- Czuję się bardzo dobrze fizycznie i psychicznie - deklarował Robert Lewandowski u progu zeszłego tygodnia na łamach "Mundo Deportivo", by już kilka dni później dokładnie odwrotnym stanem rzeczy tłumaczyć swoją niedostępność dla trenera Michała Probierza. Brzmi logicznie, prawda? Jak niemal wszystko wokół naszej kadry. I nie, nie jest to próba deprecjacji sfery mentalnej, bo - w przeciwieństwie do zarzutów samego zainteresowanego - nie był on traktowany jak produkt, lecz jak człowiek, który żywi swe uczucia, dlatego też wielu wymagało od niego aktu miłości względem reprezentacji. Miłości bezwzględnej i bezwarunkowej. Ale na koniec nic co ludzkie nie jest nam obce, także psychiczne zmęczenie, które zdaje się łączyć kibiców naszej kadry jeszcze ściślej, niż nadzieja na lepsze jutro. Probierz oświadcza ws. powrotu Lewandowskiego do reprezentacji Polski. "Nie można nikogo skreślać" Reprezentacja Polski. Psychicznie zmęczeni, czyli zagrożenie całkowitą obojętnością Reprezentacja Jerzego Brzęczka, bojąc się lawiny negatywnych emocji, sama zadała cios uprzedzający, nazywając się ekipą "Niekochanych", jak gdyby próbując odwrócić panujący wówczas trend. Drużynie Michała Probierza zagraża jednak ze strony polskich kibiców coś jeszcze gorszego - całkowita obojętność. Bo kadra męczy nas wszystkich. A nie pomagają tu kolejne przeboje. I to dosłownie. Bo któż spodziewał się, że przed meczem w Helsinkach Michał Probierz będzie nawiązywał do muzycznego hitu Sylwii Grzeszczak... A gdy dołożymy do tego kapitańską aferę, rezygnację Roberta Lewandowskiego, złote porady Pawła Dawidowicza i obawę Jakuba Kamińskiego dotyczącą myśli o zbliżających się urlopach, a także mając w pamięci wiele innych kuriozalnych zdarzeń z przeszłości oraz kiepską dla oka grę naszych "Orłów", dostajemy mieszankę trudną do przetrawienia. Niesposób jest utożsamiać się z obecną reprezentacją, która w ostatnim czasie raz za razem serwuje nam słabej jakości widowiska. Jak gdyby piłka w wydaniu reprezentacyjnym przestała być rozrywką, a stała się przykrym obowiązkiem. Z resztą pokrywałoby się to ze wspomnianą narracją wprowadzoną ostatnio do obiegu przez Pawła Dawidowicza, który - jak sam stwierdził - na miejscu "Lewego" po prostu symulowałby kontuzję. Nie dość, że na murawie nie bronimy się sportowo, to jeszcze wizerunkowo lubimy strzelić do własnej bramki. Mówi się, że powtarzalność w sporcie to podstawa. Cóż, zależy jak rozumieć to zdanie. Bo polska kadra w ostatnim czasie ustabilizowała swój poziom gry, ale chyba nie o to nam wszystkim chodziło. Szpakowski załamany aferą wokół kadry. Wskazał największych przegranych. "Nie tędy droga" Patrząc przez pryzmat ostatnich meczów, można by pokusić się o stwierdzenie, że choć zmieniają się personalia i rywale, obraz spotkań pozostaje ten sam. Dobra gra, za którą chwilami chwaliliśmy w Niemczech "Biało-Czerwonych", dziś jest już tylko złudnym wspomnieniem. A przecież mieliśmy od tamtej pory już tylko mknąć drogą prowadzącą w stronę nieustannego rozwoju. Ale jak wtedy wrażenia estetyczne miały nam przykryć kiepski wynik sportowy, tak teraz mamy skupiać się na zwycięstwach za wszelką cenę. A przynajmniej o to apelował po spotkaniu z Mołdawią były już reprezentant Polski - Kamil Grosicki. - Sławek Peszko fajnie to powiedział, że trener Adam Nawałka ustawił poprzeczkę tak wysoko, że później już nie potrafiliśmy cieszyć się ze zwycięstw. Tak jak ostatnio - wygraliśmy z Litwą i od razu szukamy negatywnej strony - tłumaczył "Grosik". Pytanie jednak - w czym poza samym wynikiem w starciu z przeciętnym rywalem upatrywać pozytywów? Trener Michał Probierz znalazł na to rozwiązanie - zastosował terapię szokową. I przychylając się do głosów płynących z samej drużyny, poświęcił opaskę Roberta Lewandowskiego w walce o lepsze jutro. - Liczy się dobro zespołu i zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności tej trudnej decyzji. Wierzę, że to pomoże drużynie, a życie piłkarskie pisze różne scenariusze - stwierdził. Selekcjoner stanął w obronie drużyny. Teraz pora, by ona stanęła w obronie trenera, który zaryzykował wszystko, grając "all-in". Sposób na to jest tylko jeden - pewne zwycięstwo poparte choćby fragmentami widowiskową grą z wiecznie groźną u siebie Finlandią. Czy wymagamy aż tak wiele? Z Helsinek - Tomasz Brożek