Koszmar Barcelony. Fatalne pudło Lewandowskiego. Tego długo mu nie zapomną
FC Barcelona kolejny raz w ostatnim czasie gubi punkty w La Liga! Tym razem podopieczni trenera Hansiego Flicka przegrali na Stadionie Olimpijskim w hiszpańskim hicie 1:2 z Atletico Madryt. Gola na wagę zwycięstwa strzelił tuż przed końcem, w szóstej minucie doliczonego czasu gry Alexander Sorloth. Wojciech Szczęsny kolejny raz musiał pogodzić się z rolą rezerwowego. Robert Lewandowski rozegrał natomiast 90 minut, a w drugiej połowie zanotował fatalne pudło, które prawdopodobnie przez długi czas będzie mu wypominane na Półwyspie Iberyjskim.
Obie ekipy przystępowały do tego spotkania w zupełnie odmiennych nastrojach. FC Barcelona po zaledwie jednej wygranej w sześciu poprzednich meczach na ligowym podwórku, Atletico Madryt - po serii sześciu kolejnych zwycięstw. Nie oznaczało to jednak, że "Los Colchoneros" zasługiwali na miano faworytów tego starcia, co też szybko potwierdziła boiskowa rzeczywistość.
Bo to ekipa Hansiego Flicka wyszła na murawę Stadionu Olimpijskiego "jak po swoje". Gospodarze - z Robertem Lewandowskim w składzie - od pierwszej minuty atakowali rywali wysokim pressingiem, co skutkowało dwoma groźnymi sytuacjami Raphinhi. Brazylijczyk jednak najpierw zbyt wcześnie wbiegł w pole karne, przez co uderzał głową w trudnej pozycji, a później jego strzał został zablokowany przez rozpaczliwie interweniujących obrońców. W "szesnastce" Atletico zdołał odnaleźć się także Robert Lewandowski, który otrzymał piłki po mocnym zagraniu Fermina Lopeza, ale podobnie jak jego partner z linii ataku - chybił.
FC Barcelona wciąż jednak przeważała. Długimi fragmentami atakowała całym zespołem, a jedynym zawodnikiem, który pozostawał na własnej połowie był bramkarz - Inaki Pena, którego wciąż ze składu nie zdołał wygryźć Wojciech Szczęsny. I tak upłynął pierwszy kwadrans, w którym "Duma Katalonii" zanotowała 71 procent posiadania piłki.
Po jego upływie Atleti ruszyło z pierwszą odważniejszą próbą ataku, która ograniczała się do... długiego zagrania. I tak zrobiło się jednak gorąco, ale czujny Inigo Martinez wybił piłkę sprzed nosa Antoine'a Grizmenna. Podawał mu Giuliano Simeone. Po chwili syn trenera gości znów zagrywał piłkę - tym razem ręką i to we własnym polu karnym. Sędzia Ricardo de Burgos Bengoetxea stwierdził jednak na jego szczęście, że Barcelonie nie należał się za to rzut karny.
Pedri dał prowadzenie Barcelonie
W końcu jednak w 30. minucie podopieczni Hansiego Flicka dopięli swego - Pedri efektownie, a przy tym nieco szczęśliwie wymienił piłkę z Gavim, wpadł w pole karne i pokonał Jana Oblaka.
Pozostało się zastanowić, jaka będzie reakcja Atletico Madryt na straconą bramkę, ale ta de facto nie nastąpiła. Dość powiedzieć, że ekipa ze stolicy Hiszpanii nie oddała przed przerwą choćby jednego celnego strzału.
Jak gdyby Atletico Madryt nie miało tego wieczoru wystarczająco dużo problemów, po przerwie doszedł kolejny. Boisko z urazem opuścić musiał Jose Maria Gimenez, którego zastąpił Axel Witsel. A to wcale nie musiał być koniec, bo w 57. minucie Raphinha był o centymetry od strzelenia gola na 2:0. Po genialnym podaniu Pedriego, lobując bramkarza, trafił jednak w poprzeczkę. Jego uderzenie próbował dobijać jeszcze Robert Lewandowski, ale nastrzelił tylko w tył głowy Axela Witsela.
Rodrigo de Paul odpowiedział, konsternacja na Stadionie Olimpijskim
Niewykorzystana sytuacja błyskawicznie się zemściła, bo już po chwili - w 60. minucie - Rodrigo de Paul dopadł do piłki zagranej przed pole karne przy próbie interwencji przez Marca Casado, po czym uderzył - niezbyt silnie, ale niezwykle precyzyjnie, pokonując Inakiego Penę.
Sytuację ratować mieli wprowadzeni z ławki Dani Olmo oraz Ferran Torres, którzy zastąpili w 64. minucie Fermina Lopeza oraz Gaviego. Minuty mijały, a obraz gry nie ulegał zmianie. FC Barcelona wciąż atakowała, dążąc do zwycięstwa. Cień szansy na to, by znaleźć się w dogodnej sytuacji miał choćby Robert Lewandowski, którego jednak wyprzedził Axel Witsel.
Fatalny kiks Roberta Lewandowskiego
W 76. minucie Robert Lewandowski nie miał już jednak nic na swoją obronę. Znalazł się w kapitalnej okazji, lecz skiksował przy próbie strzału z kilku metrów, co skutkowało koszmarnym pudłem. Fakt, obsługujący go podaniem Ferran Torres mógł zostać wcześniej złapany na spalonym, lecz nasz reprezentant i tak powinien zrobić swoje, czekając później już tylko na werdykt płynący z VAR-u.
Barcelona wciąż parła do przodu, nie dając Janowi Oblakowi choćby chwili wytchnienia. Tak jak w 87. minucie, gdy słoweński golkiper obronił strzał Raphinhi z ostrego kąta. Po chwili zatrzymał piłkę także po uderzeniu Pedriego i tylko jego dyspozycji goście zawdzięczali remisowy wynik.
Co za finisz, Alexander Sorloth bohaterem Atletico
Wydawało się, że utrzyma się on już do ostatniego gwizdka, lecz w szóstej minucie doliczonego czasu gry Atletico ruszyło z kontrą - Nahuel Molina dograł piłkę do Alexandra Sorlotha, a ten wpakował ją do siatki, zapewniając "Los Colchoneros" niezwykle cenny triumf. W efekcie drużyna Diego Simeone znajduje się na czele ligowej tabeli, wyprzedzając o trzy punkty Barcelonę i o cztery Real Madryt, który w niedzielę zmierzy się z Sevillą.