Wojciech Górski, Interia: W zeszłym tygodniu pojawiła się w mediach informacja, według której Robert Lewandowski, będąc niezadowolonym z poziomu zajęć Czesława Michniewicza, zszedł z treningu przed meczem z Francją. Jak pan, w imieniu swoim, czy też Roberta, się do tej informacji odniesie? Tomasz Zawiślak, przyjaciel i współpracownik Roberta Lewandowskiego: - Zacznę od tego, że staram się nie wypowiadać publicznie, rozumiejąc swoją rolę i to, że Robert jest kapitanem załogi, a my jesteśmy od tego, żeby mu pomagać. Jednak to, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu przelało czarę goryczy. Będę wypowiadał się w swoim imieniu: Mam dosyć tego, co się dzieje wokół Roberta, jeśli chodzi o reprezentację Polski. To moje zdanie, ale uwzględniające to, co widzę, będąc blisko Roberta. Mam to szczęście, że jest tak już od przeszło 25 lat, więc myślę, że dzięki temu jestem osobą, która widzi dużo. Jestem z nim w momencie wygranych, ale także porażek. A to co się wydarzyło w zeszłym tygodniu jest dla mnie porażką, ale nie porażką Roberta, ale w tym wypadku dziennikarza "Sportowych Faktów" Mateusza Skwierawskiego. Proszę mnie nie zrozumieć źle - nie mam pretensji o to, że często w środowisku kolportuje się informacje z anonimowych źródeł, bo ktoś nie ma odwagi podpisać się pod nazwiskiem, ale nie ma naszej zgody, na publikowanie i powielanie kłamstw bez żadnej weryfikacji, lub po prostu spytania o zdanie drugiej strony Mateusz nie znalazł czasu, by to zweryfikować, doprowadzając do katastrofy, która nie powinna mieć miejsca. Trudno później zatrzymać rzekę bzdur powielanych już przez wszystkie media bez żadnej refleksji, bez żadnej próby kontaktu z nami i weryfikacji. Wiele można o Robercie powiedzieć, natomiast chyba nikt nie powinien kwestionować jego podejścia i zaangażowania w reprezentację. Czytaj też - Lewandowski obwiniany o niesubordynację. Jest komentarz PZPN Co więcej trening o którym mowa był otwarty, wiele osób było na miejscu. Całą sytuację dokładnie opisał też kierownik reprezentacji. Dziś już wiadomo, że informacja o rzekomej samowolce to kłamstwa i bzdury, ale mleko się rozlało. Widać trend, że dzisiaj dobrze jest atakować Roberta. Kompletnie nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje. Może to jest tak - odnosząc się do słów trenera Brzęczka - że jak reprezentacja wygrywa to jest "dobrze Robert", a jak reprezentacja przegrywa, to jest "źle Robert". Na to naszej zgody w przyszłości nie będzie, bo jest to po ludzku nie fair. Nie ukrywam, że znam osobiście Mateusza Skwierawskiego i jest to dziennikarz cieszący się dużą wiarygodnością. Od wielu lat pracuje w dużym ogólnopolskim portalu i nigdy nie miał łatki aferzysty. W swoim tekście zaznaczał, że nie zamierza podważać sukcesów i zasług Roberta Lewandowskiego w reprezentacji Polski, a nakreślić to, jak drużyna była zawiedziona poziomem treningów Czesława Michniewicza. Czy to jedno zdanie nie zostało później trochę wyciągnięte z kontekstu? - Przyznam, że sam rozmawiałem z Mateuszem, znamy się przecież, zadzwoniłem do niego zdenerwowany i powiedziałem mu wiele pewnie gorzkich słów. Nie mam pretensji o to, że Mateusz jako dziennikarz powołał się na anonimowe źródło. Z punktu widzenia dziennikarza i każdej osoby pracującej w mediach, wydawałoby się, że dobrze jest jednak zapytać o stanowisko bezpośrednio zainteresowanego i tego zabrakło. To jest powód mojej złości w tej sytuacji, bo skutki podania nieprawdziwej informacji potem są katastrofalne i nie da się ich zatrzymać. Uważam, że dziennikarze powinni być odpowiedzialni za