Publikacje niemieckiego magazynu to element wojny między Robertem Lewandowskim a menedżerem Cezarym Kucharskim, który sądownie domaga się od swego byłego podopiecznego zaległych - jego zdaniem - 9 mln euro. W zgodnej opinii obserwatorów rewelacje dotyczące rzekomych zaległości podatkowych napastnika Bayernu Monachium to efekt donosu, na jaki zdecydował się jego były agent. Sprawa jest poważna. Jeśli piłkarz rzeczywiście uchylał się od zobowiązań finansowych względem fiskusa, w teorii grozić mu może nawet kara więzienia. Takiego finału afery ze swoim udziałem doczekał się w 2014 roku Uli Hoeness, ówczesny prezydent Bayernu Monachium. - Nie wyobrażam sobie, żeby ta historia skończyła się dla "Lewego" karą pozbawienia wolności - mówi w rozmowie z Interią Jacek Bąk, były reprezentant Polski. - Spodziewam się raczej, że jeśli udowodnią mu winę, to skończy się na konsekwencjach finansowych. Trzeba będzie zapłacić tyle, ile się należy. Miejmy nadzieję, że to nie zatoczy szerszych kręgów. Jestem jednak pewien, że niemiecki fiskus pójdzie ostro, nie będzie się silił na taryfę ulgową. Robert musi się z tym liczyć. Na jego korzyść przemawia tylko fakt, że to pierwsze tego typu zarzuty kierowane pod jego adresem. Gdyby wcześniej działo się coś podobnego, sytuacja byłaby dla niego o wiele trudniejsza.