Legenda polskiej piłki ostro do Roberta Lewandowskiego: To nie do przyjęcia
- Jeśli człowiek chce grać w reprezentacji, niech podporządkuje się wszystkim, czyli uszanuje kolegów, trenera i kibiców. A jeżeli selekcjoner cały czas musi wokół niego tańczyć i być czujny, czy Robert Lewandowski czymś się nie zirytuje, to jesteśmy niepoważną kadrą - mówi w mocnej rozmowie z Interią 74-letni Antoni Szymanowski, członek trzeciej drużyny świata z 1974 roku, a ponadto dwukrotny medalista olimpijski: złoty z 1972 roku i srebrny z 1976 roku.

Artur Gac, Interia: Nie mam wątpliwości, że takim postaciom jak pan, dobro drużyny narodowej nieprzerwanie leży na sercu. I co do tego nie mam żadnych wątpliwości. W tej chwili żyjemy wyborem nowego selekcjonera.
Antoni Szymanowski: - Jestem zainteresowany tym, by wybór padł na człowieka odpowiedzialnego. Nie na kogoś, kto ma w zamiarze przyjść tutaj na chwilę. To musi być człowiek zorientowany w bieżących wydarzeniach i tym, co kuleje, przecież trwają eliminacje do mistrzostw świata. Cóż powiedzieć, realia polskiej piłki są takie trudne... Jeśli ma się prezesa, który nie gwarantuje stabilizacji, to też nikt nie chce się podkładać.
Jesteśmy pod wpływem świeżej wiadomości od Macieja Skorży, który był wysoko notowanym kandydatem prezesa Kuleszy. Szkoleniowiec ogłosił, że w tym momencie nie obejmie drużyny narodowej, ma inne cele i priorytety. Z pana punktu widzenia to jest zła wiadomość?
- Szczerze mówiąc, ja mu się wcale nie dziwię. Wyczekiwałem takiej odpowiedzi. Przecież on ma wszystko poukładane, pracuje w pięknym kraju, pośród ludzi o innej mentalności. Tam nic nie dzieje się z dnia na dzień, tylko są pewne perspektywy i plany, które gwarantują mu względną przewidywalność. Nikt nikogo nie wyrzuca, nikt publicznie na nikogo nie psioczy. Polska pod tym względem, przykro to mówić, jest republiką bananową.
Widzi pan to tak, że jeśli nawet w oficjalnym przekazie trener Skorża jest dyplomatyczny, rysując perspektywę swojej odmowy z klasą, to w gruncie rzeczy jest jeszcze ta druga strona medalu, o której nie chce powiedzieć? To znaczy, mówiąc wprost, nie chce wracać do polskiego piekiełka?
- Dokładnie tak to odbieram, bezbłędnie pan to opisał. Maciej wypowiedział się bardzo dyplomatycznie i oczywiście w tym przekazie także jest dużo prawdy. Bo naturalnie woli być w miejscu, gdzie dobrze się czuje, a nawet w razie niepowodzenia może szukać sobie czegoś innego. No przecież u nas z kadry żaden trener nie odchodzi z klasą. To jest żenujące! I to w reprezentacji, która powinna pod każdym względem wyznaczać standardy. Nie mieści mi się to w głowie. Raz jeszcze powtórzę z pełną odpowiedzialnością, że pod tym względem jesteśmy republiką bananową. I tak odczytuję te niedopowiedziane wypowiedzi trenera Skorży. On by bardzo chciał, ale zdaje sobie sprawę, że objąłby reprezentację, w której atmosfera i wszystko wokół jest tak niezdrowe, że naprawdę nie wiem, czym można by było przekonać takiego kandydata. Sama osoba prezesa Kuleszy to także niedostateczny magnes. Przecież nawet w ostatniej historii, między Probierzem i Lewandowskim, mógł zareagować od razu czy po prostu dużo szybciej. Zamiast stanowczo wejść do gry, wszystko poszło na żywioł i na rympał. Atmosfera wokół reprezentacji jest bardzo, bardzo niezdrowa. Myślę, że Maciej czuł, iż zdecydowana większość Polaków chciałaby, żeby objął kadrę, ale z drugiej strony ma na to jeszcze czas. Jest młodym człowiekiem, a może akurat nie chce współpracować z panem Kuleszą? Całkiem możliwe, że i taki argument przechylił szalę. Sądzę jednak, że nadejdzie taki moment, gdy będzie skłonny przyjąć takie eksponowane stanowisko. Jego kompetencje oraz fakt, że lubi stawiać na młodych zawodników i ich budować, są na pewno wystarczające.
Kilka dni temu w wywiadzie, który udzielił pan "Przeglądowi Sportowemu", nakreślił pan, że błędy popełnili zarówno Lewandowski, jak i Probierz, natomiast zasadniczo postawił pan sprawę. Otóż nie godzi się pan na to, aby za zaistniałą sytuację winić tylko jednego z nich. "Potępienie wyłącznie Michała Probierza jest poważnym błędem" - to pana słowa.
