FC Barcelona stanęła przed wielką szansą. Zaskakująca porażka Realu Madryt z RCD Mallorca oznaczała, że w razie pokonania FC Sevilla mogła odskoczyć na osiem punktów. To byłaby już autostrada do mistrzostwa Hiszpanii. Powrót Roberta Lewandowskiego po dyskwalifikacji miał wszystko zmienić w grze FC Barcelona i wygląda na to, że zrobił. - W zasadzie brakuje nam tylko jego - mówił trener Xavi Hernandez i Polak po powrocie na boisko oznacza zupełnie inną jakość Katalończyków w ataku. Strzelił gola w meczu z Betisem Sewilla, teraz nadeszło starcie z drugą z sewillskich ekip. Robert Lewandowski był w tym meczu jednym z liderów zespołu, a FC Barcelona mocno zdominowała FC Sevilla. W zasadzie do 30. minuty gracze z Andaluzji nie mieli zupełnie nic do powiedzenia, zamknięci i nawet specjalnie nie kontrujący. Gole jednak nie padały. Polski napastnik najpierw omal nie doszedł do podania Jordiego Alby - aż uniósł kciuk na widok tej piłki, którą w ostatniej chwili jako pierwsi sięgnęli obrońcy z Sewilli. Następnie Polak był jeszcze bliżej sukcesu, gdy jego strzał z bliska został zablokowany. Kolejny jakimś nadludzkim wysiłkiem i końcówkami palców obronił marokański bramkarz Bono - bohater ostatniego mundialu w Katarze. FC Barcelona jakby nie przejęła się tym, że po zaledwie trzech minutach gry straciła Sergio Busquetsa, który padł na boisko po ataku Marokańczyka Youssefa En Nesyriego i szybko zasygnalizował zmianę. Musiał go zmienić Franck Kessie. Iworyjczyk musiał się błyskawicznie rozgrzewać. FC Barcelona nieskuteczna, Lewandowski w matni Mecz nie rozpieszczał, jak na ten poziom zespołów. FC Barcelona dominowała wyraźnie, ale poza okazjami Lewandowskiego, a zwłaszcza tym jego strzałem z dystansu, nie miała szans bramkowych i nie była w stanie złamać oporu gości. Polak nie dostawał dobrych piłek, większość była ryzykowna i zmuszała go do dużego wysiłku, by się w ogóle przy nich utrzymać - dobrym przykładem jest chociażby podanie ze skrzydła Julesa Kounde w 50. minucie. Albo wrzutka Jordiego Alby dwie minuty później, po fatalnej stracie FC Sevilla. Lewandowski wyciągnął się wtedy jak struna, ale ledwo sięgnął piłki. O to pretensje miał trener Xavi Hernandez. Dobrze wiedział, że jego podopiecznym brakuje wykończenia i nawet Lewandowski nie potrafi tego zmienić. FC Barcelona się rozkręciła Wreszcie w 57. minucie FC Barcelona zdołała przytrzymać piłkę w okolicach pola karnego - Kessie zatrzymał ją tyłem do bramki i dostrzegł, że w pole karne wbiega... nie, nie Lewandowski, ale Jordi Alba. To on dostał piłkę i wpakował ją do siatki. A zatem zmiennik, który wszedł za kontuzjowanego Busquetsa, zdecydował o prowadzeniu Katalończyków. Druga szansa bramkowa i drugi gol też ominęły Lewandowskiego, ale w tym wypadku w sporej mierze decydowało to o sukcesie. Raphinha wyszedł bowiem do dobrej piłki, dograł ją w pole karne. Było to podanie za plecy Polaka, który jednak ściągnął na siebie uwagę obrońców. A wtedy zamykający akcję Gavi łatwo wbił piłkę do siatki. To spowodowało rozsypanie się FC Sevilli. Kolejne ciosy przyjmowała już coraz słabiej. Jordi Alba wyszedł do kolejnego prostopadłego podania i zagrał do Raphinhy, a ten z bliska wbił piłkę do siatki w stylu Lewandowskiego. To był cios decydujący i nokautujący, a gracze Sevilli dopiero wtedy oddali... pierwszy strzał na bramkę rywali. Ich występ w tym meczu był naprawdę beznadziejny. Robert Lewandowski gola nie zdobył, chociaż jeszcze w doliczonym czasie miał doskonałą okazję. FC Barcelona wygrała jednak wysoko i ma te osiem punktów przewagi nad Realem Madryt.