Lewandowski i Probierz grają w "tchórza". "Trupa" wskaże Kulesza
Robert Lewandowski w przeszłości "zwalniał" już selekcjonerów reprezentacji, ale nigdy nie wytoczył takich dział, jak przeciwko Michałowi Probierzowi. Działa wystrzeliły, do tego z obu stron, więc śmiało można powiedzieć – wojna.

W paru filmach sensacyjnych pojawia się scena z tzw. grą w tchórza. Dwóch rywali pędzi samochodami na "czołówkę", a przegrywa ten, który pierwszy zmieni kierunek. Probierz z Lewandowskim zaproponowali swoją odmianę tej "zabawy" - żaden z nich postanowił nie skręcać, doszło do zderzenia. W filmie, gdyby scenarzysta zachował zdrowy rozsądek, skończyłoby się dwoma trupami. W reprezentacji będzie inaczej - trupa wybierze Cezary Kulesza. Prezes PZPN jest oczywiście blisko z selekcjonerem, na tyle blisko, że jest absolutnie jedynym człowiekiem na świecie, który Probierzowi zaoferowałby tę robotę. Pytanie, jak zareaguje na kryzys.
Od razu powiem, czego się spodziewać - w przypadku zwycięstwa nad Finlandią pewnie (choć nic tu nie jest pewne) żadnych zmian. Kuleszę w punkt podsumował w niedzielnym programie "Meczyków" Zbigniew Boniek: "Czarek specjalnie żadnych ruchów nie wykonuje, a już o nerwowych ruchach, to ja nigdy nie słyszałem". Kulesza lubi być schowany za podwójną gardą, lubi uciekać od odpowiedzialności, unika nawet podpisywania skomplikowanych (kontrowersyjnych?) umów, wyręczając się Łukaszem Wachowskim i Henrykiem Kulą. Często wychodzi z założenia, że najlepszą reakcją jest brak reakcji. W tym przypadku oznaczałoby to zgodę na to, by sprawy toczyły się swoim rytmem - jakby nic się nie wydarzyło.
Remis po słabej grze lub porażka otworzą drzwi do jakiegokolwiek działania - choć od razu dodajmy, że jeśli ktoś upatruje tutaj naprawdę dużej szansy na to, by prezes stanął po stronie Lewandowskiego - to lekko przeszacowuje. Prawdopodobnie w tym momencie prezes PZPN obserwuje reakcję ludzi. Czeka, na to, za kim opowie się większość. Prawdopodobnie dopiero przypuszcza, jak się w tym wszystkim zachowa, ale wątpliwe, by sam wiedział coś na sto procent.
Zwłaszcza, że Robert Lewandowski jest najlepszym polskim piłkarzem w historii i z perspektywy historycznej oceny niekoniecznie prezes PZPN chciałby być wiązany z zakończeniem jego reprezentacyjnej kariery w tych okolicznościach. O rolach Probierza i Kuleszy w nagłym odejściu napastnika, który w karierze gole strzelał setkami, ludzie będą mówić i za 10, i za 30 lat. Być może ktoś zapomniał o znanej maksymie, by nie wywoływać wojen, których nie można wygrać.
Lewandowski jak kostucha. Zetnie Probierza?
Lewandowski dla selekcjonerów jest trochę jak kostucha ze słynnego mema - puka do ich drzwi, by sieknąć kosą po szyi. Bezpośrednio po Euro 2012 w wywiadach wprost uderzał w warsztat Franciszka Smudy. O ośmiu sekundach milczenia przy kadencji Jerzego Brzęczka pamiętamy do dziś - mimo upływu pięciu lat. Z Czesławem Michniewiczem też było mu nie po drodze. Do tego stopnia, że zaraz po ostatnim meczu na mundialu w Katarze wyszedł do dziennikarzy i na pytanie, co dalej z jego karierą w kadrze, odpowiadał dwuznacznie. Że musi się zastanowić, że chciałby, by gra dawała mu jakąś radość (w domyśle - a u Michniewicza nie dawała żadnej). Santosa zwalniać nie musiał - każdy widział, co się działo, na czele z Kuleszą. W Probierza postanowił uderzyć mocniej, niż w kogokolwiek wcześniej. Bo i nikt nie uderzył w niego mocniej od obecnego selekcjonera.