- Zapewne zdajemy sobie sprawę z jednej rzeczy, że reprezentacja kręci się wokół Lewandowskiego. Jako były piłkarz ja to widzę i nie mogę znieść jednej sytuacji. Dlaczego my tak stale owijamy w bawełnę prostą rzecz. Jeśli człowiek chce grać w reprezentacji, niech podporządkuje się wszystkim, czyli uszanuje kolegów, trenera i kibiców. A jeżeli selekcjoner cały czas musi wokół niego tańczyć i być czujny, czy Robert czymś się nie zirytuje, to jesteśmy niepoważną kadrą. Na litość boską, przecież tak nie może być. Robert znalazł się teraz, ze swojego punktu widzenia, w fatalnej sytuacji. Otóż nie ma już wokół siebie zawodników, którzy byli w tej mocnej grupie i zbliżeni wiekiem do niego, jak Szczęsny, Glik, Krychowiak, Grosicki.
No przecież u nas z kadry żaden trener nie odchodzi z klasą. To jest żenujące! I to w reprezentacji, która powinna pod każdym względem wyznaczać standardy. Nie mieści mi się to w głowie. Raz jeszcze powtórzę z pełną odpowiedzialnością, że pod tym względem jesteśmy republiką bananową
Czy nawet Błaszczykowski, z którym się nie "kochał", ale na końcu - na murawie - łączyła ich wspólna etyka i odpowiedzialność za wynik.
- Zgadza się. Z tymi zawodnikami po prostu grało mu się łatwiej. Probierz przyszedł i widząc, że niektórzy już nie powinni grać za zasługi, pomału eliminował tę, nazywam to, gangrenę. Co tu dużo będziemy mówić, w pewnym momencie i sportowo, i mentalnie już odpadali z kadry. Został Robert, który miał być "dopalaczem", co to niejako ogarnie tych młodych zawodników, zachęcając ich do czegoś większego. Jednak jeśli ktoś stawia siebie ponad i Robert dał tego przykłady, no to sorry... Niech powie wprost, co byłoby jasnym sygnałem nawet dla tego, kto miałby zostać nowym trenerem: "tak, będę grał w reprezentacji, rozumiem swój błąd. Postąpiłem nieelegancko w stosunku do zawodników i kibiców. Tak, chcę kontynuować grę w reprezentacji i niekoniecznie muszę być kapitanem. Podporządkuję się jako zawodnik". I taki przekaz powinien pójść, jeśli z misją nowego trenera ma zacząć się oczyszczenie i nowe otwarcie. Wtedy już na samym początku uzdrawiamy atmosferę. To nie może być tak, że przyjdzie nowy trener i od razu ma jechać do Lewandowskiego, by z nim pertraktować. To jest nie do przyjęcia. Modelowo powinno być tak, że przychodzi nowy trener i wprowadza swoje porządki. Komu się to nie podoba, niech powie wprost, ale niech nie sabotuje. To jest przecież takie logiczne. Wiadomo, że zawodnicy uznani, którzy wiodą prym, zawsze mają głos i mądrzy trenerzy raczej chcą z nimi współpracować. Nikt mi nie powie, że trener przychodzi i chce robić czystkę, pozbywając się najlepszych. To musiałby być nie szkoleniowiec, tylko kamikadze. Mówię o tym dlatego, że Probierz to kolejny trener, który odszedł, bo pojawiły się anse z Robertem Lewandowskim. Jeśli Robert nie zrozumie pewnych rzeczy, to nic z tego dobrego nie będzie. Mam też kamyczek do pana ogródka.
Proszę bardzo, uważnie wysłucham.
- Na początku wy, wszyscy dziennikarze, zachwalacie, jaki to świetny jest nowy trener. A później tylko czekacie, kiedy mu dopierniczyć, drużynie i tak dalej. Macie taki zawód, wy z tego żyjecie i po prostu musicie szukać sensacji. To ja tego nie widzę? Wy, jako środowisko, też macie w tym całym bałaganie wiele na sumieniu. Czytam jednego i drugiego fachowca lub słucham zawodowego dziennikarza, który na forum mówi: "a ja bym chciał tego, a bo to i tamto". Dajcie spokój, zostawcie to tym, w których kompetencji jest wybierać.
- Mówię tak: zostaliśmy w sytuacji niewątpliwie trudnej. Skorża dał bardzo delikatnie do zrozumienia, że kadra na razie go nie interesuje. I tak w niedalekiej przyszłości obejmie reprezentację, choć być może nie będzie to za kadencji tego pana, który teraz jest prezesem.
Po tym, jak trener Skorża odmówił, ma pan swojego faworyta lub faworytów?
- W Polsce mamy tylko dwóch takich, czyli Jana Urbana i Marka Papszuna. Z tej racji, że coś zrobili w polskiej piłce i pokazali, że mają kompetencje, próbowałbym zatrudnić jednego z nich. Janek Urban ma za sobą bardzo dobry staż zawodniczy i jest internacjonałem, co dodatkowo go promuje.