to, co kolportują - czy to jest prawda. W tym wypadku był to absolutny fałsz. A konsekwencje ponosi jedynie Robert. I tak naprawdę potem podczas rozmów z Mateuszem i ludźmi z redakcji "Sportowych Faktów", a jest tam mnóstwo bardzo dobrych dziennikarzy, z którymi zawsze pracowało nam się fantastycznie, my liczyliśmy jedynie, że usłyszymy: "Przepraszam, że nie zweryfikowaliśmy". Od nas wielokrotnie oczekuje się zajęcia stanowiska, powiedzenia "Przepraszam, popełniliśmy błąd". Jak choćby wówczas, gdy Robert nie strzelił karnego. Wtedy użył słowa "przepraszam". Tego nam w reakcji na to zdarzenie zabrakło. Każdy ma prawo popełnić błąd i w tym wypadku błędem było to, że Mateusz uwierzył w anonimowe źródło i puścił w świat "sensacyjną" informację, bez żadnej próby weryfikacji. Wiele można Robertowi zarzucić, o wielu rzeczach można dyskutować, ale chyba nikt trzeźwo myślący nie jest w stanie uwierzyć w to, że Robert przed najważniejszym dla niego meczem na mistrzostwach świata schodzi z treningu, bo jest niezadowolony. I to jeszcze na otwartym treningu, na którym było wielu dziennikarzy. Na treningach często dzieją się rzeczy, których nie są w stanie zrozumieć osoby postronne. Często są to ustalenia z trenerem, konsultacje z lekarzami, albo przypadki losowe, jak w tym przypadku, gdy na boisku znajdowało się zbyt wielu zawodników do siatkonogi i Robert przez maksymalnie kilka minut nie miał dla siebie miejsca. Po chwili miejsce się zwolniło i dołączył do kolegów. Gdyby to było tak naprawdę szokujące, to wnioskuję, że wielu przedstawicieli mediów by to zauważyło i odniósłby się do tego bezpośrednio trener Michniewicz. Jeszcze raz powtórzę: Jest to kłamstwo i jeszcze raz kłamstwo. Nic takiego nie miało miejsca. Mówi pan o tym, że mecz z Francją był najważniejszym spotkaniem na mistrzostwach świata dla Roberta Lewandowskiego. Informacja, o której mówimy faktycznie ukazała się dość późno, ponad miesiąc od zakończenia mundialu. Natomiast już 6 grudnia "Przegląd Sportowy" opublikował tekst, w którym pisano, że przed meczem z Francją piłkarze sami, bez wiedzy trenera, umówili się, że zagrają inaczej, bardziej ofensywnie. Tych wiadomości nie dementowano. - Podczas mistrzostw świata pojawiło się tyle kłamstw i to znowu z anonimowych źródeł, że trudno się do tego odnieść... Nie będę mówił o innych piłkarzach, bo z nimi nie pracuję. Ale w przypadku Roberta - on nigdy nie tworzy jakiejś oddzielnej rzeczywistości, w której z kimkolwiek się umawia, że będzie grał inaczej, niż oczekuje tego trener. Zawsze z każdym trenerem współpracował na zasadzie wzajemnego szacunku. To, że Robert często dyskutuje z trenerami wynika tylko z tego, że jest szalenie ambitny i chce jak najlepiej dla reprezentacji. Naturalne jest to, że jest przestrzeń na to, by dyskutować o tym, jak reprezentacja ma grać. Ale też chyba tego oczekuje się od kapitana i osoby, która w światowej piłce widziała tyle, że powinna się swoją wiedzą i spostrzeżeniami dzielić. Nie tylko z trenerem, ale i kolegami z drużyny. Czy piłkarze rozmawiali między sobą przed meczem z Francją, że należy zagrać ofensywniej? Mogli rozmawiać, ale na końcu decyzje zawsze podejmował trener. To kolejna teza, którą ktoś wymyślił po to, żeby pokazywać pewne elementy podziału w tej grupie. Słyniemy z tego, że po każdych mistrzostwach szukamy kozłów ofiarnych. Niestety, brutalne jest to, że jesteśmy sfrustrowani, że osiągnęliśmy taki wynik a nie inny, w takim stylu a nie innym. I dotyczy to pewnie wszystkich, którzy tej reprezentacji dobrze życzą - od kibiców, przez piłkarzy, sztab, kończąc