Tomasz Brożek, Interia: Po piłkarskich mistrzostwach Europy w sportowym kalendarzu przyszedł czas na igrzyska olimpijskie. Śledzi pan to, co dzieje się w Paryżu? Michał Probierz, selekcjoner reprezentacji Polski: - Nie. Nie mam na to zbyt wiele czasu. Wiem, że w poniedziałek siatkarze awansowali do półfinału i będą wciąż walczyć o złoto. Życzę im powodzenia. Co do całej reszty, czasami w domu włączę w tle transmisje z Paryża, ale generalnie nie mam obecnie do tego głowy. Liczy się tylko piłka. Polscy siatkarze to dość ciekawy trop, bo pokonując Słowenię, złamali "klątwę ćwierćfinałów". A w naszej kadrze piłkarskiej to właśnie pan zdjął zły urok, będąc pierwszym selekcjonerem w XXI wieku, który zanotował zwycięski debiut. I tak rozpoczęła się seria ośmiu meczów bez porażki. Takie rzeczy przynoszą dumę? - Nie zwracam na to uwagi. My jako sztab reprezentacji Polski, nie do końca śledzimy tego typu rzeczy. Bardziej skupiamy się na bieżącej pracy, która jest do wykonania. I staramy się jak najlepiej wypełniać własne obowiązki z myślą o tym, by przynosiło to wymierne efekty. Pierwsza porażka przyszła chyba w najgorszym możliwym momencie. Mecz z Holandią to spotkanie, które z perspektywy czasu boli najbardziej? - Każda porażka jest bolesna dla trenera. Czy ta z Holandią, czy ta z Austrią... Na pewno nie tak to sobie wyobrażaliśmy, bo chcieliśmy wyjść z grupy i zrobić wszystko, by awansować do fazy pucharowej mistrzostw Europy. Szkoda, że nie wyszło. Pytając wprost - co poszło nie tak? - Jeśli chodzi o obronę, to kwestia niuansów, które nie pozwoliły nam lepiej zabezpieczyć dostępu do naszej bramki. Ale będziemy nad tym pracować. W ofensywie natomiast zabrakło nam przede wszystkim lepszego wykorzystania błędów naszych rywali. I bardzo tego żałuję. Zaskakujący debiut Krychowiaka na igrzyskach. "Bezrobotny" Polak przekazał nowe wieści Zabrakło też w pełni zdrowego i gotowego do gry na najwyższych obrotach Roberta Lewandowskiego? Jego kontuzja była bardzo dotkliwa w skutkach, torpedując wszelkie plany i założenia? - Wiadomo, że była to fatalna wiadomość, ale tego nie dało się przewidzieć. Ja jako selekcjoner już na poprzednich zgrupowaniach musiałem sobie radzić bez Roberta. Wiedzieliśmy więc coś na ten temat, lecz zawsze, gdy zawodnik tego pokroju jest wykluczony z gry, można tylko żałować. Ważne jednak, że Robert pokazał charakter i chciał zostać na mistrzostwach do końca, żeby grać. Ostatecznie w meczu z Austrią wszedł z ławki, a z Francją zagrał już od pierwszej minuty. Mimo statusu gwiazdy, Robert Lewandowski zdaje się być nieustannie podważany. Wciąż nie brakuje głosów, że trzeba już nie tyle szykować przyszłościowy plan na erę "post-Lewandowski", co wręcz przyspieszyć jej przyjście. Jak pan to odbiera? - Tego typu komentarze i opinie zawsze będą się pojawiały. Trzeba po prostu umieć z tym żyć i spokojnie do tego podchodzić. Nie można negatywnie reagować na każdą krytykę. Trzeba umieć to przyjąć. To normalne. W tych czasach portali, programów i wywiadów jest tak dużo, że tego nie da się zatrzymać. News jest zawsze najważniejszy. A rozmawiał już pan z Robertem na temat przyszłości? Fakt, że mistrzostwa nie potoczyły się po jego myśli - co na pewno wywołuje u niego wewnętrzną złość - może wydłużyć jego karierę w reprezentacji? - W czasie Euro Robert starał się pomóc zespołowi. Na pewno liczył na to, że wyjdziemy z grupy i będziemy grali dalej. Bo taki był plan i dlatego stawialiśmy go na nogi. A na dzisiaj, gdy mamy jednego z najlepszych zawodników na świecie, to trudno, żebyśmy go odsuwali od reprezentacji. Robert jest na tyle świadomym piłkarzem i człowiekiem, że wie, co robi. Dba nie tylko o siebie, ale i o pozostałych zawodników w kadrze, którym nieustannie pomaga. Taki piłkarz to skarb. Rozmawiał pan z nim już o zakończeniu Euro? Był pan w kontakcie z całą drużyną? Czy też w czasie wakacji piłkarze dostali wolne od piłki? - Ja