015 roku "Duma Katalonii" tylko raz była w półfinale tych rozgrywek, a w poprzednim sezonie nie potrafiła nawet wyjść z grupy, co nie przytrafiło im się do 2001 roku. Oczekiwania związane z przyjściem najlepszego napastnika świata są więc duże, ale nie można zapominać, że nawet taki piłkarz jak "Lewy" sam meczu nie wygra. On żyje z gry drużyny i przede wszystkim musi liczyć na drugą linię. W Bayernie nie było z tym kłopotu. Tymczasem w Barcelonie w środku pola mogą pojawić się problemy. Pedri, Gavi czy Nico to wciąż bardzo młodzi zawodnicy i ciężko będzie, aby przez cały sezon grali tylko na wysokim poziomie. Sergio Busquets ma już swoje lata, a wciąż nie wiadomo, co będzie z Frenkiem de Jongiem. Barcelona przebywa obecnie na tournee w Stanach Zjednoczonych, gdzie już w środę nad ranem polskiego czasu zagra sparing z Interem Miami. W tym spotkaniu "Lewego" jednak prawdopodobnie jeszcze nie zobaczymy. Być może zadebiutuje w nowym barwach w niedzielę rano polskiego czasu, kiedy Barcelona zagra z Realem Madryt (5.00, transmisja w Polsacie Sport).