na władzach związku. Czytaj też - Były agent Lewandowskiego grzmi. "Takie zachowanie to norma" Odchodząc już nieco od tematu zejścia z treningu. Czy pana zdaniem, jako osoby będącej blisko niego, Robert faktycznie był sfrustrowany niskim poziomem treningów, zwłaszcza taktycznych? Byłem w Katarze, o tym już na miejscu mówiło się bardzo dużo. - To nie jest kwestia frustracji w trakcie turnieju. To jest kwestia tego, że każdy ma swoje wielkie oczekiwania wobec tego turnieju i pojawia się wiele pozytywnych lub negatywnych emocji. Na początku pewnie - po pierwszym meczu - Robert był sfrustrowany, że nie strzelił karnego i był zły na siebie. Bo miał właśnie wielkie oczekiwania wobec siebie. Jeśli ktokolwiek był sfrustrowany, to nie niskim poziomem treningów, ale tym, że nie gramy tak, jak każdy sobie założył. Bo przecież dla każdego z chłopaków marzeniem nie jest tylko być na mistrzostwach świata, ale rywalizować jak równy z równym z każdym. Moim zdaniem znowu jest to nadinterpretacja tego, że zawodnicy byli niezadowoleni ze stylu. Pasuje to pod tezę, która w wielu środowiskach została wzięta za pewnik. Doszły do tego interpretacje pomeczowych wypowiedzi. Proszę zwrócić uwagę: reporter, w tym wypadku TVP, pyta się Roberta, czy będzie grał na mistrzostwach świata za cztery lata. Robert odpowiada, że nie wie, czy będzie miał dalej tę samą radość z gry. I mamy kolejną tezę, że Robert zwalnia kolejnego selekcjonera. I nikt nie analizuje tego, że Robert odpowiada na pytanie, dotyczące jego samego. Jego emocji, jakie mu towarzyszą, tego, jakie są wobec niego oczekiwania i wielka chęć sprostania im. To gigantyczne obciążenie. Każdy powinien zrozumieć to, że Robert nie wie, czy będzie gotowy za cztery lata, nie tylko fizycznie ale także mentalnie. A co się pojawia w polskich mediach? Pojawia się informacja, że Robert Lewandowski chce zwalniać trenera Michniewicza. Jest to totalna bzdura. Kolejna, która pasuje pod tezę i wytworzoną atmosferę po turnieju, po którym oczekiwaliśmy więcej. Albo powiedzmy w ten sposób: oczekiwaliśmy lepszego stylu. Chociaż gdy my rozmawiamy o stylu reprezentacji, to w Hiszpanii każdy nam gratuluje udanego turnieju w Katarze ze względu na to, że wyszliśmy z grupy. Wracając do Roberta - on absolutnie w tym wywiadzie odnosił się do siebie. Nie mamy przestrzeni, żeby tłumaczyć wszystkie niuanse związane z wypowiedzią, na którą zawodnik ma czasem 10-15 sekund, po meczu po którym jest zmęczony fizycznie, psychicznie i odniósł porażkę. Media też muszą mieć w sobie pewien rodzaj odpowiedzialności, by nie nadawać informacjom zupełnie innego sensu, niż zawodnik miał na myśli. Dotyczy to zarówno trenera Michniewicza, czy słynnych ośmiu sekund milczenia na temat taktyki Jerzego Brzęczka... Media posuwają się trochę za daleko w interpretacji, nie ponosząc za to absolutnie żadnej odpowiedzialności. Co pana zdaniem musi się zmienić, aby w przyszłości takie sytuacje, jak chociażby w ostatnich dniach, się nie zdarzały? - Zanim odpowiem wrócę do tego co Robert mówił o radości z gry. Sam mam wrażenie, że dzisiaj trudno jest odzyskać radość z gry w reprezentacji, zajmując się takimi bzdurami, kolejnymi kłamstwami, manipulacjami pochodzącymi z anonimowych źródeł, kolportowanych przez ludzi, którzy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za to, co przepisują, a na końcu uderzają w kogoś, dla kogo reprezentacja Polski i jej kibice są tak niezwykle ważni. Nie jestem oczywiście naiwny, wiem że nie na wszystko można mieć wpływ. Ale wiedząc, jak wielu mamy w Polsce dobrych i rzetelnych