akurat wakacji nie miałem, bo cały czas coś się działo. A my jako sztab szkoleniowy jesteśmy cały czas w kontakcie z zawodnikami. Na tej linii nieustannie następuje przepływ informacji. Nie możemy tego zaniedbać. Najważniejsze jest dla nas, by piłkarze dostawali konkretne informacje dotyczące tego, co mają robić. Roberta Lewandowskiego w roli kapitana zastępował Piotr Zieliński, a opaska wyraźnie dodawała mu skrzydeł? Trudno nie ulec wrażeniu, że oglądamy obecnie jego najlepszą reprezentacyjną wersję. - Jest na pewno wyróżniającym się piłkarzem i to jest dla mnie bardzo istotne. Dlatego też zmartwiłem się, gdy w poniedziałek dowiedziałem się o jego urazie. To na pewno zła wiadomość dla reprezentacji Polski. Kolejnymi są kontuzje Jakuba Modera i Kacpra Urbańskiego. Wiemy, że mamy swoje problemy przed rywalizacją w Lidze Narodów. Ale pracujemy nad tym, by jak najlepiej się przygotować. Abstrahując od urazów, czy w idealnej sytuacji, przy pełni zdrowia wszystkich pomocników, hierarchia w środku pola jest już ustalona, czy też wszystko będzie zależało od bieżącej formy poszczególnych zawodników i charakterystyki przeciwnika? - Niestety w reprezentacji nie możemy uciec od tematu kontuzji i często mamy z tym problemy. Bo nawet, gdy coś sobie planujemy, to potem ktoś nam wypada. To bardzo niewdzięczne, ale kiedy popatrzymy na to szerzej, jest to zmora wszystkich reprezentacji. My selekcjonerze zawsze jesteśmy uzależnieni od tego, co będzie działo się w danym momencie. Dlatego spokojnie do tego podchodzimy i zrobimy wszystko, by już przed samymi powołaniami ocenić stan naszych zawodników. Nie tworzymy sztywnej hierarchii, a staramy się powoływać tych piłkarzy, którzy są najlepsi. Przed Euro wydawało się, że jednym z kluczowych zawodników w środku pola będzie Jakub Piotrowski, który poniekąd został nową twarzą tworzonej przez pana reprezentacji. Mistrzostwa Europy miały być dla niego trampoliną do większego klubu. Sam mówił mi w Niemczech, że w zasadzie siedzi już na walizkach i właśnie na to liczy. Tymczasem sprawy nie potoczyły się po jego myśli. Dlaczego? - Rzeczywiście, Kuba ma prawo być najbardziej rozczarowanym piłkarzem w naszej kadrze po tegorocznym Euro. Widać było po nim, że to na pewno siedziało w jego głowie. Problemem na pewno nie był jego urlop, o czym wyczytałem na jednym z portali. On raczej zamiast pojechać na urlop i wypocząć, jeszcze pracował indywidualnie. To mogło spowodować, że ta jego forma była nieco gorsza. Na pewno żałuję tego, że nie zaprezentował w Niemczech pełni swoich możliwości. Gigant wrzucił post z Lewandowskim. Natychmiast wybuchła burza. "Dwie ofiary" Mówiąc o środku pola, muszę zapytać o Jakuba Modera. Nie będę ukrywał, że zaciekawił mnie trener po meczu z Francją mówiąc o tym, że Kuba był namawiany przez sztab, by zagrać na pozycji defensywnego pomocnika. Czy "negocjacje" dotyczyły także przyszłości? Należy się spodziewać Modera na "szóstce" w kolejnych meczach? - To jest kwestia przede wszystkim jego regularności gry. Na tym przede wszystkim trzeba się skupić. W sztabie długo rozmawialiśmy na ten temat. Wiadomo, że musimy znaleźć jakieś rozwiązanie. Potrzebujemy na tej pozycji nie tylko zawodnika, który jest stabilny i prezentuje odpowiedni wachlarz umiejętności, lecz także regularnie zbiera minuty w klubie. To dla mnie klucz w przypadku ewentualnej gry Jakuba Modera w roli defensywnego pomocnika. Ale reprezentacja Polski to nie jest koncert życzeń. Trzeba się dostosowywać do bieżącej sytuacji i odpowiednio dysponować wszelkimi zasobami. Co do kwestii komunikacji z zawodnikami - jak wygląda obecnie status Wojciecha Szczęsnego? Jeszcze w Niemczech mówił trener, że wobec doniesień o jego przyszłości, trzeba będzie "podjąć rozmowę" w tym temacie. Sam zawodnik jak dotąd milczy w tym temacie. W jego kontekście wciąż mówimy więc o aktywnym reprezentancie Polski? - Na razie nic się nie zmieniło. Drzwi