Od początku sposób medialnego ogrania transferu Lewandowskiego jest czymś, co mocno gryzie fanów Barcelony. Może to kwestia oczekiwań, ale też patrząc obiektywnie, trudno aby takowych nie było, skoro mówimy o transferze piłkarza tak wielkiego kalibru, którego przejście do stolicy Katalonii było najważniejszym tematem ostatnich miesięcy w światowej piłce. W Polsce do klasyki piłkarskiego środowiska przeszło "gramy na chaos" Piotra Świerczewskiego, a obserwując marketingową taktykę Barcelony można odnieść wrażenie, że właśnie takie hasło przyświeca osobom odpowiedzialnym za kontakt klubu ze światem. W sposobie przedstawienia Lewandowskiego brakuje jak na razie jakiejkolwiek konsekwencji, ale przede wszystkim konkretnego pomysłu na to, jak "sprzedać" sprowadzenie do siebie gracza tego formatu. Najpierw treści z Lewandowskim było zbyt mało, a gdy ktoś z klubu się w tym temacie zreflektował, to zaczęły one płynąć w tempie karabinu, z tym że trudno było w tym znaleźć jakikolwiek ład i skład, bo kolejne posty sprawiały bardziej wrażenie niepotrzebnego spamu. Kłuje to w oczy szczególnie mocno, gdy przypomnimy sobie o marketingowej pracy chociażby polskich klubów, które prześcigują się w jak najbardziej kreatywnym przekazaniu kibicom informacji o nowych zawodnikach, trenerach czy po prostu wydarzeniach związanych z klubem. Gdyby spojrzeć na to czysto teoretycznie, porównując tylko zasięgi i możliwości finansowo-techniczne, to nasze zespoły nie powinny mieć szans w tym pojedynku. Tutaj jednak okazuje się, że Wisła Płock jest w stanie ciekawiej zaprezentować przedłużenie kontraktu przez Piotra Tomasika niż FC Barcelona sprowadzenie do siebie najlepszego w ostatnich miesiącach piłkarza na planecie. Przaśna prezentacja Lewandowskiego Idealnym podsumowaniem działalności Barcy była dzisiejsza prezentacja, która zaczęła się z kilkunastominutowym opóźnieniem, by finalnie potrwać mniej więcej 10 minut. Cała jej otoczka wyglądała dosyć przaśnie i groteskowo, bo jej anturaż prezentował się następująco - przed hotelem ustawiono ściankę z logiem i sponsorami klubu, obok flagi Barcelony i Katalonii i to by było na tyle. Dosyć swojsko zaprezentował się też Joan Laporta, który pojawił się w akompaniamencie klubowego hymnu puszczonego z głośnika, a w walce z panującym upałem najwyraźniej miała pomóc rozpięta na kilka guzików koszula. Na usprawiedliwienie dla Barcelony, w Hiszpanii dużo mówi się o tym, że prawdziwe powitanie z pompą szykowane jest na ostatni sprawdzian Katalończyków przed sezonem, czyli mecz o Puchar Gampera, zaplanowany na 7 sierpnia. Wtedy, przy wypełnionym stadionie i dobrym planie być może uda się zmyć nie najlepsze wrażenie z ostatnich dni. Ktoś mógłby też powiedzieć, że obecne okoliczności niespecjalnie sprzyjały do lepszego ogrania tego tematu, bo Lewandowski trafił do klubu w środku zgrupowania na drugim końcu świata, ale też umówmy się - Barcelona nie wiedziała o tym od wczoraj, podobnie jak pracujący w tym temacie sztab ludzi. Wydawać by się mogło, że tego typu transfer do dla działów medialnych swego rodzaju samograj, wymarzona sytuacja do opracowania. Jak widać, niekoniecznie dla wszystkich.