dziennikarzy, wystarczy tylko, aby bardziej dbać o rzetelność i nie traktować nazwiska Lewandowski jako hasła do robienia zasięgów. Bo na końcu stoi za tym prawdziwy człowiek. Każdy ma prawo do krytyki lub własnej opinii, ale jeśli się podaje informacje, szczególnie w oparciu o anonimowe źródła, to trzeba je zwyczajnie zweryfikować. Dziennikarze mają nasze kontakty. Z pewnością na medialną narrację złożyło się wiele drobnych sytuacji. Jedną z nich na pewno też był fakt, że żaden z piłkarzy nie podziękował publicznie trenerowi Michniewiczowi za współpracę. To zostało odebrane bardzo wymownie. - Konta na mediach społecznościowych piłkarzy, w gruncie rzeczy służą do komunikacji z fanami. W przypadku Roberta na całym świecie. Warto jednak jasno powiedzieć, że absolutnie nie było żadnego zakazu podziękowania trenerowi i nie mogło być, bo przypomnę, że media społecznościowe nie należą do nikogo innego, jak tylko do piłkarzy. Robert skontaktował się z trenerem Michniewiczem i osobiście podziękował mu za współpracę, bo ich relacje - znowu mimo tego co pisały media - do końca były bardzo dobre i takie pozostają. Ale znowu pasowało to pod tezę, że Robert ma złe relacje z trenerem Michniewiczem. To że czasami dyskutowali, nie zgadzali się co do wizji, jak reprezentacja ma grać, uważam za szczęście polskiej piłki, że selekcjoner może z kimś swoje pomysły zderzyć. W tym wypadku może je zderzyć z jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, jakiego reprezentacja nie miała od dawna. Jak pana zdaniem sam Robert podchodzi takich informacji pojawiających się w mediach? Jak je przeżywa? - Na końcu nikt nie jest robotem. Robert jest człowiekiem. Mimo tego, że przyzwyczaił się do tego, jaką cenę płaci, przyjeżdżając z najlepszych klubów świata do reprezentacji, z którą - chyba każdy się zgodzi - jest bardzo trudno o namacalny sukces w postaci wygranych mistrzostw świata, Europy, półfinałów. Ma wielkie oczekiwania ze strony kibiców i ze strony mediów. Na końcu w momencie, kiedy jest porażka, to pojawiają się takie rzeczy, które go personalnie bolą. Zobacz także - Kulesza reaguje na spekulacje. Chodzi o zakaz dla reprezentantów Pewnie powiem coś mocnego, ale dziś jest takie przyzwolenie w Polsce, że każdy, nawet skompromitowany były działacz lub trener może sobie wycierać twarz Robertem Lewandowskim. I widzi "więcej" w kwestii jego braku profesjonalizmu i złego wpływu na atmosferę, niż widzą najwięksi trenerzy na świecie. Proszę zwrócić uwagę, że Juergen Klopp, Pep Guardiola, czy dzisiaj Xavi Hernandez to ludzie, którzy na każdym kroku pokazują dobre cechy Roberta. Profesjonalizm, katorżniczą pracę każdego dnia, genialny wpływ na młodych, zaangażowanie w życie drużyny. Myślę, że trener Nawałka ma podobne doświadczenia z pracy w reprezentacji. Mimo to w Polsce w trudnych chwilach najłatwiej jest atakować Roberta i to jest rzecz, która go boli. Robert jest zamknięty i czasem nawet mi ciężko rozmawiać z nim na temat jego emocji. Może to też jest jeden z elementów, z powodu których media szukają możliwości ataku na Roberta? Bo nie jest przyjacielem wszystkich, nie jest bardzo otwarty. Pewnie jest mu z tego powodu po prostu przykro. Sam patrzę, jak się przygotowuje, ile daje reprezentacji, bo reprezentacja jest dla niego świętością. Zawsze przyjeżdża na kadrę z tym samym zaangażowaniem, z tą samą mocą. Mam nadzieję, że prawdziwi kibice będą w stanie dostrzec, co jest rzeczywistością. I to, że dla każdego z nas - nie tylko ludzi mediów, ludzi piłki, kibiców - Robert może być wzorem profesjonalizmu. Rozmawiał Wojciech Górski