do reprezentacji Polski są dla Wojtka otwarte. On sam nie powiedział, że kończy z grą w kadrze. Jak dotąd była to raczej tylko sfera plotek i domysłów. My natomiast zobaczymy dopiero, co się wydarzy i podejmiemy decyzję dwa tygodnie przed zgrupowaniem, wysyłając powołania. Wiadomo, że obecnie ważny jest także jego status klubowy, bo na ten moment nie trenuje z zespołem. Zobaczymy więc, jak rozwiąże się jego przyszłość i wszystko wraz z nim ustalimy. Podczas Euro z kadrą już definitywnie rozstał się inny doświadczony zawodnik - Kamil Grosicki. Uronił pan łezkę będąc nie tyle świadkiem, co wręcz uczestnikiem tych zdarzeń? - Nie ukrywam, że gdy przyszedł do mnie, ogłaszając swoją decyzję, to miałem gęsią skórkę. Bo też jestem człowiekiem, a takie chwile po prostu budzą emocje. Ale po Kamilu widać było już wcześniej, że bije się z myślami. Przez trzy dni chodził ciągle zadumany. Nawet, gdy mijaliśmy się na korytarzu, był inny. Zazwyczaj tryskał humorem i żartował, a wtedy jego zachowanie odbiegało od normy. Nie wiedziałem jednak, co go gryzie. Sam nie chciałem o to pytać, bo w takich momentach piłkarz potrzebuje czasem po prostu samotności. Kamil Grosicki - mówiąc kolokwialnie - wziął więc wszystkich z zaskoczenia? Tak. Przyszedł do mnie i przekazał, że dorósł do takiej decyzji. Nie ukrywam, że było to dla mnie bardzo wzruszające. Kamil zapisał piękną kartę w barwach reprezentacji Polski. I tego nikt mu nie zabierze. Weterani odchodzą, za to do gry wchodzą nowe twarze. Kacper Urbański to największy wygrany ostatniego zgrupowania? - Jako selekcjoner nie patrzę na to w tych kategoriach. Kacper musi teraz potwierdzić to wszystko, co pokazał do tej pory nie tylko w barwach reprezentacji Polski, ale i w klubie. To dla niego na pewno trudny moment. Bo presja będzie już większa, a on musi odpowiedzieć na nią jeszcze lepszą grą i jeszcze lepszym podejściem. Zobaczymy, jak to wszystko się rozwinie. Pozostanie w Bolonii i perspektywa gry w Lidze Mistrzów, zamiast próby szukania transferu do większego klubu po udanym turnieju, to odpowiedni ruch w kontekście jego przyszłości? - Wydaje mi się, że tak. Żałuję tylko, że w Bolonii zmienił się trener. Widać było, że Thiago Motta mocno wierzył w Kacpra Urbańskiego i regularnie na niego stawiał. Oby teraz sytuacja się nie zmieniła. Jeśli Kacper nie straci miejsca w podstawowym składzie i wciąż będzie ważnym piłkarzem dla Bolonii, na pewno będzie mu łatwiej w kadrze. Co jest tak niezwykłego w tym zawodniku? Jako debiutant wszedł do reprezentacji Polski z drzwiami i futryną, zachwycając techniką i pewnością siebie. A to rzadkość. - Mimo młodego wieku prezentuje się już dojrzale. Jest bardzo profesjonalny. Ale ja widziałem go już, gdy grał w kadrze U-19 w mistrzostwach Europy na Malcie. Znałem więc go dużo wcześniej. Dwa miesiące przed Euro zapewne jeszcze nikt nie przypuszczał, że będzie powołany, a co dopiero, że będzie mógł zagrać w podstawowym składzie. Dlatego życie piłkarza bardzo szybko się zmienia. I oby w jego przypadku były to tylko zmiany na lepsze. Gdzie jest jego optymalne miejsce na boisku w reprezentacji Polski? - Na to pytanie nie ma jednej, konkretnej odpowiedzi. Kacper może występować na kilku pozycjach. I to jest właśnie jeden z jego plusów - duża uniwersalność. Młodzi piłkarze muszą chyba trzymać kciuki za to, by pana kadencja trwała jak najdłużej. Rozmawiamy o Kacprze Urbańskim, ale przecież już w pana debiucie szansę na premierowy występ w kadrze otrzymało czterech zawodników - Patryk Peda, Patryk Dziczek, Filip Marchwiński i wspomniany już Jakub Piotrowski. Odświeżanie reprezentacji Polski sprawia panu dodatkową satysfakcję? - Nie, zupełnie tak na to nie patrzę. Patrzę za to na to, co który piłkarz może dać tej reprezentacji. To jest najważniejsze, by optymalnie wykorzystać przygotowanie zawodników, których mam do dyspozycji. Nad tym elementem pracujemy. Życzyłbym