Niektórzy życzyliby sobie powrotu Adama Nawałki, na giełdzie pojawia się też Jacek Magiera.
- Świat poszedł do przodu, nie odgrzewajmy starych kotletów. W każdej konfiguracji wciąż tylko Nawałka i Nawałka, a ja uważam, że jego czas skończył się definitywnie. Nie pracuje już sześć lat. On może sobie to wszystko obserwować, ale nie róbmy sobie nadziei tylko po to, by podbijać bębenek. Nie widzę go. Jerzy Brzęczek owszem, ale nie do momentu, aż będzie grał Lewandowski. Po co znów skłócać środowisko? Dzisiaj będzie dobrze, a za chwilę odżyją demony. Nie, nie i jeszcze raz nie. Magiera? Przyszłość, może kiedyś, na ten moment jeszcze bym go nie widział. Pod wpływem rozmowy z panem, bo sam nie pchałbym się na afisz, myśląc rozsądnie wskazałbym Urbana i Papszuna z polskich trenerów, a nie mam także nic przeciwko Nenadowi Bjelicy i Kosty Runjaiciowi. Obaj mają pojęcia o polskiej piłce i łatwo byłoby im od razu wskoczyć na tego konia.
Jak diagnozuje pan problem polskiej reprezentacji, która od lat, poza przebłyskami, rozczarowuje nas swoją grą? Kibiców i nie tylko szalenie boli, gdy w niektórych meczach nie dostrzegają dostatecznego zaangażowania, jakby piłkarze przechodzili obok meczu. Tyle że ostatnio jedna z osób z otoczenia piłkarzy zwróciła mi uwagę, że nawet najlepsi gracze potrzebują mapy na mecz. Bo jeśli nie ma automatyzmów i zawodnicy w tym potężnym układzie naczyń połączonych, który nie trenuje ze sobą na co dzień, nie wiedzą dokładnie, jak mają grać, czy ktoś ich zaasekuruje i tak dalej, to później wyglądają, jak dzieci we mgle. Jaka jest pana optyka?
- Nasi zawodnicy, którzy w zdecydowanej większości grają w zagranicznych klubach, poza wyjątkami, są tam trybikami. Nie odgrywają wiodących ról, mówiąc żargonem za kimś mogą się schować, to liderzy ich drużyn prowadzą grę, a tutaj nie są w stanie wejść w rolę, że każdy z nich powinien być zawodnikiem wiodącym. Przecież non stop wygląda to tak, jakby czekali, że ktoś inny to pociągnie. A ten inny patrzy na kolejnego i tak to się kręci. Problem bierze się stąd, że nie są kluczowymi zawodnikami w swoich klubach. Ja grałem w takich czasach, że myśmy rozumieli się na pamięć. Mamy wybitnego Lewandowskiego, ale każdy, kto ma pojęcie o tym sporcie, nie może oczekiwać, że egzekutor będzie kreował grę. W rezultacie nie mamy drużyny, tylko zbieraninę zawodników, którzy coś próbują, ale efekt wszyscy widzimy.
Niech Robert powie wprost, co byłoby jasnym sygnałem nawet dla tego, kto miałby zostać nowym trenerem: "tak, będę grał w reprezentacji, rozumiem swój błąd. Postąpiłem nieelegancko w stosunku do zawodników i kibiców. Tak, chcę kontynuować grę w reprezentacji i niekoniecznie muszę być kapitanem. Podporządkuję się jako zawodnik"
- Oczekiwałbym tylko i aż jednej rzeczy: że wychodzą na murawę i przez 90 minut dają z siebie wszystko. To naprawdę już jest bardzo dużo. A jeśli będą się oglądali jeden na drugiego, to nic z tego nie będzie. Dziś przeciwnicy nie boją się Polaków, widzimy to aż za dobrze z drużynami niżej notowanymi. Wychodzą na murawę jak po swoje. Żeby zostać uszanowanym przez rywala, trzeba coś narzucić i pokazać. A jeśli nie wybiega się meczu, to wyniku zwyczajnie nie będzie. W moim odczuciu niektórzy chłopcy osiedli na laurach, mają świetne kontrakty w klubach, pieniędzy im nie brakuje, a mentalność Polaka jest tak: "jak mam, to może już nie chcę więcej. Jak się uda, to fajnie, ale za wszelką cenę nie chce mi się walczyć o coś, co nie jest gwarantowane". Chciałbym tylko i aż zawsze widzieć w drużynie narodowej taką mentalność naszych chłopaków, jaką oglądamy u Szkotów, Irlandczyków i Walijczyków. Oni naprawdę szanują swoją reprezentację. Nawet jak są gorsi i przegrywają, to nigdy nie oddają pola gry, walczą do końca i schodzą z podniesioną głową.
Rozmawiał Artur Gac
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl


