Konflikt niedawnych wspólników niepostrzeżenie zamienił się w kryminalną aferę, którą od wtorku żyją media nie tylko w Polsce i Niemczech. Zatrzymanie Cezarego Kucharskiego przez policję i postawienie mu zarzutu przez prokuraturę odbiło się głośnym echem - lub przynajmniej zostało odnotowane - w każdym innym kraju Europy. We wszystkich agencyjnych depeszach przewija się ten sam termin: "szantaż". - Jestem zniesmaczony, że taka sytuacja w ogóle ma miejsce - mówi w rozmowie z Interią Jan Tomaszewski. - Byli przyjaciółmi, a teraz... coś takiego. To musi zostać bardzo szybko wyjaśnione, bo nie tylko psuje wizerunek najlepszego piłkarza świata, ale szkaluje nas wszystkich jako Polaków. "Lewy" jest ambasadorem i wizytówką naszego kraju. To chyba najbardziej rozpoznawalny Polak na świecie. Mam nadzieję, że na wyrok nie będziemy czekali latami. Każdy dzień zwłoki będzie przynosił to samo pytanie - oszukał fiskusa czy nie oszukał? Sęk w tym, że domniemane zaległości Roberta Lewandowskiego wobec niemieckiego urzędu skarbowego to zupełnie inny wątek sprawy. Na plan pierwszy wysuwa się obecnie wspomniany szantaż. Zdaniem śledczych Kucharski zażądał od Roberta Lewandowskiego 20 mln euro w zamian za nieujawnianie rzekomych oszustw podatkowych piłkarza. Ogromnych pieniędzy za milczenie agent miał się domagać od września 2019 roku. - Jedno zasadnicze pytanie mi się nasuwa - oznajmia Tomaszewski. - Jeśli rzeczywiście z posiadanych przez Roberta nagrań wynika, że wszystko zaczęło się ponad rok temu, to dlaczego dowiadujemy się o tym dopiero teraz? Prawo wyraźnie stanowi - a Czarek był przecież posłem, więc powinien o tym wiedzieć - że kto wie o popełnionym przestępstwie, a nie zgłosi tego do organów ścigania, może zostać uznanym za współwinnego.