sobie i cieszyłbym się, gdyby jak najwięcej młodych zawodników pukało do drzwi reprezentacji. Gdyby 16-latek czy 17-latek grał regularnie w klubie i robił to dobrze, to wiadomo, że liczyłby na powołanie. My bardzo łatwo zapominamy o pewnych sprawach. Widzimy, że Lamine Yamal gra w reprezentacji Hiszpanii i myślimy, że teraz wszyscy powinni stawiać na nastolatków. No dobrze, ale on wcześniej wywalczył sobie miejsce w składzie FC Barcelony, występując regularnie na wysokim poziomie przez cały sezon. To jest klucz. Gdyby u nas nagle wyskoczył taki zawodnik, to chętnie byśmy z niego skorzystali i stawiali na niego. Ale musi po prostu grać. Wracając znów na moment do Niemiec, usłyszeliśmy tam, że reprezentacja Polski wkroczyła na drogę, którą będzie kontynuować. Jakiej drużyny należy więc spodziewać się już za miesiąc w meczach Ligi Narodów ze Szkocją i Chorwacją? A może raczej - czego będzie pan wymagał od swoich piłkarzy? - Chcemy doskonalić to, co robiliśmy do tej pory - grać wysoko pressingiem, umiejętnie operować piłką i poprawiać elementy, które do tej pory szwankowały. Na przykład? - Nie możemy tracić bramek, gdy mamy przewagę liczebną we własnym polu karnym. Ważne są także aspekty dotyczące utrzymywania pozycji. Będziemy wciąż rozwijać ten zespół. Robert Lewandowski szczerze o swojej formie. Polak przyznał to bez ogródek W rozgrywkach Ligi Narodów priorytetem będzie rozwój drużyny czy jednak sztab patrzy na sprawę bardziej zadaniowo i najważniejsze będzie utrzymanie w dywizji A? - Sprawa jest jasna. Na pierwszym miejscu stoi rozwój reprezentacji i zrobienie kolejnego kroku. Chcemy poprawiać grę tej drużyny i nie cofnę się przed tym w żaden sposób. Z punktu widzenia selekcjonera gra w dywizji A z najsilniejszymi rywalami to dla reprezentacji Polski błogosławieństwo? Nie lepiej byłoby zejść pięterko niżej i grać z drużynami nieco słabszymi, stawiającymi niższe wymagania? - Wydaje mi się, że teraz, po meczach z Holandią, Austrią i Francją, nie powinniśmy się już nikogo obawiać. Powinniśmy za to normalnie z każdym rywalizować, mając poczucie własnej wartości. Jeśli byliśmy w stanie nawiązać walkę z dwoma półfinalistami mistrzostw Europy, to znaczy, że coś potrafimy. I - mam nadzieję - przełożymy to na najbliższe spotkania. W kontekście gry z wymagającymi rywalami, jest trener spokojny o naszą grę obronną? To właśnie ta formacja budzi najwięcej znaków zapytania? - Dla mnie jest teraz jeden kluczowy temat i nieustannie to powtarzam. Najważniejsze jest to, żeby zawodnicy regularnie grali w klubach. To priorytet. Robert Lewandowski mówił jakiś czas temu o tym, że każda formacja na boisku powinna mieć swojego lidera. Kogo widzi pan w tej roli w linii obrony? - Zobaczymy. Sytuacja jest płynna, to też się zmienia. Ważne jest dla nas to, by Paweł Dawidowicz wywalczył sobie pewne miejsce w Hellasie Werona. Jakub Kiwior będzie miał ciężko, jeśli chodzi o wyjściowy skład Arsenalu. Mam nadzieję, że albo odejdzie, albo może tam zapracuje sobie na grę na innej pozycji. Bo różnie bywa. Ważne są minuty. W zasadzie 14 naszych reprezentantów może zmienić klub w tej przedsezonowej przerwie po mistrzostwach Europy. Czterech czy pięciu ma to już za sobą. A to istotne z naszego punktu widzenia ruchy. Skoro mowa o obronie - największym nieobecnym mistrzostw Europy był Matty Cash. Przed wrześniowym zgrupowaniem drzwi do reprezentacji Polski są dla niego otwarte na oścież? - Są otwarte dla wszystkich zawodników. Każdy ma szansę na to, by wywalczyć sobie miejsce w kadrze. Po decyzji o braku powołania na Euro dla zawodnika Aston Villi pojawiło się wiele pogłosek o wadze jego nieobecności podczas barażowego meczu z Walią. Fakt, że mimo kontuzji nie dołączył wówczas do kolegów w Cardiff zapadł panu w pamięci i był kluczowy? - Ależ skąd. Nie wiem, jak w ogóle powstały te plotki. Ja kompletnie nie zwracałem na to uwagi. W tej kwestii nie ma żadnego tematu.