Sama sprawa z zabraniem Lewandowskiemu kapitańskiej opaski oraz późniejszego oświadczenia napastnika Barcelony o rezygnacji z gry w kadrze, dopóki selekcjonerem jest Probierz, jest na tyle wielowątkowa, że trudno tutaj jednoznacznie za kimś stanąć. Z jednego powodu - nie znamy faktów. Nie wiemy, co naprawdę działo się za kulisami - i to nie tylko w czasie czerwcowego zgrupowania, tylko przez kilka poprzednich. Votum nieufności to proces, a nie strzał pod wpływem impulsu.
Dlatego wątpliwe, by wszystko rozbiło się o zabranie opaski. Wątpliwe, by wszystkie opublikowane w niedzielny wieczór decyzje zapadały last minute, nawet jeśli uznamy, że ten czas trwa od piątku. Ten konflikt musiał rozgrywać się od jakiegoś czasu. Mówią o tym wszystkie znaki na niebie i ziemi.
Po pierwsze - kwestia rezygnacji Lewandowskiego ze zgrupowania. Zdarzało mu się grać (albo po prostu nie grać) na preferencyjnych warunkach, ale zgrupowań nie omijał. To wtedy zapaliła się pierwsza czerwona lampka, że niekoniecznie wszystko jest, jak w komunikacie o zmęczeniu.
Po drugie - niedługo później w "Bildzie" pojawiły się wypowiedzi Lewandowskiego, a wśród nich zdania o tym, że myśli tylko o Barcelonie oraz że fizyczny wiek jego ciała to 30 lat. Wspomniał wprawdzie o potrzebie regeneracji, jednak jeśli ktoś wie, jak działa ten biznes - mam na myśli robienie wywiadów z Robertem Lewandowskim - ten doskonale zdaje sobie sprawę, że to nie dziennikarz potrzebował rozmowy, a sam piłkarz. Celem nie był Michał Probierz, bo adresatem słów były władze Barcelony, które miały usłyszeć, że niedługo znów dostaną najlepszą wersję swojego weterana, i nie muszą martwić się o zastępstwo. Natomiast selekcjoner mógł te komunikaty odczytać jako niesubordynację swojego kapitana względem kadry. No bo jak zmęczenie, jak 30-letnie ciało? No bo jak to tak myśleć tylko o Barcelonie, gdy reprezentacja zaraz gra być może najważniejszy mecz w eliminacyjnej kampanii?
Probierz takich spraw nie puszcza płazem. Kiedyś, jeszcze w czasach trenowania Jagiellonii Białystok, udał się z pielgrzymką do władz klubu, by te usunęły z drużyny Tomasza Frankowskiego - żywą legendę, najlepszego napastnika, topowego strzelca całej ligi. Ostatecznie konflikt udało się rozmasować, jednak raczej nie wynikało to z kompromisowego charakteru trenera. Przykładów z przeszłości - jak wypychanie z Cracovii poprzez zsyłkę do rezerw Mateusza Wdowiaka, czy bardziej świeżo - niepowoływanie Kamila Grabary przy jednoczesnym powoływaniu bramkarzy z Grecji, Polski i Azerbejdżanu - można podawać na pęczki. Michał Probierz zawsze lubił pokazać, że jedynym samcem alfa w stadzie może być on.
Dziś nie wiemy, kiedy to wszystko się zaczęło, ale wystarczy prześledzić kilka wypowiedzi Lewandowskiego i umieścić je na osi czasu, by szybko dojść do wniosku, że entuzjazm piłkarza względem selekcjonera regularnie słabł. Zaczęło się naprawdę dobrze, a sam kapitan wydawał się być zadowolony ze zmiany. Ale już po marcowych meczach - między wierszami, w sposób zamierzony lub nie - poddawał w wątpliwość warsztat swojego przełożonego. - Miałem wrażenie, że było nas za mało w polu karnym czy przed nim. Kiedy rozrzucaliśmy piłkę na boki, to byliśmy daleko od siebie. Również między obroną i atakiem - byliśmy daleko. Brakowało pozycji, żeby można było zagrać. Czasami trzeba było przyjąć piłkę na dwa kontakty, zastawić, odegrać, wyjść - i właśnie tego tempa, timingu brakowało. Z punktu widzenia taktycznego można o tym długo mówić - rzucał zdaniami po wymęczonym zwycięstwie nad Litwą. W tym samym czasie Probierz na konferencji tłumaczył, że wcale nie było tak źle, że stworzyliśmy dużo okazji.
Nie, nie stworzyliśmy. Nie, nie było dobrze. Lewandowski jest maszyną stworzoną do wygrywania, a od trenera słyszy, że po wyrobach meczopodobnych nie ma się czym martwić.
Kiedyś jeden z ligowców powiedział mi w rozmowie, że nie ma wzoru trenera, jakiego szanują piłkarze najmocniej. Ale u każdego z trenerów musi dominować jedna cecha - operowanie faktami. Gdy dziś czytam słowa Lewandowskiego o utracie zaufania do Probierza, przypomina mi się tamten wywiad. W komunikacji z mediami selekcjoner już od dawna dopasowuje fakty pod tezę. Jeśli podobnie funkcjonuje w szatni - a pewnie płynie, bo widzimy obszerne fragmenty dzięki vlogom Łączy Nas Piłka - niektórym może się to nie podobać. A już zwłaszcza, gdy pod względem jakości gry jazda po równi pochyłej trwa od roku.

Wciąż za mało odpowiedzi
Za mało wiemy o sprawie, by ją jednoznacznie oceniać. Wciąż jest wiele znaków zapytania - jak na przykład ten, czy komunikat o zabraniu opaski nie był zdarzeniem wyprzedzającym nadciagający komunikat Lewandowskiego. Przecież zupełnie inaczej wyglądałyby słowa piłkarza, gdyby nie wiązać ich z kwestią kapitanowania kadrze - a przez komunikat PZPN-u tak to wszyscy powiązali. Utrata zaufania, o którym pisze Lewandowski, mogła mieć zupełnie inne podłoże. I dobrze by było, gdyby ktoś postanowił uszanować kibiców i im to wyjaśnić.
Bo do apelów o kupowanie biletów i wspieranie kadry niektórzy są pierwsi. Ale gdy trzeba kibicom coś za to oddać i odpowiedzieć na pytania, na które chcieliby znać odpowiedź - ucieka się do virala z naprawianiem wodociągów kieleckich.
Zobacz również:
- Media: A jednak, pilny komunikat. Znamy nazwisko następcy Probierza. Wszystko już jasne
- Diament argentyńskiej piłki chce grać dla Polski. Czeka na swój paszport
- Boniek wskazał na wielki problem reprezentacji. "Wynoszą informacje"
- Boniek wprost o kandydatach na selekcjonera, wszystko wyjawił. Jaśniej się nie dało
